Ścigany Ryba, czyli jak Jerzy Stuhr chlapnął za dużo [OPINIA]
Trzeba zrozumieć wielkiego aktora, że czasem musi sobie chlapnąć – niekiedy bzdurę podczas wywiadu, innym razem "lufę" prosto do krwiobiegu. Nikt nie wytrzymałby na trzeźwo rzucających się pod koła opłaconych przez Ziobrę ludzi oraz pisowskiego zamordyzmu w postaci odbierania prawa jazdy za prowadzenie auta po pijaku.
Profesor Jerzy Stuhr, wieloletni rektor państwowej uczelni, postanowił udowodnić, że Polacy nie są troglodytami, i że interesują się sztuką. Wyszło mu to znakomicie. Stuhr udzielił raptem dwóch wywiadów i wszyscy mówią o wybitnym aktorze. Brawo!
Tragedia aktora
Stuhr jest człowiekiem z krwi i kości, niepozbawionym wad.
Jedną z przewin aktora - znanego m.in. z roli komisarza Ryby w "Kilerze" - było to, że w październiku 2022 r. postanowił pijany kierować samochodem. Jak na złość, wchrzanił mu się pod koła motocyklista, którego Stuhr potrącił. Potrąconemu mężczyźnie nic poważnego się nie stało.
W konsekwencji sądy uznały, że Stuhr musi zapłacić trochę pieniędzy, a także że przez kilka lat nie może prowadzić samochodu.
Kara, najdelikatniej mówiąc, nie była sroga.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"To jest zdziczenie". Poseł wprost o nowej taktyce PiS
I mało kto by już pamiętał o tym smutnym zdarzeniu, gdyby nie to, że sam Stuhr postanowił o swojej głupocie przypomnieć. Wymyślił, że przykryje ją inną głupotą.
Na łamach portalu Gazeta.pl aktor stwierdził: "Sędzia uznał, że nie uciekłem z miejsca zdarzenia, a obrażenia tego pana wymagały zwolnienia lekarskiego krótszego niż siedem dni. Widać więc, że wszystko mogło zostać spreparowane, być może jako element nagonki na mnie". I dodał, że "wszystko to była jakaś kompletna błahostka".
W portalu Plejada.pl zaś Stuhr wskazał: "Tak naprawdę nic nie zrobiłem, więc wewnętrznie jestem kompletnie czysty. Oczywiście denerwują mnie pomówienia i stosunek prokuratury do mojej osoby, która proponowała coraz wyższe kary i chciała mnie zjeść".
Stuhr zaznaczył też, że niebawem wydane zostaną jego pamiętniki.
"Tragedia zacznie się w dniu, w którym straciłem prawo jazdy" - zapowiedział.
Chwila powagi
Przez chwilę bądźmy poważni, bo pomimo lekkiej formy opinii sprawa bynajmniej nie jest śmieszna. Nie jest też, jak uważa Jerzy Stuhr, kompletną błahostką.
Gdy ktoś pijany wsiada za kierownicę auta, jest skrajnie niebezpieczny dla ludzi. Pół biedy, jeśli zrobi krzywdę wyłącznie sobie. Gorzej gdy skrzywdzi niewinnych.
Jerzy Stuhr był o krok od spowodowania tragedii. I to nie tej polegającej na tym, że pijakowi bez, nomen omen, hamulców odebrano prawo jazdy, tylko takiej prawdziwej.
Zderzenie o sekundę wcześniej lub później, inny kąt uderzenia, reakcja o ułamek sekundy wolniejsza, zwyczajny pech przy upadaniu - i człowiek mógłby nie żyć.
Jerzy Stuhr nie miał wpływu na to, czy skończy się na niewielkich obrażeniach, czy na kalectwie lub śmierci. Miał wpływ jedynie na to, czy wsiądzie za kierownicę samochodu, będąc pijanym. Nie miał prawa tego zrobić. Ale zrobił.
Sukces, za którym Stuhr nie nadążył
Raptem kilka dni temu, po wypadku w Krakowie, w którym zginęły cztery osoby, naszła mnie myśl, że w Polsce i Polakach na przestrzeni ostatnich kilkunastu, może kilkudziesięciu lat jedna kwestia bez wątpienia zmieniła się na lepsze.
Jeszcze 20-25 lat temu wuj przyjeżdżał autem na rodzinną uroczystość, wypił trzy piwa albo dwa kieliszki wódki, a wkrótce wsiadał za kierownicę. Wszyscy wiedzieli, że nie powinien, ale główna myśl była taka, czy policja go złapie, czy nie. Wiele osób w ten właśnie sposób myślało. Niby nikt nie pochwalał prowadzenia auta po kielichu, ale też mało kto stanowczo się sprzeciwiał.
Dziś, w 2023 r., prowadzenie samochodu po alkoholu jest nie tylko nielegalne, lecz także jest niesłychanym obciachem. Tylko w skrajnie patologicznym środowisku może to komukolwiek zaimponować.
Dziś żaden wuj nie chwaliłby się, że wsiądzie za kółko pod wpływem alkoholu. A gdyby to wyszło, istnieje duże prawdopodobieństwo, że ktoś zadzwoniłby na policję albo odebrał pijusowi kluczyki.
Ba, dzisiaj powszechnie pijanych kierowców postrzega się jak potencjalnych zabójców.
Zmianę podejścia Polaków do jazdy po alkoholu naprawdę uważam za nasz sukces.
Jednocześnie Jerzy Stuhr, człowiek bądź co bądź światły, przegapił ostatnie kilkadziesiąt lat. Nadal zachowuje się jak ten wuj z XX wieku.
To tym smutniejsze, że Stuhr kształci młodych ludzi. Powinien im przekazywać nie tylko kunszt aktorski, lecz także dbać o to, by byli odpowiedzialni i wrażliwi. W zawodzie aktora, jak sądzę, to przydatne cechy.
Swoją drogą smutno jest czytać, jak bardzo znakomity aktor jest odklejony od rzeczywistości i przekonany o swojej wielkości. Pomysł, że człowiek umyślnie wtargnął pod koła samochodu kierowanego przez pijanego Stuhra, by go skompromitować ("wszystko mogło zostać spreparowane"), jest - powiedzmy to wprost - idiotyczny.
W kategorii największych durnot opinia ta plasuje się wyżej nawet od wypowiedzi Krystyny Jandy na temat polowania na nią przez policję. Janda jednak, na szczęście, przechytrzyła funkcjonariuszy i gdy poddano ją badaniu alkomatem, była trzeźwa.
Wywiady Stuhra
Stuhr, kilka dni po zostaniu złapanym na podwójnym gazie, przekazał, że spieszył się na spotkanie z dziennikarzem.
Wydaje mi się, że podobną linię obrony mógłby zastosować teraz jako usprawiedliwienie dla wygadywania bzdur.
Ot, może po prostu Jerzy Stuhr zawsze udziela wywiadów pijany. Za godne pochwały można by zaś uznać, że tym razem nie spowodował żadnego wypadku. To pewien postęp.
Niestety jednak bardziej prawdopodobny jest wariant, że aktor zupełnie nie rozumie, dlaczego spadła na niego fala krytyki – i nie rozumie tego trzeźwy. Ot, po prostu wybitny talent aktorski i tytuł profesorski nie muszą iść w parze z rozsądkiem.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl