Sławomir Jastrzębowski opowiada o doświadczeniach w dziennikarstwie. "Byłem molestowany"

"Całkiem niemała liczba ludzi, także w dziennikarstwie, chce świadomie i cynicznie robić karierę przez łóżko, albo łóżkiem i tym całym 'me too' chce kogoś zniszczyć - twierdzi Sławomir Jastrzębowski. Były naczelny "Super Expressu" określa siebie jako ofiarę tej akcji. Używa przy tym niewybrednych słów.

Sławomir Jastrzębowski opowiada o doświadczeniach w dziennikarstwie. "Byłem molestowany"
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Obara
Anna Kozińska

Jastrzębowski w felietonie dla sdp.pl zauważa, że akcja "Me too" ma swoje zalety i wady. Jak podkreślił, "żaden molestujący kat nie powinien czuć się bezpiecznie". Z drugiej strony jednak "zimne samice (lub samce) stosują ją instrumentalnie do robienia kariery, albo zemsty, że kariery zrobić się nie udało".

Były naczelny "Super Expressu" opowiada też konkretną sytuację, która go spotkała. Stanowi ona niejako argument dla jego poglądów o złej stronie akcji "me too". Historia dotyczy rozmowy z kobietą, która przyszła do niego na rozmowę o pracę. Jastrzębowski zwrócił uwagę na jej strój i zachowanie. W felietonie nie unika przytoczenia kontrowersyjnych opinii.

"Po pierwszym spojrzeniu na jej skąpą bluzkę potępiam się brutalnie i kategorycznie za myśl własną, która niestety brzmiała: 'Nie no, ona musi mieć je zrobione'. Potępiony przez siebie siadam skromnie i słucham jej bla, bla, bla, widząc, że wyraźnie gra swoją kobiecością i seksualnością. I to wcale nie jest złe. Powiedzmy sobie szczerze, ładna, seksowna dziennikarka ma dużo większe szanse nawiązania kontaktu, wyciągnięcia informacji, zdobycia danych niż jakiś nawet przeinteligentny pasztet. Bardzo mi smutno z powodu tej prawdy. Kiedy jednak dziewczynka na mojej kanapie oferuje mi wprost seks za przyjęcie do pracy, nachylając się w celu ekspozycji piersi (tak, były robione), to ja jestem przerażony. Podejrzewam prowokację, nagrywanie, albo że ona za chwilę zacznie krzyczeć, albo coś, więc mówię: 'To skontaktujemy się z panią” i lecę do drzwi, żeby je otworzyć, żeby wyjść na korytarz do ludzi, do świadków. Dopiero po tej rozmowie nauczę się, że takich rozmów nie przeprowadza się samemu i w zamkniętym pokoju. Rozkoszy nie było" - pisze.

To nie wszystko. Jastrzębowski dzieli się z czytelnikami sdp.pl jeszcze jedną historią. Jej bohaterką jest z kolei kobieta na wózku, o kulach. Nie kontynuowano z nią współpracy, bo według kierownika się nie nadawała. I, jak pisze autor felietonu, okazała się "psychofanką, czyli klasyczną wariatką".

"Zawiedziona owa niewiasta zaczęła wypisywać do setek moich znajomych na Facebooku, że ja miałem z nią wieloletni romans na wózku czy o kulach o podłożu seksualnym. Jej sytuacja była jednak trudna, ponieważ z powodu awersji do środków higieny i urody ubogaconej defektami nie wydawała się nazbyt wiarygodna z tym romansem (zbyt duży poziom perwersji), na moje szczęście" - twierdzi były naczelny "Super Expressu".

Po przytoczeniu dwóch historii, Jastrzębowski podsumowuje: "szlachetna akcja 'me too' pobudziła do życia w wielu polskich redakcjach (wiem, bo rozmawiałem, moje doświadczenia nie są bynajmniej wyjątkowe) wiele sfrustrowanych wariatek, które z powodu braku inteligencji, ambicji i szeregu różnych umiejętności próbują się mścić na całym świecie. I jeszcze jedno, sądzicie państwo, że powinienem dla bezpieczeństwa swojego i moich najbliższych złożyć jednak zawiadomienie do prokuratury, czy po prostu kupić kobiecie trochę środków czystości?".

Co na to czytelnicy? Niektórzy twierdzą, że to "materiał na książkę". Inni piszą o arogancji czy prostactwie Jastrzębowskiego.

Źródło: sdp.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (95)