Schetyna chciał armii, zebrał brygadę. Wiemy, ilu ludzi przypilnuje wyborów
Grzegorz Schetyna jeszcze pół roku temu straszył możliwością sfałszowania wyborów przez PiS i zapowiadał "zbudowanie armii 100 tysięcy ludzi, którzy jako mężowie zaufania będą pilnować wyborów". Tyle że zamiast armii, wyszła średnia brygada.
18.10.2018 | aktual.: 12.02.2020 14:50
Czerwiec 2018 r. Na konferencjach regionalnych w całym kraju politycy Platformy Obywatelskiej ogłaszają start akcji "Wolontariusze Wolnych Wyborów". – Uważamy, że jesienne wybory mogą być sfałszowane, dlatego ruszamy z tą niezwykle potrzebną inicjatywą. Zrobimy wszystko, by wraz z obywatelami, przy pełnej mobilizacji PO, Nowoczesnej i innych struktur samorządowych wybory były w pełni uczciwe. Nie damy sobie tych wyborów ukraść – zapowiada poseł Andrzej Halicki. – Ci ludzie, którzy chcą tę akcję robić, są gwarancją tego, że każde fałszerstwo zostanie wyłapane – przestrzega PiS Marcin Kierwiński.
Ze 100 tysięcy zrobiło się 30
Kilka miesięcy po tych szumnych zapowiedziach zostało niewiele. Z informacji, które zdobyliśmy od osób koordynujących akcję ze strony Platformy Obywatelskiej, liczba zaangażowanych i zgłoszonych wolontariuszy na kilka dni przed wyborami nie przekroczyła 30 tysięcy. To dużo mniej, niż chciał tego lider PO Grzegorz Schetyna.
– To nie będzie 100 proc. tego, czego oczekiwaliśmy. Ja wiem o liczbie 6 tysięcy wolontariuszy, którzy sympatyzują z nami i zgłaszali się do sztabów. Aczkolwiek nie ma takiej komisji warszawskiej, w której nie mielibyśmy swoich przedstawicieli – mówi dziś WP Andrzej Halicki, koordynator akcji na Mazowszu (po kilku godzinach poseł zadzwonił do nas ponownie i stwierdził, iż PO zebrała jednak 30 tys. osób; polityk szacuje, że wszystkich obywateli zaangażowanych do prac w komisjach przez komitety wyborcze faktycznie będzie 100 tys.).
Szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer dodaje: – Wolontariusze zgłaszają się do naszych biur poselskich. Pomagamy im zapisywać się do komisji wyborczych. Zgłaszają się także mężowie zaufania.
Jest się czego bać
Krajowym koordynatorem akcji z ramienia Platformy Obywatelskiej jest Łukasz Abgarowicz, były senator i poseł. – Ludzie ciągle się zgłaszają, choć to kropla w morzu potrzeb. Ich liczbę szacujemy w tysiącach – mówi Wirtualnej Polsce. Abgarowicz, gdy dopytujemy o konkrety, przyznaje, że ta liczba nie przekracza... 10 tysięcy. To inaczej, niż zapewniał nas Andrzej Halicki.
– Miało być 100 tysięcy ludzi, tak zapowiadała PO – przypominamy.
– Politycy PO mówili, że "potrzeba" 100 tysięcy. Wybory samorządowe to ponad 27 tys. obwodów głosowania, 54 tys. komisji. W każdej komisji powinno być dwóch wolontariuszy, stąd pewnie wyszła ta liczba 100 tys. Tyle osób się nie zaangażowało w ramach "WWW", ale jestem przekonany, że ten ruch się rozwinie.
– Nie trzeba bać się przebiegu tych wyborów?
– Proszę pana, trzeba się bać, ponieważ jest kilka poziomów zagrożeń. Pierwsze: organizacyjno-administracyjne. Był przecież problem ze skompletowaniem komisji. Trzeba było zaangażować pół miliona ludzi! Po drugie, są problemy ze zmodyfikowanym znakiem "x" i możliwościami dopisku. Ciągle niejasne są możliwe interpretacje tego – mówi Abgarowicz.
Jak podkreślają politycy Platformy, największe zagrożenie dla uczciwości wyborów wiąże się ze zmianą dotyczącą rozstrzygania, który głos jest ważny, a który nie. Do tej pory obowiązywała zasada stawiania jednego krzyżyka w jednej kratce. Teraz "x" traktowany jest jako co najmniej dwie linie, które przecinają się w obrębie kratki.
– Inna definicja znaku "x" sprawi problemy z odczytaniem, który głos jest ważny, a który nie, to po pierwsze. Po drugie, zagrożenie niesie to, że będą dwie komisje: jedna będzie liczyć głosy, a druga będzie to głosowanie wcześniej organizować. To jest groźne – twierdzi rozmówca Wirtualnej Polski.
– Spodziewa się pan fałszerstw? – pytamy Abgarowicza. – Instytucjonalnego fałszowania wyborów się nie spodziewam, ale trzeba wyborów pilnować, zwłaszcza do sejmików. PiS dokonało wielu zmian w ordynacji, a to budzi niepokój. Strzeżonego Pan Bóg strzeże – odpowiada nasz rozmówca.
PiS z większym potencjałem moblizacyjnym
Opozycja – nawet przy połączeniu sił Platformy i Nowoczesnej – nie była w stanie zbudować alternatywy dla Ruchu Kontroli Wyborów, który powstał przy okazji poprzednich wyborów samorządowych (przy wsparciu opozycyjnego wtedy PiS).
Prezes Jarosław Kaczyński zarzucił ówczesnym rządzącym, czyli PO i PSL, że wybory samorządowe w 2014 r. zostały sfałszowane (wątpliwości budził bardzo wysoki, bo 24-procentowy, wynik ludowców). Dlatego u boku PiS powstał właśnie Ruch Kontroli Wyborów (wspierany przez kluby "Gazety Polskiej"), który miał w kolejnych elekcjach pilnować wyborów i kontrolować Państwową Komisję Wyborczą.
RKW zebrał wokół siebie ok. 50 tys. członków i sympatyków. I będzie zaangażowany również przy okazji najbliższych wyborów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
W polityce panują twarde zasady podobnie jak w grze. Jeśli jesteś graczem, szukaj rabatów na stronie kod cashback g2a.