Siedziba PE na razie pozostanie w Strasburgu
Nowy przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Poettering zapowiedział, że nie będzie zabiegał o przeniesienie siedziby PE na stałe do Brukseli, szanując decyzję w tej sprawie rządów Francji i Niemiec. Tymczasem zwolennicy jednej siedziby PE w Brukseli zebrali w
ubiegłym roku ponad milion podpisów pod internetową petycją w tej
sprawie.
Zawsze mówiłem, że musimy respektować prawo. I dopóki Niemcy i Francja mówią, iż chcą mieć siedzibę Parlamentu Europejskiego w Strasburgu, to nic tego nie zmieni - powiedział Poettering na konferencji prasowej. Wskazał, że to traktaty UE, czyli najwyższe unijne prawo, gwarantują, iż stolica Alzacji jest główną siedzibą europarlamentu.
Przeniesienie siedziby PE do Brukseli wymagałoby zmiany traktatów, a więc decyzji przywódców państw członkowskich. Już w negocjacjach na projektem eurokonstytucji, Francja i Niemcy stanowczo się temu sprzeciwiły.
Strasburg wybrano na siedzibę PE jako symbol pojednania francusko- niemieckiego.
Argumenty zwolenników przeniesienia siedziby PE do Brukseli - w tym np. frakcji Zielonych są pragmatyczne: utrzymywanie trzech siedzib PE jest nie tylko kosztowne, ale też sprzeczne z celami, jakie wyznaczyła sobie Unia - dowodzi główna konkurentka Poetteringa z wyborów przewodniczącego PE Monica Frassoni. Przede wszystkim jednak argumentują, że w sprawie siedziby powinni mieć coś do powiedzenia sami europosłowie, a nie tylko przywódcy państw.
Obecnie PE ma trzy siedziby: w Brukseli, gdzie odbywa się codzienna praca w komisjach i frakcjach politycznych, Luksemburgu, gdzie mieści się część administracji i biura tłumaczeń oraz w Strasburgu, gdzie odbywają się sesje plenarne.
Inicjatorzy petycji wskazują, że comiesięczne wyjazdy na czterodniowe sesje plenarne do Strasburga rzeszy eurodeputowanych, ich asystentów i pracowników parlamentu kosztują budżet PE ponad 200 mln euro rocznie.
Inga Czerny