Serbowie żądają dymisji rządu. "Naród jest głodny sprawiedliwości"
W Belgradzie, tysiące osób zebrało się w poniedziałek przed siedzibą rządu Serbii, domagając się dymisji jego członków po tragicznej śmierci 14 osób w niebezpiecznym incydencie na placu budowy dworca kolejowego w Nowym Sadzie. – Teraz albo nigdy, absolutna władza to absolutna odpowiedzialność - powiedzieli protestujący w rozmowie z PAP.
Prawnik Jovan Rajić, będący jednym z organizatorów manifestacji, na spotkaniu z demonstrującymi stwierdził: "To nie był wypadek. Tych 14 osób zostało zabitych". Zdaniem Rajicia, za tragedię odpowiadają korupcja, przestępczość, brak przejrzystości, zaniedbania i chciwość władz. - Ten naród jest głodny sprawiedliwości - dodał.
Były burmistrz Nowego Sadu, Borislav Novaković, nawiązał do faktu, że mimo upływu 11 dni od katastrofy, żaden sprawca nie poniósł kary. - Państwo nie aresztuje sprawców zbrodni, tylko tych, którzy domagają się sprawiedliwości – zauważył Novaković. W wyniku zeszłotygodniowych protestów, do aresztów trafiło kilku aktywistów i polityków odpowiedzialnych za organizację zgromadzenia.
Chcą, żeby rząd podał się do dymisji
Zebrani w niedzielę organizatorzy oskarżyli władze o nadużywanie władzy i unikanie odpowiedzialności za wydarzenia w Nowym Sadzie. Wypowiedzi przedstawicieli aktywistów wielokrotnie wywoływały gorące aplauzy tłumu, który w rytmie bębnienia głośno wyrażał swoje oburzenie wobec rządu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gorąco na Marszu. Obrażają Tuska i Trzaskowskiego
Uczestnicy protestu zażądali dymisji rządu oraz burmistrza Nowego Sadu Milana Djuricia, ujawnienia wszystkich kontraktów związanych z przebudową dworca, a także przeprowadzenia przeglądu projektów infrastrukturalnych z ostatnich dziesięciu lat.
Serbowie zapowiedzieli. "Będziemy kontynuować walkę na ulicy"
Organizatorzy z podium zapowiedzieli: "jeśli nasze żądania nie zostaną spełnione do końca tygodnia, będziemy kontynuować walkę na ulicy". W odpowiedzi na naciski, minister budownictwa, transportu i infrastruktury Serbii Goran Vesić podał się do dymisji.
W rozmowie z PAP 30-letni Milosz podkreślił: – To, co zdarzyło się w Nowym Sadzie, to tylko ostatni epizod w procesie niszczenia kraju. Ten schemat jest wszystkim tutaj znany. Zawierane są tajne umowy, bliscy władzy ludzie się bogacą, a narodem nie przejmuje się nikt – zauważył Milosz.
60-letnia Aleksandra z kolei wyraziła swoje odczucia następującymi słowami: Vuczić na każdym kroku powtarza, że jesteśmy narodem kochającym wolność.- Zgadzam się, tyle że dla niego oznacza to wolność robienia wszystkiego, co mu się podoba, i traktowania Serbii jak swojej własności. Nadszedł już czas, żeby odszedł – dodała.
Po zakończeniu przemówień, protestujący skierowali się w stronę siedziby prezydenta, planując złożenie wniosku o dymisję premiera Milosza Vuczevicia. Budynek był jednak strzeżony przez policję, ponieważ prezydent przebywał wtedy na szczycie COP29 w Azerbejdżanie.
Manifestanci nosili transparenty z hasłami: "Korupcja zabija", "Żądamy dymisji" oraz "Jesteście winni, będziecie odpowiadać". W czasie demonstracji skandowano hasła: "Macie krew na rękach". Organizatorzy ustanowili kilkadziesiąt osób odpowiedzialnych za utrzymanie porządku podczas protestu, które zabezpieczały teren wokół rządu i kancelarii prezydenta. Ostatecznie wydarzenie zakończyło się pokojowo.