Skandynawscy myśliwi przyjeżdżają do Polski na polowania
Polska jest obecnie najpopularniejszym kierunkiem wypraw Skandynawów poszukujących trofeów myśliwskich. Tylko nad Wisłą można tak tanio i komfortowo ustrzelić jelenia, dzika lub sarnę.
06.02.2014 | aktual.: 06.02.2014 16:50
Polska jest od lat prawdziwym eldorado dla europejskich myśliwych. Decyduje o tym cena oraz stosunkowo liberalne prawo, które stworzyło nie tyle furtkę, co szeroką bramę dla osób żądnych łowieckich trofeów. Prawo łowieckie od lat dopuszcza możliwość polowania przez cudzoziemca w Polsce "po wykupieniu polowania w tzw. biurze dewizowym świadczącym działalność gospodarczą”. Wystarczy ważna licencja we własnym kraju, opłata dla biura i już można się szykować na emocjonującą wycieczkę.
"Rozrywka dla każdego"
Duński portal "sn.dk” namawia miłośników polowań na wyprawy łowieckie do Polski. Cytuje pracownika firmy Buhl Jagtrejsers z Kolding zajmującej się organizowaniem takich wyjazdów. Ten twierdzi, że aż połowa wszystkich klientów, jacy rocznie korzystają z jego usług, wybiera Polskę. Tylko z tym pośrednikiem do polskich lasów każdego roku trafia od 1,2 tys. do 1,4 tys. Duńczyków. Przyciąga ich dobra cena, nawet ośmiokrotnie niższa niż w Kanadzie. Doradcy myśliwych z Buhl Jagtrejsers przekonują, że już za równowartość 5 tys. złotych można sobie zafundować polowanie życia i to łącznie z trofeami do pochwalenia się w domu. - To rozrywka dla każdego – twierdzi cytowany na portalu Henning Olsen. – Nie trzeba być szczególnie bogatym. To prawda, że zasobniejsi klienci podróżują chętniej i częściej, ale w naszej ofercie znajdzie się coś na każdą kieszeń.
Focia ze stosem dzików
Na stronie biura Buhl Jagtrejsers można znaleźć zaproszenia na polowania w okolicach Szczecina i Radomia. Duńczycy zachwalają szczególnie obiecujące polowania na polskie jelenie ("nawet po 6 sztuk na myśliwego!”), "pełne akcji” łowy na dziki, a także strzały do "koźląt, lisów i saren”. Zapewniają, że jeden łowca może w ciągu 3 dni ubić nawet trzydzieści sztuk dzikiej zwierzyny. Chętni mogą obejrzeć liczne filmy i zdjęcia z wcześniejszych wypraw łowieckich do Polski.
Nie tylko Duńczycy chwalą sobie łowieckie wycieczki do Polski, w celach myśliwskich odwiedzają nas również Norwegowie, Szwedzi, Niemcy oraz przedstawiciele innych nacji. Wystarczy poszukać za pomocą internetowej wyszukiwarki hasła "hunting in Poland”, by zrozumieć skalę zjawiska. Do ponad 116 tysięcy zarejestrowanych w PZŁ polskich myśliwych rocznie dołączają dziesiątki tysięcy obcokrajowców. Ostatnie dane GUS mówią o ponad 740 tysiącach zastrzelonych zwierząt łownych rocznie, ale statystyki nie obejmują takich zwierząt jak np.: muflony, borsuki, jenoty, szopy i inne.
Czterech łowczych jeleni
W Norwegii działa wiele biur rekomendujących polowania w Polsce. Np. XXX Adventure poleca już za równowartość 4750 złotych wyprawę w okolice Głogowa. Na licznych zdjęciach zamieszczonych na stronach internetowych, forach oraz w serwisach społecznościowych Norwegowie chwalą się zwierzyną ubitą w Polsce. Jedni pozują ze stosem martwych dzików, inni przystrajają zabite jelenie we własne czapki, jeszcze inni z uśmiechem wskazują na rozmiary trofeów.
Administratorzy norweskiego profilu na Facebooku o nazwie "Jakt i Polen” są bardzo aktywni. Obok zdjęć zabitej zwierzyny umieszczają fotki pięknej, polskiej natury oraz filmy z wypraw. Już na marzec zapowiadają kolejne dvd – "The roe buck hunters 2”.
Trailer pierwszej części amatorskiego filmu opowiadającego o czwórce myśliwych z Norwegii, którzy uwielbiają polować w Polsce można zobaczyć w sieci.
Żubrzyka?
Sporym zainteresowaniem cieszą się wśród Skandynawów oferty będące w Europie prawdziwymi perełkami – polowania na żubra. Norweskie Biuro Polowań Safari Max zachwala je jako wyjątkowe i podaje dokładne ceny tej przyjemności, dodając, że jako trofeum można zatrzymać skórę i rogi.
Jak to możliwe, że w wolno strzelać do przedstawiciela gatunku, którego liczebność na globie nie przekracza 5 tys.? Wyjaśnia to administrator strony polskiej firmy VIP Hunter Zubrzycki Adventures: "Zwierzę to jest pod ścisłą ochroną cały rok. Minister co roku zezwala na odstrzał paru zwierząt. Mam zarezerwowane zawsze parę żubrów. Tylko w Polsce żubry żyją w naturalnym środowisku.”
Takich jak to biur polowań dla cudzoziemców działają w Polsce setki. Każdą śmierć wycenia się dokładnie w euro, o możliwość zabicia najrzadszych sztuk trzeba się czasem licytować.
Wszystko legalnie
Warto podkreślić, że cudzoziemcy mogą polować w Polsce legalnie. Na stronie internetowej Polskiego Związku Łowieckiego czytamy, że obywatele UE posiadający u siebie odpowiednie uprawnienia muszą złożyć egzamin w języku polskim z zasad i warunków polowań obowiązujących w Polsce. Cudzoziemcy spoza UE zdają pełny egzamin. Obcokrajowcy stanowią jednak zaledwie jeden procent członków PZŁ. Najwięcej z nich przyjeżdża nad Wisłę w zorganizowanych grupach dzięki współpracy zagranicznych i polskich biur zajmujących się organizacją wypraw łowieckich, a formalności, za opłata oczywiście, mogą dopełnić bardzo szybko.
Polskie koła łowieckie odsprzedają cudzoziemcom swoje "kwoty” na polowania. I tak np. Biuro Polowań PZŁ Diana chwali się na stronie internetowej: "Za pośrednictwem naszego biura polują głównie myśliwi z Europy, zwłaszcza Niemiec i Danii, ale gościmy również myśliwych z Belgii, Szwecji, Francji, Holandii a także innych krajów Europy. (…) W ostatnich latach myśliwi zagraniczni pozyskiwali za naszym pośrednictwem średnio 700-800 szt. zwierzyny grubej w sezonie, w tym ponad 60 jeleni – byków, 330 rogaczy, oraz 250-350 dzików.”
Długie tradycje polowań
Myśliwi przekonują, iż Polska ma długie i piękne tradycje polowań. Na stronie dotyczącej myślistwa **
**czytamy: „Łowiectwo fascynowało człowieka 'od zawsze'. Człowiekowi pierwotnemu, oprócz emocji związanych z pokonaniem dzikiego zwierza, dostarczało pożywienia i skór do okrycia ciała oraz tworzywa na prymitywne narzędzia. W wiekach późniejszych władcom przynosiło rozrywkę oraz umożliwiało gromadzenie zapasów na czasy częstych wówczas wojen. Na ziemiach polskich łowiectwo już od istnienia zalążków państwa było nierozerwalnie związane z życiem ludu zamieszkującego te tereny.” Argumentując potrzebę polowań myśliwi mówią o ochronie przyrody, zimowym dokarmianiu i swoim przywiązaniu do natury. Potrzeba regulacji ich zdaniem wynika z faktu iż "człowiek niemal wyeliminował naturalnych wrogów wielu gatunków łownych, myśliwi muszą zatem redukować liczebność populacji wielu gatunków, aby nie przekroczyły one pojemności środowiska”.
Dyskutując z przeciwnikami polowań pytają zawsze o to, czy ich zdaniem bardziej moralne jest jedzenie kupionego w sklepie, mięsa od zwierzęcia hodowanego w ciasnocie wyłącznie na śmierć.
Liczy się trofeum
Anna Bugaj wielokrotnie pracowała jako tłumacz dla grup duńskich myśliwych. Jej zdaniem w sprzedawaniu cudzoziemcom praw do polowań nie ma nic zdrożnego.
- Z tego, co wiem, w Danii takie polowania jak w Polsce nie są możliwe – wyjaśnia. – Dlatego w Polsce goście byli zachwyceni, wyjeżdżali ze łzami w oczach. Wielu z nich nawiązuje nad Wisłą przyjaźnie, bo takie wyjazdy zwykle trwają kilka dni i mają wiele elementów integracyjnych. Zwykle grupa idzie na polowanie dwa razy dziennie, rano i wieczorem, a o innych porach dniach urządza ogniska, biesiady itp.
Zdaniem Anny Bugaj Skandynawom przyjeżdżającym do Polski na polowania chodzi głównie o trofea. Nie zgadza się z poglądem, że myśliwi z Europy przyjeżdżają do Polski, by zabijać zwierzynę dla zabawy i intrygujących fotek. Przekonuje, iż myślistwo jest pożyteczne i służy ekosystemowi, a nad polowaniami cudzoziemców sprawuje się kontrolę, wszystko oficjalnie dokumentując.
- Pragnienia trofeum akurat nie rozumiem – przyznaje. – Polowanie mające napełnić lodówkę jest w mojej opinii bardziej uczciwe od zjadania krowy zabitej w wątpliwy sposób w rzeźni, jednak pogoni za trofeum nie podzielam.
"Myśliwi degenerują gatunki”
- Mamy zbyt liberalne prawo, jeśli chodzi o strzelanie do zwierząt – komentuje Cezary Wyszyński z Fundacji Viva! Akcja Dla Zwierząt. – Zwierzęciu wszystko jedno, czy padnie od strzału Polaka, czy obcokrajowca.
Wyszyński nie zgadza się z argumentami myśliwych, którzy twierdzą, że są środowisku niezbędni, bo dokarmiają zwierzynę i "regulują populację”.
- Myśliwi sami generują problem, by móc go potem rozwiązać. Najpierw dokarmiając zwierzęta nienaturalnym pokarmem, sztucznie zwiększają populację. Potem muszą "bronić” upraw przed dziką zwierzyną, upierając się, iż do nich należy rola zastąpienia drapieżników, które sami wcześniej wybili. W przeciwieństwie do nich, nie eliminują jednostek chorych i słabych, tylko polują na najdorodniejsze sztuki, degenerując tym samym gatunki. A że na ściąganiu obcokrajowców można sporo zarobić, dokarmia się coraz chętniej, by potem było co zabijać. .
Zdaniem obrońcy praw zwierząt większość zagranicznych myśliwych nie kupuje od kół łowieckich mięsa ubitej zwierzyny. Bywa, że po polowaniach na ptaki na mokradłach zostają setki ustrzelonych sztuk. Polując na kaczki jeden myśliwy używa nawet kilku strzelb, zabijając dziesiątkami, choć ptaki "nie wchodzą w szkodę”.
Robert Biedroń, poseł Twojego Ruchu, który angażuje się w akcje na rzecz zwierząt, uważa, że zarzuty co do intencji przedstawicieli kół łowieckich są na tyle poważne, że do czasu ich wyjaśnienia powinni oni zaprzestać albo ograniczyć lekkomyślne wydawanie zezwoleń na szeroką skalę. "Środowisku myśliwskiemu potrzebna jest poważna refleksja nad sensem działania kół myśliwskich i mam nadzieję, że będzie ona wystarczająca dla unormowania wspomnianego procederu, w innym przypadku może okazać się, że niezbędna będzie interwencja ustawodawcy" - napisał polityk w oświadczeniu przesłanym do Wirtualnej Polski. "Tak zwane polowania dewizowe to od lat stosowany przez koła myśliwskie skandaliczny proceder mający na celu podreperowanie ich budżetu. Należy przypomnieć, że celem istnienia kół łowieckich powinna być ochrona środowiska naturalnego i dbanie o zachowanie różnorodności gatunkowej, a nie prowadzenie barbarzyńskiej działalności zarobkowej" - uważa poseł Twojego Ruchu.