Konieczne badania DNA. Nie wiedzą, kim są ofiary
W poniedziałek rozpoczęły się czynności związane z identyfikacją osób, które poniosły śmierć w tragicznym wypadku pod Pruszczem Gdańskim. Z czterech ofiar zdarzenia, w którym uczestniczyło 21 pojazdów, rozpoznano tylko dwie - chłopców w wieku 7 i 10 lat.
O dwóch pozostałych osobach zabitych w wyniku wypadku nie ma na razie informacji. Do ustalenia tożsamości tych zwłok potrzebne będą badania DNA.
Do wypadku doszło w piątek o godzinie 23.15 na remontowanym odcinku drogi S7 w okolicach miejscowości Borkowo w pobliżu Pruszcza Gdańskiego. W ogromnym karambolu zderzyło się 21 pojazdów.
Konieczne badania DNA. Jeszcze nie wiadomo, kim są dwie ofiary karambolu na S7
Kilka z aut zapaliło się. Cztery osoby zginęły, a 15 zostało rannych.
Wśród ofiar są dzieci. Dwóch chłopców w wieku 7 i 10 lat było uczniami szkoły w Straszynie.
Dane pozostałych dwóch osób będą potwierdzone po badaniach DNA. Sekcja zwłok prowadzona jest w Zakładzie Medycyny Sądowej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
- Porównawcze badania DNA są konieczne, żeby ustalić ponad wszelką wątpliwość tożsamość dwóch ofiar - przekazał w poniedziałek w rozmowie z TVN24 Mariusz Duszyński z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Zarzuty po wypadku usłyszał 37-letni kierowca ciężarówki, który wjechał w pojazdy stojące w korku. Sąd nie zgodził się jednak na areszt dla podejrzanego.
Zarzuty dotyczą spowodowania katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób. Mężczyzna nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień.
Przeczytaj również: Zgorzelski zarzucił Kotuli kłamstwo. "Obwieściła niezgodnie z prawdą"
Był trzeźwy i nie znajdował się pod wpływem środków psychoaktywnych. Badania toksykologiczne nie wykazały obecności substancji psychoaktywnych.
Z zapisu tachografu wynika, że w chwili zderzenia z innymi pojazdami tir poruszał się z prędkością 89 km/h, a na tym odcinku drogi dopuszczalna prędkość wynosi 80 km/h. Wiadomo również, że nie używał telefonu.
37- letniemu Mateuszowi M. za spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym grozi do 15 lat więzienia. Nie trafił do aresztu, ale ma dozór policji. Sąd zobowiązał go do stawiennictwa siedem razy w tygodniu we właściwej jednostce policji.
Źródło: tvn24.pl