Sekrety Angeli Merkel
Cesarzowa Europy
Kontrowersje wokół Merkel. Przywitano ją kamieniami
"Putin i Merkel spotykają się na bankiecie. Pani Kanclerz mówi: 'Jest wiele sposobów pomnażania zysków, ale tylko jeden uczciwy'. Na to Putin: 'Jaki?'. 'Aaaa' - odpowiada Merkel i zaciera ręce. 'Wiedziałam, że pan go nie zna!'".
Kawałów o niej jest w bród. Ich mnogość ilustruje wielką popularność i sympatię, jaką pani kanclerz cieszy się u rodaków. "Dowcip z Putinem jak papierek lakmusowy wiernie oddaje jej błyskotliwość, inteligencję i roztropność. A przynajmniej powszechne wśród rodaków uznanie dla analitycznego rozumowania doktor nauk ścisłych" - czytamy we wstępie książki "Angela Merkel. Cesarzowa Europy".
Angela Merkel budzi skrajne emocje. W Polsce w 2012 roku została wybrana w sondażu OBOP po raz piąty najpopularniejszym politykiem zagranicznym. Tymczasem w Niemczech "Żelazna Angela", owszem, też uchodzi za maciorę Europy, tyle że swoim mlekiem karmiącą bankrutów z południa kontynentu.
W czasie "wizyty u greckich przyjaciół" w 2012 roku w Atenach jeden z emerytów powitała ją hasłem: "Spieprzaj, dziwko!" Rodacy emeryta, którzy od miesięcy musieli sobie radzić bez emerytury i zasiłków, na powitanie kanclerz Niemiec wyszli z kamieniami w rękach oraz plakatami przedstawiającymi gościa z dorobionymi wąsami Hitlera. Podobnie wyglądały wizyty w Portugalii, na Cyprze czy w Madrycie.
"W Polsce nie ma waluty euro, nie ma więc kryzysu eurostrefy. Ale wystarczyło, by państwowa telewizja niemiecka wyemitowała kontrowersyjny serial 'Nasze matki, nasi ojcowie', który Polaków z lat II wojny przedstawiał jako zatwardziałych antysemitów, by kubeł pomyj wylać akurat na głowę 'kanclerzyny'. Jakby sama go nakręciła" - czytamy w książce.
Na kolejnych stronach odsłaniamy największe sekrety "Żelaznej Angeli".
(evak)
Córka pastora
Kiedy na progu domu pastora Kasnera, po przejęciu przez jego córkę urzędu kanclerza Niemiec tłumnie pojawili się dziennikarze z prestiżowych niemieckich gazet, mężczyzna do nich krzyczał: "Nie, proszę nie ściągać butów!" Był specyficzny.
"Pastor Kasner wprowadził córkę do niezwykle ekskluzywnego klubu, którego karty członkowskiej nie da się kupić za największe pieniądze. Jego prominentnymi członkami są filozof Fryderyk Nietzsche, były prezydent Niemiec Johannes Rau, psychoanalityk Carl Gustav Jung, pisarze Hermann Hesse i Friedrich Dürrenmatt, a także mniej znani w Polsce: premier Turyngii Christine Lieberknecht, terrorystka Frakcji Czerwonej Armii Gudrun Ensslin, filmowiec Hans Geissendörfer, reżyser "Lindenstrasse", niemieckiego odpowiednika telewizyjnego tasiemca "M jak Miłość", czy prezes Commerzbanku Martin Kohlhaussen. Klubowa karta? Wszyscy wychowali się na plebanii jako dzieci protestanckiego duchownego. Język niemiecki ukuł na to specjalne pojęcie: Pfarrerskind.
(...) Przez niemal pięć wieków Pfarrhaus wyciskał swoje znamię na kolejnych generacjach dzieci pastorów. Jak skrupulatnie wyliczył Johann Friedrich Schulze, katolicki organista z XIX wieku, spośród 1,6 tysiąca znanych Niemców z XIX wieku aż 861 pochodziło z ewangelickiego Pfarrhausu" - tłumaczy autor książki "Angela Merkel. Cesarzowa Europy".
Na zdjęciu: olimpiada matematyczna w 1971 roku.
Przękręcała słowo 'Pfarrer' (pastor) na 'Fahrer' (kierowca)
Życie dzieci pastorów było do siebie podobne. "Opowiadają o swoim domu rodzinnym jako oazie spokoju, bezpieczeństwa i stabilizacji. Dominujący pastor-ojciec, pracoholik w winnicy Pana, czuwał nad kierunkiem duchowego i umysłowego rozwoju swoich latorośli. Matka otaczała je ciepłem i uczuciem. (...) Dokładnie tak jak u rodziców Angeli Merkel, gdzie role zostały rozdane modelowo. Ojciec, rzadko obecny w domu, gdy się już zjawił, wydawał rozkazy jak z kościelnej ambony.
Dzieci pastorów "niczego bardziej sobie nie życzyły, jak być zwykłymi, normalnymi uczniami. I by nie odpowiadać na sarkastyczne pytanie nauczyciela w szkole: jakiż to numer przed 500 laty wywinął niemieckim książętom Marcin Luter". Tymczasem Pfarrkinder już swoim wyglądem kuły w oczy.
Angela Merkel dzieliła ten los. W podstawówce w Templinie niektórzy reżimowi nauczyciele wytykali jej pochodzenie klasowe. Nienawidziła więc sytuacji, gdy na głos przed całą klasą musiała podać zawód ojca. Mamrotała wtedy pod nosem, przekręcając słowo 'Pfarrer' (pastor) na podobno brzmiące 'Fahrer' (kierowca) - czytamy w książce.
Na zdjęciu: "Szczęśliwe dzieciństwo" w NRD, wedle słów własnych Angeli Dorothy Kasner, jak brzmi panieńskie nazwisko Merkel. Kilka tygodni po narodzinach córki "czerwony pastor" niczym Mojżesz Izraelitów z Egiptu do Ziemi Obiecanej wyprowadził rodzinę z zachodnioniemieckiego Hamburga do nieliczącego nawet tysiąc dusz enerdowskiego Quitzow w Brandenburgii.
Nie cieszyła się powodzeniem wśród chłopców
"Do szkoły podstawowej pomaszerowała w roku wybudowania 'antyfaszystowskiego muru obronnego'. Właśnie to tragiczne wydarzenie tak bardzo utkwiło w pamięci siedmiolatce w idyllicznym Templinie. Dwa tygodnie przed pierwszym w jej życiu dzwonkiem szkolnym, 13 sierpnia 1961 roku, by zatrzymać masową ucieczkę obywateli do kapitalistycznej RFN przez wspólną berlińską metropolię, władze w Berlinie Wschodnim przedzieliły murem i drutem kolczastym wschodnią i zachodnią część aglomeracji.
(...) Akurat w okresie, gdy nastolatki wyjątkowo nie cierpią rodzicielskiej kontroli, 13-latka otrzymała samodzielny pokój z oddzielnym wejściem. Idealne miejsce do niezmąconych niczym spotkań z rówieśnikami, którzy walili teraz do niej drzwiami i oknami. Ale samodzielny pokój nigdy nie stał się miłosnym gniazdkiem. Swoją pierwszą sympatię Angela miała poznać dopiero na studiach. W latach gimnazjum nie cieszyła się powodzeniem wśród chłopców.
Uczyła się wszystkiego jak leci, ale najbardziej lubiła języki: rosyjski i angielski. (...) Jej nauczycielka z gimnazjum przypomina sobie jednak, że pilna uczennica 'słówka z rosyjskiego wkuwała nawet na przystanku autobusowym'. (...) Jako 15-latka wygrała na szczeblu ogólnokrajowym olimpiadę z rosyjskiego. Czym przysporzyła sporo kłopotów nauczycielce, która musiała się tłumaczyć, że na olimpiadę wysłała córkę pastora, a nie dziecko robotnika fabrycznego. Piętą achillesową okazały się natomiast zajęcia techniczne i sport. Już jako kanclerz przywoła lekcję wuefu, na której przez dobrych czterdzieści pięć minut stała na trampolinie. Skoczyła do wody dopiero równo z dzwonkiem na przerwę. By nie powtarzać skoku.
Od początku edukacji szkolnej, zgodnie z duchem Pfarrhausu, Angela Merkel interesowała się polityką. Szczególnie tym, co działo się po drugiej stronie żelaznej kurtyny w RFN, a co nie należało do kanonu wiedzy w enerdowskiej szkole" - pisze autor.
W jednym z talk-shows okrzyknęła męża "superfacetem"
"Nakładając sobie knebel, Merkel unika rozgłosu i upublicznienia swojego życia prywatnego. (...) Cóż Niemcy wiedzą na przykład o jej mężu, profesorze chemii Joachimie Sauerze? Aż tyle, że ochrzcili go 'fantomem'. Wszystko, co o nim wiadomo, pochodzi wyłącznie z ust samej Merkel. W skromnych ilościach i dobrze przefiltrowane. 'Tyle, ile jest konieczne, by przeżyć' - wyjaśnia pani kanclerz ze smutkiem. Ot, choćby to, że mąż czasami przegląda rękopisy jej przemówień. Albo krytykuje jej wystąpienie w Bundestagu: zbyt często podnosiła palec w geście ostrzeżenia. I że ona sama zachwyca się jego opanowaniem.
W jednym z talk-shows okrzyknęła go 'superfacetem', a konwersacje z nim nazwała 'esencjonalnymi', bez których jej myślenie byłoby 'jednowymiarowe'. Z kolei w innej rozmowie telewizyjnej zdradziła, że bardzo lubi gotować mężowi obiady rodem z ciężkiej kuchni niemieckiej: rolady, kotlety, kartoflankę. Na sylwestra pieczoną gęś i oczywiście placek ze śliwkami, za którym sama nie przepada. Po kilku latach kanclerstwa przeciekło jeszcze do prasy i to, że pralkę w domu włącza ona, ale męża-profesora wysyła w weekendy z kartką na zakupy. Tajemnicą poliszynela jest także i to, że 'spija kawę za kawą', boi się burzy, a 'kiedy obiera warzywa w kuchni, przychodzą jej do głowy genialne rozwiązania polityczne'.
(...) Jej mąż profesor Joachim Sauer, jak ognia unika mediów. Opinia publiczna w Niemczech do dziś dysponuje zaledwie kilkoma jego cytatami. Najdłuższa z tych wypowiedzi pochodzi z maila napisanego kilka dni przed wyborem żony na kanclerza Niemiec, we wrześniu 2005 roku: 'Zdecydowałem się nie rozmawiać z dziennikarzami i nie udzielać im żadnych wywiadów, które nie dotyczą mnie jako nauczyciela akademickiego, a które odnosiłyby się do politycznej działalności mojej żony' - zdradza Stempin.
Na zdjęciu: Małgorzata Jeziorska (profesor chemii kwantowej), Angela Merkel i jej mąż Joachim Sauer w mieście Bachotek (woj. kujawsko-pomorskie, Polska). Fotografia zrobiona w 1989 roku, podczas szkoły letniej na uniwersytecie dla studentów chemii..
W jednej czwartej płynie w niej polska krew
Arkadiusz Stempin wyjawia w książce tajemnicę pochodzenia Angeli Merkel. "Kiedyś zdradziła tygodnikowi 'Der Spiegel', że 'w jednej czwartej płynie w niej polska krew'. Czy dlatego w Elblągu taksówkarze pokazują turystom 'dom Merkel'? Stoi ona dokładnie naprzeciwko stacji PKP, przy głównej ulicy miasta, prowadzącej od dworca do centrum. W 2007 roku, po przejęciu rządów przez PO Donalda Tuska, kamienicę odnowiono. Prezent premiera Kaszuba dla krajanki? Faktycznie przed stu laty, gdy Elbląg należał do Prus, mieszkali w niej przodkowie dzisiejszej kanclerz - po kądzieli. Emil Richard Drange z żoną Emmą i czwórką dzieci, jak wyszperał historyk elbląski Lech Słodownik. Jak na członka magistratu przystało, Emil Drange zajmował przestronne, dwustumetrowe mieszkanie na pierwszym piętrze. Syn prostego młynarza zrobił oszałamiającą karierę urzędniczą w cesarstwie niemieckim. Ale nie miał nic wspólnego z polskością.
Zagadkę enigmatycznego stwierdzenia Merkel, która o rodzinie nie opowiada, rozwiązał niedawno dziennikarz monachijskiej gazety 'Süddeutsche Zeitung' Stefan Kornelius. Jej dziadek nazywał się swojsko Ludwik Kazimierczak. Na świat przyszedł w 1896 roku w niemieckim od czasów drugiego rozbioru Polski Poznaniu, kilka lat po ustąpieniu z urzędu Żelaznego Kanclerza Bismarcka. Był nieślubnym dzieckiem niemajętnej Anny Kazimierczak, mieszkającej wraz z synem na Grabenstrasse 14/56 (dziś ul. Grobla). Po przyłączeniu Wielkopolski do powstałego po upadku cesarstwa niemieckiego państwa polskiego spakował walizki, osiedlił się w Berlinie i został policjantem. Musiał czuć się Niemcem do szpiku kości, skoro nie tylko dał nogę z Polski, ale w 1930 roku, w szczytowym okresie napięcia między Republiką Weimarską i II Rzecząpospolitą Piłsudskiego, zmienił nazwisko na Kasner' - dowiadujemy się z biografii.
Merkel zaserwowała piwo i rolmopsy w occie
Pięćdziesiąte urodziny kanclerz Merkel można zaliczyć do nietypowych, Guido Westerwelle, giętki dyplomata, którego talent i ambicja wywindowały na stanowisko szefa Wolnej Partii Demokratycznej (FDP), a w przyszłości miały zapewnić posadę ministra spraw zagranicznych Niemiec, o mały włos przegapiłby imprezę. "W lipcu 2004 roku na jego biurko dociera zaproszenie prezydium CDU na wykład 'Mózg. Przykład samoorganizacji kompleksowych systemów"'. Na takie imprezy Westerwelle czasu nie ma. Zaproszenie ląduje na dnie szuflady, tak jak w przypadku połowy politycznego establishmentu w Berlinie. Dopiero uważna lektura drobniutkiego druku na zaproszeniu informuje o tym, że po wykładzie jego uczestnicy będą mieli możliwość pogratulowania Angeli Merkel. Wykład bowiem stanowi centralny punkt uroczystości urodzinowych zorganizowanych przez wierchuszkę CDU dla swojej przewodniczącej. Taki prezent Angela Merkel zażyczyła sobie od chadeckiej partii na swoje półwiecze na rok przed objęciem fotelu kanclerza.
(...) Chadecy są sfrustrowani. Teorię chaosu kompleksowych systemów i wywody o mózgu jako obiekcie niebędącym stałym centrum dowodzenia budzą ich przerażenie. Skoro Singer udowadnia, że nie wszystko można wytłumaczyć rozkazami wydawanymi przez ośrodek decyzyjny niższym strukturom, to planowanie skazane jest na porażkę, a zmiany najlepiej przeprowadzać małymi krokami. Czyżby w łeb brały plany wielkich reform politycznych?
Nastrój siadł jeszcze bardziej, gdy sznurek chadeków poczłapał w stronę bufetu. Przyzwyczajeni do szampana i kawioru lub golonki, wykrzywiali twarze: w dniu swojego jubileuszu Merkel zaserwowała im piwo i rolmopsy w occie, specjał z jej brandenburskiej ojczyzny. Przegryzając śledzia, chadecy gorączkowo rozmawiali o zwojach nerwowych i ewolucji. Nawet ci, którzy się przespali, zachodzili w głowę: co przewodnicząca CDU chciała im tym wykładem powiedzieć? Gdzie kryje się polityczny przekaz?
Po wykładzie chadecy byli jednak tak samo mądrzy jak przed nim. Nie wyszli poza ciasny gorset myślenia polityka. Bo wszyscy oni są pozbawieni myślenia charakteryzującego umysły ścisłe. Politycy myślą dedukcyjnie, wyciągając z ogólnych przesłanek wnioski dotyczące szczegółu. Oto ich logika: 'Skoro ludzie mają mózgi, a blondynka jest człowiekiem, to każda blondynka posiada mózg'. Zupełnie inaczej rozumują przedstawiciele nauk przyrodniczych i ścisłych, preferujący myślenie indukcyjne, od szczegółu do ogółu. 'Skoro zrobiono tomografię wielu blondynkom i stwierdzono u nich występowanie mózgu, to znaczy, że wszystkie blondynki mają mózg' - tłumaczy autor.
Na zdjęciu: festiwalu piwa Oktoberfest, 6 września 2005.
Jej specjalność - wódka z wiśniami
Fizyką zafascynowała się pod koniec gimnazjum. "Chciałam zrozumieć teorię Einsteina, by pojąć, co myśleli skupieni wokół Oppenheimera naukowcy, gdy budowali bombę atomową. Dlatego wybrałam fizykę" - mówiła. Sprzeciwiając się tym samym ojcu, który marzył, by poszła na teologię.
"Przy wyborze kierunku studiów w grę wchodził jeszcze jeden motyw. Studia fizyki wydawały jej się w NRD najmniej zideologizowane. Nie uciekła jednak przed indoktrynacją. Państwo SED zatroszczyło się bowiem o to, by także studenci fizyki 'wnosili swój wkład w kształtowanie świadomej postawy państwowej i etosu socjalistycznego'. Na równi ze studiującymi inne kierunki musieli przez cztery lata zakuwać rosyjski i bełkotliwą teorię marksizmu-leninizmu. A po każdym roku zdawać z nich egzamin. Jego oblanie równało się wyrzuceniu ze studiów.
(...) Uniwersytet w Lipsku, niewiele młodszy od Jagiellońskiego w Krakowie, wraz z renomowanym Instytutem Fizyki, który do II wojny światowej wydał kilku noblistów, przekuto w NRD na wylęgarnię czerwonej inteligencji.
(...) Dużo czasu spędzała w klubie studenckim. Do najlepszych tancerzy nie należała. Za to wieczorami wystawała za barem i nalewała drinki. Jej specjalność - wódka z wiśniami. Zarabiała 30 fenigów od szklanki. Do kieszeni wpadało jej średnio 30 marek na tydzień. Połowa czynszu za pokój w akademiku.
Na zdjęciu: Angela Merkel na zdjęciu w górnym rzędzie w latach: 1991, 1994, 1997, 1999, 2000 i dolny rząd: 2001, 2003, 2009, 2010, 2013.
Małżeństwo dla mieszkania
"Kiełkujące w niej myślenie indukcyjne przebijało się niemal w każdej sytuacji. Na przedostatnim roku studiów (1977) wyszła za mąż za kolegę z roku, Ulricha Merkela. 'Urzekła mnie swoją otwartością' - wyjaśniał nie tak dawno dziennikarzom. Dla początkującej fizyk natomiast przesądzający motyw do zawarcia małżeństwa stanowiła zimna kalkulacja: możliwość szybkiego uzyskania taniego mieszkania. W NRD przysługiwało ono ustawowo małżeństwom, wraz z prawem do zaciągnięcia kredytu do 7 tysięcy marek, z zerowym oprocentowaniem, a w przypadku wydania na świat trójki dzieci pełnym jego umorzeniem
Ulrich i Angela potomstwa nie mieli, ale dość szybko zdecydowali się na ślub. Ulrich Merkel, agnostyk z przekonania, zgodził się nawet na kościelny.
Małżeństwo w NRD dawało jeszcze inne przywileje, na przykład możliwość podjęcia pracy przez obydwoje małżonków w tym samym miejscu zamieszkania. Tę korzyść Merkel także zawczasu uwzględniła w swojej kalkulacji.
Dzięki swojemu promotorowi z lipskiej filii Akademii Nauk Angela Merkel dowiaduje się o wolnej posadzie w Centralnym Instytucie Chemii Fizykalnej Akademii Nauk NRD. Równolegle Ulrich Merkel składa podanie o przyjęcie na Uniwersytet Humboldta. Tym razem się udaje. Obydwoje zostają przyjęci.
Swoją paczkę z katedry Angela Merkel regularnie zaprasza do domu na kolację. Najczęściej na rybę lub Eintopf. Przyjaźń z kolegami z pracy rekompensuje jej małżeńskie rozczarowanie
Z pomocą znajomych Ulrich i Angela znajdują wreszcie lokum w oficynie kamienicy blisko przejścia granicznego w samym centrum miasta. Mieszkanie jest zapuszczone, toaleta znajduje się dwa piętra niżej, z kranu płynie tylko zimna woda, w piecach pali się węglem. Z okien rozciąga się ponury widok na mur berliński" - dowiadujemy się z książki.
Dzika lokatorka
"Dotkliwie odczuwa brak zielonego lasu i błękitnego nieba z Templina. A w domowym budżecie - pieniędzy. Choćby na remont mieszkania. W Adlershofie zarobki początkujących pracowników nie przekraczają marnych 700 marek. Jej niezadowolenie odbija się na relacjach małżeńskich. I kończy rozstaniem.
Po wyprowadzce od męża Angela z dnia na dzień zostaje bez dachu nad głową. Najpierw mieszka kątem u przyjaciół. Potem decyduje się na ryzykowny krok. Jak w eksperymencie fizycznym. Razem z kolegami z instytutu zjawia się przy zabitych dechami drzwiach pustostanu w kamienicy na Reinhardtstrasse. Koledzy włamują się do środka, zmieniają zamek w drzwiach i oddają Merkel klucze do 'jej mieszkania'. W następnych tygodniach zwożą do niego stare meble i sprzęty, malują ściany. Ona decyduje się na ryzykowną zagrywkę.
Zaczyna płacić zarządowi dzielnicy czynsz: 30 marek miesięcznie. Administracja kwituje wpłaty i zupełnie nie dziwi się brakiem umowy o najem. Dzika lokatorka nie ma jednak zameldowania. Jego brak w policyjnym państwie Stasi może się okazać pułapką, choćby przy głosowaniu w wyborach. Gdy więc zbliżają się wybory, Angela zabiera na nie za radą przyjaciół legitymację cieszącej się poważaniem Akademii Nauk. Zapytana przy rejestracji o zameldowanie, od razu wciska urzędnikowi do ręki legitymację nobliwej instytucji. Ten ze zrozumieniem kiwa głową. Groźba wpadki pojawia się raz jeszcze, gdy administracja zarządza w kamienicy wymianę kuchenek gazowych. W mieszkaniu Merkel, oficjalnym pustostanie, kuchenki nie ma. Dzień przed wymianą instytutowa paczka przywozi zepsutą kuchenkę, znalezioną na śmietniku w odległej dzielnicy. Na drugi dzień robotnicy demontują ją i wynoszą. Na jej miejscu instalują nową. Dzika lokatorka oddycha z ulgą.
Niedługo potem Angela dostaje zawiadomienie od administracji. Wszystkie lokale w oficynie zostaną wyremontowane, a czynszownicy przeniesieni do mieszkań zastępczych. 'Czy ja także? - dopytuje się w liście. 'Oczywiście' - brzmi odpowiedź urzędu, w którym nikt nie połapał się w sytuacji. Doktorantka wprowadza się do nowego, trzypokojowego mieszkania całkiem legalnie, łącznie z umową i zameldowaniem - pisze Arkadiusz Stempin.
Oficer Stasi zaproponował jej współpracę
"Ofertę od smutnych panów otrzymała jako świeżo upieczona magister fizyki. Z dyplomem renomowanego w NRD Uniwersytetu Karola Marksa w kieszeni starała się właśnie o asystenturę na politechnice w Ilmenau. Najpierw wysłała tam dokumenty, potem zjawiła się na rozmowie kwalifikacyjnej. Profesorska komisja z zadowoleniem kwitowała jej kolejne odpowiedzi. Wreszcie rozmowa dobiegła końca. W sąsiednim pokoju kwestury miała jeszcze otrzymać zwrot kosztów podróży. Tam jednak zamiast dobrotliwej księgowej czekał na nią oficer Stasi. Zaproponował współpracę. Jej zadanie - inwigilacja najbliższego otoczenia i wypełnianie operacyjnych zleceń Stasi, pisanie meldunków. (...) Ona odmówiła. 'Nie potrafię trzymać języka za zębami, wszystko wypaplam' - odparła.
(...) I tu właśnie pojawiają się wątpliwości. Bo odrzucenie przez nią oferty współpracy nie poskutkowało zsyłką na prowincję, do laboratorium jakiegoś zakładu przemysłowego czy na etat fizyka w zabiedzonej podstawówce. Została doktorantką w Instytucie Chemii Fizykalnej Akademii Nauk NRD. 'Bez szans na habilitację i profesurę"'- wyjaśniła pośpiesznie na sofie w talk-show u Sandry Maischberger. Tej argumentacji nie da się jednak zweryfikować.
Nic dziwnego, że nie brakuje w Niemczech publicystów, którzy w stanowisku doktorantki asystenta w renomowanej Akademii Nauk NRD widzą raczej awans niż degradację Angeli Merkel. I wyprowadzają stąd wniosek o podpisaniu przez nią lojalki. Mało tego, posługując się tą logiką, zakładają, że to wcześniejsza współpraca ze Stasi musiała być warunkiem wstępnym do otrzymania ciepłej posadki w prestiżowej placówce enerdowskiego reżimu.
(...) Nieścisłości w wypowiedziach Angeli Merkel co do własnej roli w FDJ, liczby przesłuchujących ją oficerów Stasi w Ilmenau, możliwe, że idące na konto zawodnej pamięci, dałyby się szybko wyjaśnić, gdyby kanclerz zezwoliła na wgląd w sporządzone na jej temat dokumenty. Ale ona konsekwentnie odmawia dostępu do nich, powołując się na 'ochronę sfery prywatnej'. A to tylko podsyca spekulacje wokół jej powiązań ze Stasi" - pisze autor.
Na zdjęciu: Angeka Merkel karmi pingwina w Ozeaneum w Stralsundzie.
Wieczór w saunie
Jesteście ciekawi, co porabiała Angela Merkel w wieczór, gdy padał mur? "Jak miliony rodaków siedziała w domu przykuta do telewizora i oglądała wystąpienie Schabowskiego. Potem zgasiła telewizor i wyszła... do sauny. Czwartkowe wieczory od dłuższego już czasu miała w zwyczaju spędzać razem z przyjaciółką w saunie basenowego kompleksu Ernst-Thälmann-Park. Czyżby nie pojęła słów Schabowskiego? Wręcz przeciwnie! Nim spakowała ręcznik, klapki i kostium, zadzwoniła do mamy w Templinie i przypomniała jej o kursującym w rodzinie powiedzonku: 'Kiedy padnie mur, idziemy do Kempinskiego na ostrygi'. Rodzinne powiedzonko uchodziło za synonim kaprysu, hotel Kempinski za najbardziej luksusowy w Berlinie Zachodnim, a ostrygi za przysmak ekskluzywny.
Po dwóch godzinach relaksu w parówce Angela Merkel, wiedziona ciekawością, a może i sceptycyzmem wobec krążących wieści, pognała na punkt graniczny. Z torbą basenową w ręce. Wtopiona w tłum, jeszcze przed północą wkroczyła do Berlina Zachodniego. Ale atmosfera ludowych igrzysk na ulicy nie wywołała u niej euforii, raczej mieszane uczucia. 'Z przypadkowymi ludźmi z ulicy trafiliśmy do mieszkania jakiejś zachodnioberlińskiej rodziny'. Gospodarze piwem w puszkach raczyli swoich gości.
(...) Cztery dni później znalazła się w Polsce, dotrzymując terminu wcześniej zaplanowanego sympozjum z fizykami toruńskiego uniwersytetu. Ci przecierali oczy ze zdumienia, iż w tak historycznym momencie nie została w Berlinie.
(...) Przepaść między Kohlem a Merkel w 1989 roku w wymiarze świadomości politycznej była równa głębokości Rowu Mariańskiego. Z dzisiejszej perspektywy trudno uwierzyć, że kiedy w Berlinie pisano historię świata, Angela z klapkami na nogach wolała zażywać uroków sauny bądź dzielić się wynikami swoich badań naukowych na sympozjum w Toruniu. W rewolucję niemiecką weszła z umysłem zupełnie nieukształtowanym politycznie - czytamy.
Na zdjęciu: Angela Merkel na tle swojego portretu w dniu 16 stycznia 2008 roku.
Merkel zawartość szklanki wypiła duszkiem
"Na wizytę kobiety nikt się nie przygotował. Nie posprzątał rybackiej budy. Nie pozbierał leżących na podłodze flaszek po piwie. Nie przebrał się ani nawet nie umył brudnych rąk. Zresztą dopiero co usiedli, skończywszy rozwieszać mokre sieci. Właśnie wrócili z połowu. Na zewnątrz panował przenikliwy ziąb. Nie opadła jeszcze poranna, listopadowa mgła, gdy usłyszeli pukanie do drzwi. W drzwiach stała kobieta. 'Nikt z nas jej nie znał' - wspomina jeden z nich. 'Weszła i przedstawiła się jakoś tak: Nazywam się Angela Merkel, chcę być waszym posłem?'. Podeszła do jedynego wolnego krzesła, przysunęła je do stołu i usiadła. Naprzeciw siedziało pięciu mężczyzn. Silnych, barczystych, styranych robotą. Wszyscy w mocno przybrudzonych ubraniach i ciężkich buciorach. Kandydatka na posła nie wzbudziła ich większego zainteresowania.
Milczeli, zaciągali się papierosami i popijali piwo. Jeden gapił się przez okno na stojącego przed budą niebieskiego trabanta, którym przyjechał niezapowiedziany gość, inny przeliczał pieniądze. 'Zanim pogadamy, trzeba się napić - przemówił wreszcie rybak w kapitańskiej czapce. I nalał gościowi szklankę Goldkrone, 28-procentowej brandy. Merkel zawartość szklanki wypiła duszkiem. Skończyła właśnie trzydzieści sześć lat. Od jedenastu miesięcy działała w polityce, a teraz ubiegała się o swój pierwszy mandat poselski.
'Klasyczna scenka, gdy politycy i wyborcy skrępowani sztywną atmosferą próbują nawiązać ze sobą kontakt - ocenił sytuację towarzyszący jej fotograf. Merkel po raz pierwszy w życiu stanęła w szranki walki wyborczej, tej na samym dole. 'Poradziła sobie świetnie. Wychyliła do dna pięć czy sześć szklanek' - opowiada jeden z rybaków, który nawet po latach nie potrafi ukryć podziwu dla niej" - opisuje Stempin.
Na zdjęciu: "Swojego człowieka się wyczuje, a Merkel była w porządku. Najpierw wypiła, a potem zaczęła opowiadać o partii" - tak zapamiętał rybak z Lobbe na Rugii spotkanie z 36-letnią Merkel, gdy ta ubiegała się po raz pierwszy o mandat poselski. Bez zmrużenia oka wychyliła cztery szklanice 28-procentowej brandy Goldkrone. Jako kanclerz preferuje smak wina, w latach 2007-2012 otrzymywanego prosto z rąk prezydenta Sarkozy'ego.
"Kto tej kobiety nie potraktuje poważnie, straci życie"
Talent polityczny szlifowała pod okiem Wolfganga Schnura. "W jego przypadku chodziło o politykę przez duże P. Jako szef sprzymierzonego z Helmutem Kohlem opozycyjnego DA Schnur uchodził za stuprocentowego faworyta w pierwszych wolnych wyborach w NRD. (...) 'Jesteś największym rozczarowaniem w moim życiu' - wygarnęła mu prosto w twarz, gdy kilka dni przed wyborami Schnur został zdemaskowany jako agent Stasi. Merkel stała w pierwszym szeregu tych, którzy od razu przeznaczyli go do odstrzału, winiąc za klęskę DA w wyborach.
Krótko przed utworzeniem rządu wybuchła bomba. 'Der Spiegel' ujawnił sensacyjną informację: Lothar de Maiziere to tajny agent Stasi, latami donoszący bezpiece o wydarzeniach na szczytach protestanckiego Kościoła w NRD. Oskarżony zdecydowanie zaprzeczał: niczego nie podpisywał, nikomu nie szkodził, nie brał pieniędzy. By nie utrudniać jednak kanclerzowi utworzenia rządu, do którego de Maiziere był murowanym kandydatem, zrezygnował ze wszystkich funkcji. Upadek mecenasa nie pogrążył w politycznym niebycie jego protegowanej. Stało się odwrotnie. Kanclerz, by dowartościować enerdowców, zdecydował się na rzecz najbardziej oczywistą. Sięgnął po rezerwowe wcielenie de Maiziere'a - Angelę Merkel, która jako kobieta spełniała jeszcze jedno pożądane kryterium: parytetu płci. W ten sposób na początku stycznia 1991 roku Merkel zastąpiła de Maiziere'a na stanowisku wiceprzewodniczącego CDU. Od razu odcięła się od protektora. Niegdyś szara mysz przeobraziła się w szarą eminencję chadecji.
Merkel została kanclerzem między innymi dlatego, że z uporczywym zaślepieniem ignorowali ją męscy konkurenci. Głupcy - nie wiedzieli, że kto tej kobiety nie potraktuje poważnie, straci życie. Dali się zwieść jej dziewczęcej fryzurze z grzywką na pazia, minie żółtodzioba, sandałkom z rzemykami czy charakterowi pisma" - dowiadujemy się z biografii.
Na zdjęciu: na placu Zócalo mieście Meksyk podczas prywatnej, nieplanowanej wizyty.
Wędruje po wysokich Alpach
Na urlop może sobie pozwolić tylko dwa razy do roku. "Dwa tygodnie, zwykle w południowym Tyrolu. Ze względów bezpieczeństwa dowozi ją tam helikopter Luftwaffe. Na wakacyjną kwaterę od dobrych kilku lat obiera czterogwiazdkowy hotel Marlet w Sulden. Nad alpejską miejscowością góruje najwyższy szczyt Alp Wschodnich - czterotysięcznik Ortler. Ale Merkel napawa się tam nie tylko zapierającymi dech w piersiach górskimi widokami. Wielką sympatią darzy mieszkającego w Sulden Reinholda Messnera. Z legendarnym himalaistą wspólnie wędruje po wysokich Alpach. Dlatego na urlop zabiera ze sobą wyłącznie pionierki, anorak i sportowe ubrania.
Z kolei na Wielkanoc wyjeżdża na kilka dni na Ischię. Leżąca u wejścia do Zatoki Neapolitańskiej wyspa, na której kręcono sławną 'Kleopatrę' z Liz Taylor i Richardem Burtonem, tonie wiosną w kwitnących fuksjach i oleandrach okalających wzgórza i w zapachu lawendy. Możliwe, że jako fizyka Merkel bardziej niż uroki przyrody urzekła za pierwszym razem wulkaniczna przeszłość wyspy, widoczna we wszechobecnym porowatym, osadowym tufie.
Merkel do Neapolu przylatuje challengerem Luftwaffe. Jej mąż, profesor Sauer, znany powszechnie z oszczędności, dolatuje, jak kiedyś żona kanclerza Schrödera, tanimi liniami Germanwings. Nieznany bliżej mediom chemik kwantowy, którego świat orbituje wokół zeolitów, pewnej grupy minerałów, na taki 'luksus' może sobie pozwolić. Na lotnisku chętnie pomaga kobietom z wózkami i małymi dziećmi. Jako współpasażer u boku żony w maszynie Luftwaffe musiałby głęboko sięgnąć do kieszeni. Lot do Neapolu kosztuje 1,3 tysiąca euro. Ostatnim razem małżeństwo Merkel z Neapolu na wyspę dotarło nie jak zawsze promem, tylko łodzią policyjną. By pozostać nierozpoznaną, kanclerz była przebrana za urzędnika włoskiej policji finansowej - zdradza Arkadiusz Stempin.
Na zdjęciu: Angela Merkel i jej mąż Joachim Sauer podczas spaceru w nadmorskiej miejscowości Sant' Angelo D'Ischia we Włoszech.
Jej pasją jest piłka nożna
"Komfort powietrznych podróży jest dla Angeli Merkel o tyle istotny, że spędza ona w samolotach więcej czasu od poprzedników. Oprócz standardowych podróży zagranicznych lata też na niekończące się szczyty unijne poświęcone kryzysowi euro. Ale to nie loty na udry do Brukseli są wisienką na torcie w wojażach po przestworzach kanclerz Niemiec. Od samego początku sprawowania urzędu oblatuje glob, folgując nowej, wielkiej namiętności, którą zgrabnie łączy z obowiązkami szefa rządu. Tą pasją, jaką w sobie odkryła, jest piłka nożna. Zaczęło się od mistrzostw świata 2006, rozgrywanych akurat w Niemczech.
Podczas mistrzostw świata w RPA w 2010 roku pani kanclerz na dziewięćdziesiąt minut meczu ćwierćfinałowego z Argentyną specjalnie leciała jedenaście godzin do Kapsztadu. Jej zdjęcia, jak wystrzela z fotela do góry przy każdym z czterech goli Niemców, robiły furorę w światowych mediach. A podczas Euro 2012 w Polsce kursowały na YouTube filmy pokazujące, jak zwiedza kwaterę reprezentacji, Dwór Oliwski w Gdańsku i jako jedyna kobieta razem z piłkarzami zasiada do kolacji. Niczym Matka Courage ze swoimi chłopcami. Przy stole najbliżej niej siedział Miroslav Klose. Niemiec z Polski i seryjny łowca bramek należy do jej osobistego fanklubu. W domu na honorowym miejscu trzyma książkę z jej autografem.
Przede wszystkim zdumiewa, że Merkel znajduje czas na tete-a-tete z futbolem. Od lat operuje na granicy wytrzymałości fizycznej. 'Co ta kobieta potrafi jednak wytrzymać, psychicznie i fizycznie, jest nieprawdopodobne. Niewielu może się z nią w tym równać' - konstatuje Michael Glos, długoletni towarzysz Kohla, który z niejednego pieca chleb jadł - czytamy w książce. Nie sposób się z nim nie zgodzić.
(evak)
Na zdjęciu: kanclerz Angela Merkel daje autograf dla dziewczynce podczas mecz piłki nożnej Serbia-Niemcy.