Seksposeł na "Marszu Rodziny". W kościele nikt nie chciał obok niego siedzieć
Najwyraźniej PiS wybaczył dawne winy posłowi Łukaszowi Zbonikowskiemu. Polityk, mimo ciągnących się za nim obyczajowych afer, coraz śmielej pokazuje się na uroczystościach, na których pokazywać się mu raczej nie wypada. W weekend brał udział w "Marszu dla Życia i Rodziny".
„Marsze dla Życia i Rodziny” organizowano w weekend w 150 miastach. Hasłem przewodnim tegorocznych uroczystości było hasło „Polska rodziną silna!”. Według organizatorów, marsze „organizowane są w celu publicznego świadectwa o podstawowej wartości ludzkiego życia od poczęcia oraz rodziny opartej na małżeństwie kobiety i mężczyzny, otwartym na przyjęcie i wychowanie dzieci”.
"Także we Włocławku w niedzielę przeszedł marsz ulicami osiedla Południe. Wydarzenie rozpoczęła msza w kościele pw. św. Stanisława. Następnie uczestnicy przeszli w radosnym pochodzie aż do kościoła pw. św. Maksymiliana. Do wieczora trwał piknik rodzinny. Były kiełbaski, nadmuchiwane budowle, dużo muzyki, ciasta oraz tort" – informuje „Gazeta Pomorska”.Zdjęcia z uroczystości zobaczysz tutaj:
Wśród uczestników marszu był też poseł PiS Łukasz Zbonikowski. Oczywiście, jak każdy mieszkaniec miał prawo wziąć udział w marszu. Uczestniczył w nim razem ze swoją córką. Widać było, że maszerowanie wśród innych rodziców sprawiało mu ogromną frajdę
Nasz informator: - Nie wszystkim uczestnikom podobała się obecność posła. W kościele było obok niego wolne miejsce, a proboszcz kiedy zobaczył fotoreporterów szybko się oddalił - mówi nam osoba znająca kulisy marszu.
Zobacz także: Patryk Jaki reaguje na swoje selfie z Izabelą Pek
Udział Zbonikowskiego w marszu kontrastuje, i to bardzo, z tym co się działo w ostatnim czasie w małżeństwie polityka. Ponad dwa lata temu, w mediach gruchnęła wieść o romansie posła z asystentką Lidią W. Para miała się potajemnie spotykać, m.in. w biurze, a także w wolnym od pracy czasie. Z sms-ów jakie opublikowano wynikało, że poseł był ze swoją asystentką w zażyłych relacjach.
Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie dociekliwość żony Moniki, która wynajęła agencję detektywistyczną. To właśnie detektywi natrafili na ślad DNA asystentki posła na jego majtkach. Jest to kluczowy dowód podczas toczącego się postępowania rozwodowego między małżonkami. Sprawa trwa już ponad dwa lata i jak ostatnio informowaliśmy, została przeniesiona do sądu okręgowego w Toruniu.
Posła przepis na żonę
Przy okazji rozwodu, na jaw wyszło, jak poseł zachowywał się i traktował swoją żonę w małżeństwie. Opowiedziała o tym Monika Zbonikowska w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Ujawniła, że podczas przeglądania jego osobistych rzeczy natrafiła na pamiętnik, w którym był dość specyficzny przepis na żonę.
„Żona ma być ładna, żeby seks nie był przymusem. Niewysoka, z płaską głową, żeby można było na niej postawić szklankę z piwem. Do tego posłuszna, inteligentna i w miarę majętna. Powinna być katoliczką – by wiedziała, gdzie jej miejsce. Dobrze, aby była naiwna, bo uwierzy w co trzeba” – napisał Zbonikowski.
Polityk w wywiadzie dla lokalnych mediów bronił się i za całą sytuację winił żonę. - Człowiek nie uświadamia sobie nawet jak nienawiść i pazerność zaślepia kobietę, dla której nie liczy się nic, nawet przyszłość dzieci. Dopiero wtedy mąż poznaje prawdziwe oblicze kobiety, z którą spędził kilka lat życia i z kim ma dzieci. Na wielokrotnie zadawane pytanie „co chce przez to osiągnąć?” albo „czy naprawdę nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji dla rodziny jeśli by osiągnęła swój cel i mnie rzeczywiście zniszczyła?” w odpowiedzi jest milczenie, szyderczy uśmiech i jakieś nienaturalnie zaszklone oczy. To samo, gdy pytam o córki, co będzie gdy rówieśnicy będą je nękać tytułami i zdjęciami z internetu. Serce mi pęka, bo myślę, że dla matki najważniejsze powinno być dobro dzieci. Serce mi pęka, bo dobre matki tak nie czynią – mówił w rozmowie z portalem ddwloclawek.pl
Upokarzał, a później zamawiał msze
W odpowiedzi Monika Zbonikowska wytknęła swojemu jeszcze aktualnemu mężowi dwulicowość. - Po setce przepłakanych nocy już wiem – i mogę o tym mówić spokojnie – że Łukasz zrobił ze mnie element swego wizerunku doskonałego polityka prawicy. Od początku mnie oszukiwał. Umieszczał nasze wspólne zdjęcia z dzieckiem na swoich plakatach wyborczych – patrzcie, oto doskonała rodzina! – i w tym samym czasie zdradzał ze stażystką. Nazywał mnie „krową”. Upokarzał, poniżał, wyśmiewał. A jednocześnie chodził na pielgrzymki do Częstochowy, jeździł na zloty Radia Maryja, zamawiał msze święte w naszej wspólnej intencji – powiedziała w wywiadzie dla „Wyborczej”.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl