Horoskopy, przepowiednie, mikstury
"Bezpośrednio po koronacji pisarz kapituły krakowskiej zawarł w kronikach życzenie, by uroczystość okazała się pomyślna zarówno dla królowej, jak i całego królestwa. Kilka tygodni później nikt już nie przewidywał, że królowej może być pisana jakakolwiek pomyślność. Zresztą sama Barbara miała stwierdzić z rezygnacją niedługo po uroczystościach: 'Do innej korony mnie Pan Niebieski powoła'. Skrywana przez lata choroba zaczęła postępować w zastraszającym tempie. (...) Zmarła 8 maja 1551 roku między godziną dwunastą a drugą po południu. W piękne wiosenne popołudnie.
Przez dwa tygodnie tkwił przy trumnie niczym sparaliżowany. Cały ten czas zwłoki leżały w królewskich komnatach. Dopiero 25 maja władca zgodził się na przeniesienie ich do katedry.
Na ostatnią podróż kazał wręczyć zmarłej królowej najprawdziwsze insygnia. Złoconą, srebrną koronę, takie same berło i jabłko, łańcuch ze szczerego złota oraz trzy drogocenne pierścienie. Z marnymi replikami mógł zostać pochowany on sam albo jego ojciec. Ale nie jego ukochana Barbara".
W 1556 roku Bona postanowiła wrócić do Włoch. "Przed wyjazdem trzeba było jeszcze załatwić tylko jedną sprawę. Bona porzucała Polskę, ale przecież musiała coś zrobić z córkami. Nie zamierzała zabierać ich do Włoch. W ostatniej chwili doprowadziła do wydania najstarszej, Zofii, za mąż. Wydawało się to konieczne, bo Zofia zaczęła ciężko chorować. Lekarze twierdzili, że 'puchnie' z winy staropanieństwa i że może wkrótce umrzeć.
Jeszcze gorzej rysowały się perspektywy jej sióstr. Porzucenie w Warszawie brzmiało dla Anny i Katarzyny niczym wyrok. Obserwowały, jak matka pakuje cały swój dobytek na dwadzieścia cztery ciężkie wozy. Wiedziały, że brat nimi pogardza i że na ich losie zależy mu jeszcze mniej niż matce.
Wreszcie nadszedł dzień wyjazdu, 1 lutego 1556 roku. Świadków uderzył kontrast pomiędzy radością Bony i głębokim smutkiem córek. Według anonimowej relacji, Bona 'poszła do kościoła z wesołą twarzą, a królewny za nią bardzo rzewliwie płacząc".
Ledwie Bona wyjechała z Polski, a Zygmunt August z własnej woli wyrzekł się splendorów Wawelu. "W grudniu 1569 roku przybył do Warszawy otoczony miłośnicami i astrologami. Ciągły strach przed śmiercią próbował zagłuszać, uciekając się do miłosnych naparów, czarnoksięskich ceremonii i bezbożnych uciech. W chwilach, gdy nie był obezwładniony magią - odurzał się alkoholem" - zdradza Janicki.
Na zdjęciu: Horoskopy, przepowiednie, mikstury i magiczne rytuały. Magia była stale obecna w życiu ostatniego Jagiellona. Ilustracja Jana Matejki przedstawia nadwornego czarodzieja i magiczną ceremonię w jego wykonaniu.