Skąd dyrektor banku wiedział, że zatrzyma go CBŚ?
Stanisław P., były dyrektor poznańskiego banku, sam zgłosił się do CBŚ na kilkanaście godzin przed planowaną wizytą funkcjonariuszy w jego domu. Chodziło o sprawę dotyczącą nieprawidłowości przy przyznawaniu kredytów klientom banku. Skąd znał datę swojego zatrzymania?
22.12.2009 | aktual.: 23.12.2009 08:45
Miał mu ją zdradzić biznesmen Bogdan S., który powoływał się na znajomości w poznańskim CBŚ. Skasował za to od bankiera 70 tys. zł. Później domagać się miał kolejnych 150 tysięcy. Wiedzą biznesmena na temat planowanej akcji CBŚ zainteresowała się poznańska Prokuratura Apelacyjna.
– Najpierw dałem Bogdanowi S. 70 tysięcy. Mówił, że pieniądze są do podziałkowania. Znał nazwiska funkcjonariuszy z CBŚ i te osoby wykonywały potem czynności w mojej sprawie. S. wymieniał także firmy i kredyty. Większość z nich pojawiła się później w zarzutach, które usłyszałem – zeznał dyrektor podczas śledztwa. – S. powiedział też, że za 150 tysięcy złotych można zaradzić mojemu zatrzymaniu. Ale wtedy już odmówiłem, czułem się zagubiony – dodawał.
Prokuratura postawiła Bogdana S. przed sądem, uznając, że działał na szkodę dyrektora banku, bo doprowadził go do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Niekorzystnego, bo zdaniem prokuratury S. nie miał wpływów w policji.
W akcie oskarżenia czytamy: „stwierdzić należy, że informacja o zatrzymaniu wydostała się poza CBŚ i prokuraturę, ale nie udało się ustalić, gdzie doszło do przecieku. Ustalono też, że S. bezpodstawnie powoływał się na swoje wpływy w CBŚ”. Dlaczego bezpodstawnie? – Można znać datę zatrzymania przez CBŚ, ale to jeszcze nie oznacza, że ma się wpływy w tej instytucji – mówi Andrzej Laskowski z poznańskiej Prokuratury Apelacyjnej.
Z akt sprawy wynika, że biznesmen miał się chwalić szerokimi znajomościami. Ponoć mawiał, że „poznańskie miasto może mu skoczyć”. A w Polsce zna wiele osób począwszy od prezydenta RP, przez wszystkie władze pośrednie do portiera włącznie. Śledczy nie ustalili, skąd wiedział o akcji CBŚ. Funkcjonariusze biura zaprzeczyli zaś, by przekazywali mu informacje. Dwa miesiące temu poznański sąd rejonowy uznał biznesmena za winnego zarzucanych mu czynów. Wymierzył mu karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Wyrok nie jest prawomocny. S. nie przyznawał się do winy.
W śledztwie przeciwko S., do którego w przeszłości należała znana w Poznaniu restauracja, sprawdzano także wątek rzekomej korupcji na Akademii Rolniczej w Poznaniu (obecnie Uniwersytet Przyrodniczy). Były wspólnik biznesmena w interesach, po konflikcie z nim, złożył doniesienie do prokuratury. Poinformował ją, że S. w 2001 roku przekazał władzom uczelni pół miliona złotych łapówki w zamian za podpisanie umowy na dzierżawę gruntów pod budowę stołówki studenckiej. Pieniądze na łapówkę miały pochodzić z kredytu z banku, którym kierował wspomniany wcześniej Stanisław P.
Inwestycja na akademii była warta kilkanaście milionów złotych. Firma związana z Bogdanem S. została wyłoniona bez przetargu. – Gdyby nie było łapówki, to uczelnia, jako instytucja państwowa, nie zawarłaby umowy z nieznanym sobie podmiotem, którego kapitał zakładowy to zaledwie 4 tysiące złotych – doniósł prokuraturze Krzysztof D., były wspólnik Bogdana S.
Osobą, która skojarzyła Bogdana S. z władzami uczelni, był Michał Łagoda. To znany polityk poznańskiej PO, były szef sądu partyjnego, a obecnie m.in. szef Rady Nadzorczej Enei. Przed laty był radcą prawnym AR. To on „przyprowadził” podejrzanego biznesmena na uczelnię.
– Jadałem w jego restauracji i byłem zadowolony z usług. O żadnej korupcji nie wiedziałem – zeznał Łagoda na przesłuchaniu i dodał, że firmę sprawdził również w Krajowym Rejestrze Sądowym. Gdy niedawno zapytaliśmy polityka PO o kulisy tamtej inwestycji, stwierdził, że nie ma sobie nic do zarzucenia. – Moją rolą nie było sprawdzanie firmy Bogdana S. – twierdzi dziś Łagoda wbrew temu, co wynika z akt śledztwa.
Ostatecznie inwestycja Bogdana S. na poznańskiej uczelni nie doszła do skutku. Spore zastrzeżenia zgłaszała bowiem kadra AR. Jak wynika z protokołów z posiedzeń senatu uczelni, miała olbrzymie wątpliwości do wiarygodności inwestora. Śledztwo dotyczące rzekomej korupcji na AR zakończyło się umorzeniem. Prokuratura nie znalazła wystarczających dowodów, by komuś postawić zarzuty.
Mecenas M. także został skazany
W śledztwie przeciwko Bogdanowi S. pojawiły się dwa inne ciekawe wątki. Pierwszy dotyczył poznańskiego adwokata Aleksandra M. Również został skazany. Odpowiadał za powoływanie się na wpływy w CBŚ i przyjęcie 100 tys. zł. od biznesmena Krzysztofa D. Miał on kłopoty prawne. W zamian za pieniądze jego sprawa miała trafić „na dno szuflady”.
Poznańska prokuratura przesłuchała także innego poznańskiego adwokata. On także miał zdradzić jednemu z podejrzanych datę zatrzymania przez CBŚ, a potem proponował ponoć, że za 30 tys. zł załatwi mu wyjście z aresztu. Adwokata pogrążał podejrzany, ale potem mężczyzna ten wycofał się z oskarżeń pod adresem mecenasa.
Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes.pl/GlosWielkopolski: Pisemna nagana za trollowanie pracownika biura prasowego