Afera na niemieckim lotnisku. "Zagotowałem się!"
W lutym niemiecki "Bild" napisał, że polityk PO Jacek Protasiewicz, pełniący wówczas funkcję wiceprzewodniczącego europarlamentu, miał po pijanemu obrażać obsługę lotniska we Frankfurcie nad Menem, wyzywać jednego z funkcjonariuszy od "Hitlera", "nazisty", krzyczeć "Heil Hitler!" i pytać go, czy "był kiedyś w Auschwitz". W odpowiedzi na artykuł, Protasiewicz tłumaczył, że to niemiecki celnik na lotnisku powiedział do niego "raus". - Zagotowałem się. Powiedziałem, że "raus" w kraju, w którym mieszkam, kojarzy się z takimi słowami jak "Heil Hitler" czy "Haende hoch" - argumentował.
Sprawa odbiła się szerokim echem. Politycy z Wiejskiej krótko podsumowali wyczyn kolegi z PE. Najczęściej z ich ust padały słowa: "żenada" i "kompromitacja". Do bulwersującego zachowania posła, odniósł się także Donald Tusk, oceniając zachowanie Protasiewicza za niestosowne, "niezależnie od tego jak niestosowne było zachowanie niemieckich celników". Incydent sporo kosztował impulsywnego polityka. Po zajściu na lotnisku zrezygnował ze startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego i z szefowania eurokampanii Platformy.
To jednak nie koniec "przygody" europosła. Z informacji "Super Expressu" wynika, że tuż po zakończeniu wyborów do PE niemiecka prokuratura postawi mu dwa zarzuty: posługiwania się znakami i symbolami organizacji działających w sprzeczności z niemiecką konstytucją oraz uwłaczania godności funkcjonariusza państwowego. Śledczy czekają teraz tylko na utratę immunitetu przez europosła. Przewodniczącemu dolnośląskiej Platformy Obywatelskiej może grozić do 3 lat więzienia.