Miał wówczas 26 lat, a wyglądał na 16-18, tuż po poznaniu, Marylka chwyciła za grzebień i go uczesała
Lech i Maria w Sopocie mieli wspólnych znajomych, m.in. Mirosławę Żukowską, która pracowała na Uniwersytecie Gdańskim, na Wydziale Prawa, gdzie Lech był wtedy asystentem, ale ich drogi nie przecięły się aż do stycznia 1976 r. O pierwszym spotkaniu zdecydował przypadek. Na przełomie 1975 i 1976 r. Lech chciał zamienić mieszkanie, zaś w tym samym czasie Maria poszukiwała współlokatora do wynajmowanego piętra w domu przy ul. Armii Czerwonej 73 (obecnie Armii Krajowej). Oboje zwrócili się z tym problemem do Żukowskiej, która tak o tym opowiadała: "Pamiętam, że to był styczeń 1976 r. Pewnego dnia Marylka zwróciła się do mnie z prośbą: 'Wiesz, tu obok mnie zwalnia się pokój, a ja się trochę boję, żeby nie przyszedł tu ktoś nieodpowiedni. Może będziesz miała kogoś, kogo ja i właściciele będą mogli zaakceptować'. Od razu skojarzyłam te dwa komunikaty - Leszka i Marylki. Powiedziałam Marylce, że mam kolegę, który szuka mieszkania. "Kto to jest?" - zapytała. Odpowiedziałam jej: 'Słuchaj, to wspaniały chłopak, z dobrej
warszawskiej rodziny, naukowiec, dobrze ułożony'. Na to Marylka mówi: 'To ty go najpierw przyprowadź do mnie'. Chciała po prostu zaakceptować sąsiada".
Tak Żukowska wspomina pierwsze spotkanie przyszłych małżonków: "To było zabawne spotkanie. Była zima. Leszek nie lubił nosić czapek. Pamiętam, że miał dość długie kręcone włosy. Tego dnia było wietrznie i miał kompletnie rozwichrzone włosy. Miał wówczas 26 lat, a wyglądał na 16-18, w każdym razie na niewiele więcej. No więc przyprowadziłam go do Marylki. Spojrzała na niego i mówi: 'No nie wiem, czy jak pani Kryńska zobaczy...', po czym chwyciła za grzebień i mu te włosy przygładziła i uczesała. Leszek w ogóle nie zareagował. Później wypiliśmy herbatę, którą Leszek bardzo chwalił, a państwo Kryńscy zaakceptowali nowego lokatora". Jak wypadki potoczyły się dalej?