Skrzywdziła ją własna matka. Psycholog wyjaśnia
Monika B. miała aplikować na twarz i kark swojego dziecka substancję o właściwościach toksycznych. Wielokrotnie organizowała zbiórki na leczenie dziewczynki. Jak podał "Fakt", pojawiły się przesłanki o tym, że kobieta może cierpieć na chorobę Münchausena.
W środę sąd podjął decyzję o aresztowaniu 43-letniej Moniki B. z powiatu łukowskiego w województwie lubelskim. Jest podejrzana o znęcanie się nad swoją córką w sposób szczególnie okrutny. Według ustaleń śledczych Monika B. miała zniszczyć twarz swojego dziecka, używając do tego toksycznej substancji, a następnie organizować zbiórki pieniędzy na pomoc dla dziewczynki. Pojawiły się przypuszczenia, że u kobiety wystąpiły objawy choroby Münchausena.
Według ustaleń śledczych od końca lutego 2017 r. do stycznia 2024 r., podejrzana matka znęcała się nad swoją małoletnią córką, stosując przemoc zarówno fizyczną, jak i psychiczną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Doprowadzała do kontaktu skóry dziecka w obrębie twarzy i karku z (…) płynną substancją toksyczną o cechach drażniących/żrących, powodując rozległe zmiany skórne - wyjaśniła Kępka.
W wyniku tych działań, na skórze dziewczynki pojawiły się rumień, stany zapalne, blizny, a nawet nieodwracalne ubytki tkanek spowodowane martwicą. Dziewczynka straciła m.in. część prawego ucha, co spowodowało, że została oszpecona.
Zbiórki pieniędzy dla dziewczynki
Monika B. przedstawiała zadane córce obrażenia jako zmiany chorobowe. Przekazywała te informacje zarówno służbie zdrowia, jak i sądowi opiekuńczemu. Na leczenie 9-letniej dziewczynki wielokrotnie organizowane były zbiórki pieniędzy.
- Sąd zdecydował o zastosowaniu trzymiesięcznego aresztu wobec 43-letniej Moniki B. - poinformowała Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Podejrzana nie przyznała się do zarzucanych czynów i składała wyjaśnienia, których treści śledczy na razie nie ujawniają. Jeżeli zarzuty zostaną potwierdzone, kobiecie grozi kara do 20 lat pozbawienia wolności.
Psycholog wyjaśnia
Jak podał Fakt.pl, pojawiły się przesłanki o tym, że kobieta może cierpieć na chorobę Münchausena.
Przeniesiony zespół Münchhausena to stan psychiczny, gdzie opiekun (często matka) podświadomie lub celowo narusza zdrowie lub wmawia choroby swojemu dziecku, aby czerpać satysfakcję z udzielania mu opieki. "Fakt" zapytał eksperta z dziedziny psychologii i biegłego sądowego Czesława Michalczyka, czy w przypadku Moniki B. możemy mówić o tym schorzeniu.
- Przekazy medialne wskazują, że kobiecie chodziło głównie o korzyści finansowe. W zespole Münchausena przeniesionym na dziecko bardziej chodzi jednak o fakt zainteresowania ze strony otoczenia (...) Biegli będą więc musieli ocenić, czy jest to przeniesiony zespół Münchausena, czy po prostu zwykła chęć zarabiania pieniędzy na krzywdzie dziecka - wyjaśnił ekspert.
- Moim zdaniem, przede wszystkim taka osoba nie powinna się opiekować swoim dzieckiem. Co do tego nie ma wątpliwości. Ta dziewczynka, o której mówimy, została trwale oszpecona. To wielka nieodwracalna szkoda - dodał.
Czesław Michalczyk podkreśla, że matkę w przypadku zespołu Münchhausena, zarówno przeniesionego, jak i nie, należy poddać terapii lub leczeniu. Jednakże, jak dodaje, zespół Münchhausena jest trudny do leczenia terapeutycznego. Psycholog przyznaje, że istnieją osoby, u których ten proces może trwać całe lata.
Źródła: PAP, Fakt.pl