HistoriaSB wykorzystała przestępców do kradzieży niemieckiego złota. Kulisy operacji "Żelazo"

SB wykorzystała przestępców do kradzieży niemieckiego złota. Kulisy operacji "Żelazo"

Wywiad PRL wykorzystał polskich przestępców do zrabowania w RFN od 120 do 200 kg złota. Gangsterzy otrzymali również zlecenie zabójstwa przebywającego wówczas w Niemczech Adama Michnika. Odmówili wykonania zadania, ponieważ nie chcieli mieszać się w politykę. Część ukradzionych kosztowności trafiła do najważniejszych ludzi w aparacie władzy i do funkcjonariuszy biorących udział w akcji. Mimo że afera wyszła na jaw już w latach 80., do dziś nikt z biorących w niej udział nie stanął przed sądem. Nie wiadomo też, co stało się z kilkudziesięcioma kilogramami zrabowanego złota. W nagrodę za "zasługi" dla SB, do 1989 r. przestępcy biorący udział w operacji mogli prowadzić nielegalną działalność bez obaw, że zainteresuje się nimi milicja lub prokuratura.

SB wykorzystała przestępców do kradzieży niemieckiego złota. Kulisy operacji "Żelazo"
Źródło zdjęć: © PAP | Jan Morek

Czołowymi postaciami afery "Żelazo" są bracia Mieczysław i Kazimierz Janoszowie - uciekinierzy z Polski, którzy w latach 60. mieszkali w Hamburgu. Oficjalnie prowadzili cieszące się złą sławą restauracje, jednocześnie parali się różnymi ciemnymi interesami i bandytyzmem. W 1964 r. wzięli nawet udział w napadzie na bank, w czasie którego zastrzelono kasjera.

Jednocześnie Janoszowie współpracowali z Departamentem I MSW (wywiadem) dostarczając informacje głównie o działalności służb specjalnych RFN wobec polskich uciekinierów i emigrantów. Oficerowie wywiadu PRL dobrze wiedzieli, że mają do czynienia z gangsterami, ale najwyraźniej nikomu to nie przeszkadzało.

Około 1970 r. Janoszowie chcieli wrócić legalnie do kraju, toteż zwrócili się o pomoc w tej sprawie właśnie do funkcjonariuszy SB. Wcześniej zamierzali się maksymalnie "obłowić", żeby wrócić do Polski jako ludzie zamożni. Plan operacji ułożyli razem z ludźmi wywiadu, nadzorowanymi bezpośrednio przed dyrektora Departamentu I MSW gen. Mirosława Milewskiego. Za pomoc w przerzucie i spokojne życie w kraju Janoszowie mieli oddać wspólnikom ze Służby Bezpieczeństwa 1/3 łupów. W aktach wywiadu planowaną operację oznaczono kryptonimem "Żelazo".

W 1971 r. Janoszowie wyprzedali posiadany majątek i założyli firmę handlową. W krótkim czasie z hurtowni, domów jubilerskich i przedsiębiorstw pobrali duże ilości cennych towarów na tak zwany odroczony termin płatności. W sumie uzbierali około 120 do 200 kg złota w biżuterii, zegarkach, złotych sztabkach i monetach, duże ilości kamieni szlachetnych oraz 7 kontenerów sreber i innych drogocennych przedmiotów wartości kilku milionów ówczesnych marek. Za nic nie zamierzali płacić, planując przerzut zdobytych łupów do Polski pod ochroną Departamentu I MSW. Granicę PRL przekroczyli 9 maja 1971 osobowym mercedesem wypchanym ponad 100 kilogramami złota (resztę towarów wysłali koleją). Zgodnie z wcześniejszą umową, funkcjonariusze wywiadu przewieźli złoto w walizkach do siedziby MSW w Warszawie, gdzie miano przystąpić do podziału. Kiedy już złoto znalazło się w na Rakowieckiej, gen. Milewski i jego kompani nie dotrzymali wcześniejszej umowy i Janoszowie zostali oszukani. Dostali nie więcej, niż 20-30 kg złota, po
wyłączeniu z podziału najcenniejszych precjozów. Także z kontenerów przejętych przez ludzi Milewskiego na granicy bracia dostali tylko ochłapy.

Gdzie jest złoto?

Około 20-30 kg. mniej cennej biżuterii ludzie Milewskiego oficjalnie oddali do "czarnej kasy" MSW, z której pokrywano - wszystko było nielegalne - luksusowe zakupy partyjnych i państwowych prominentów. Z tej kasy duże kwoty dolarów przez swoimi zagranicznymi wojażami pobierała między innymi żona ówczesnego pierwszego sekretarza, Stanisława Gierek.

Ale co się stało z około 100 kilogramami najcenniejszych precjozów i dużą ilością kamieni szlachetnych? Złote zegarki rozdano oficerom wywiadu uczestniczącym w akcji oraz osobom, które pracowały w resorcie MSW, ale nie zajmowały się działalnością operacyjną. Jedną z obdarowanych był nowa żona związanego z resortem, znanego peerelowskiego prominenta, Mieczysława Moczara. Złoty zegarek miał sobie przywłaszczyć także oglądający zdobyte łupy ówczesny minister spraw wewnętrznych Franciszek Szlachcic. Część złota mogli ukraść uczestniczący w akcji funkcjonariusze, ale najcenniejsze okazy biżuterii i kamieni szlachetnych spakowano w duże koperty, które towarzysz Milewski zawoził do budynku KC PZPR. Tam zapewne rozdawał je partyjnym notablom budując polityczne wpływy. Po pozostałych kilkudziesięciu kilogramach złota i siedmiu kontenerach, przejętych przez wywiad na granicy, zaginął wszelki ślad.

Bandyci działają dalej

Janoszowie osiedlili się w rodzinnych stronach koło Bielska, prowadząc restaurację i zajmując się przemytem i rozmaitymi przestępczymi machinacjami. Jednak ani milicja, ani prokuratura nie były w stanie pociągnąć ich do odpowiedzialności, bowiem nad braćmi swoisty "parasol bezpieczeństwa" rozciągnął Departament I MSW. Nic dziwnego. W latach 1971-981 wiceministrem, a potem ministrem spraw wewnętrznych, był główny beneficjent operacji "Żelazo" gen. Mirosław Milewski. Dopiero w 1981 r., kiedy pełną kontrolę nad państwem miał już gen. Wojciech Jaruzelski, szefostwo MSW objął jego zaufany z wojska gen. Czesław Kiszczak (Milewski został członkiem Biura Politycznego KC PZPR).

Kiedy W 1984 r. Kazimierz Janosz został aresztowany przez miejscową milicję za nielegalny obrót alkoholem, jego brat Kazimierz udał się z interwencją do MSW. Zażądał widzenia z gen. Kiszczakiem. Miał mieć mu do zakomunikowania ważne rzeczy. Ostatecznie przyjął go doradca ministra, gen. Tadeusz Kwiatkowski. Janosz opowiedział o rozmaitych przestępczych działaniach prowadzonych z funkcjonariuszami wywiadu i zagroził, że jeśli jego brat nie zostanie zwolniony, ujawni fakty dotyczące przestępczych działań wywiadu PRL na czele z operacją "Żelazo".

Odpryski "Żelaza"

Mimo, że gen. Milewski i jego kompani notorycznie zasłaniali się niepamięcią albo po prostu kłamali, specjalna komisja powołana w MSW do wyjaśnienia sprawy potwierdziła informacje podawane przez Mieczysława i Kazimierza Janoszów. Prócz akcji "Żelazo", opisała ona w raporcie końcowym inne wykonane lub planowane z braćmi przestępcze operacje. W pewnym momencie planowano na przykład przewiezienie do Polski dużych ilości pieniędzy, które bracia zamierzali zrabować w czasie napadu na furgon bankowy (operacja "Worek"). W innej operacji za pośrednictwem Janoszów zamierzano zakupić od bandytów i przewieść do Polski kilkadziesiąt kilogramów złota zdobytego w Szwecji w czasie napadu rabunkowego (jego właściciela zamordowano). Zgodę na dokonanie takiej transakcji wyrazili - częściowo zorientowani w sprawie - sekretarz KC odpowiedzialny za służby specjalne Stanisław Kania i premier Piotr Jaroszewicz. Janoszowie na polecenie wywiadu dokonali również zabójstwa wskazanego im w Niemczech człowieka. MSW nie udało się
ustalić, kim był zamordowany, ani dlaczego zginął. W 1977 r. bracia dostali również zlecenie zabójstwa przebywającego wówczas w Niemczech Adama Michnika. Nie wykonali jednak zadania twierdząc, że nie będą się zajmowali polityką.

W wyniku odkrycia operacji "Żelazo" gen. Milewski został w 1985 r. pozbawiony partyjnych stanowisk i usunięty z PZPR. Funkcjonariusze uczestniczący w akcji dostali…. nagany partyjne. W czasie przesłuchań w Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej, i Milewski, i Franciszek Szlachcic zachowywali się butnie i arogancko. Skarżyli się, że nie są właściwie honorowani i pomija się ich przy nadawaniu należnych im, wysokich odznaczeń.

Szantaż zastosowany przez Janoszów okazał się skuteczny: gen. Kiszczak nakazał wypuszczenie Kazimierza Janosza i do 1989 r. bracia nie byli już niepokojeni przez organa ścigania. O postawieniu kogokolwiek przed sądem nie mogło być mowy, bowiem proces ujawniłby patologiczne mechanizmy funkcjonowania MSW i PZPR oraz poziom demoralizacji wysokich funkcjonariuszy partyjnych i państwowych. Groził też międzynarodowy skandal.

Generał Milewski został aresztowany dopiero po upadku PRL, w 1991 r., ale wkrótce go wypuszczono. Co stało się z dziesiątkami kilogramów złota, którymi dysponował w latach 70? Tego nigdy nie udało się ustalić.

Piotr Gontarczyk dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
historiakradzieżzłoto
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)