Sąsiadka znosi do mieszkania śmieci. "Pojawiło się robactwo: karaluchy i prusaki"
Smród, brud i śmieci. To codzienność mieszkańców ulicy Cyganerii w Tychach. Mimo rozmów, próśb i interwencji lokatorskich, nie udało się rozwiązać uciążliwego problemu sąsiadki-zbieraczki.
- Na początku pojawiło się robactwo. Jak udało się ustalić, były to karaluchy i prusaki – mówi Wirtualnej Polsce pani Halina, sąsiadka lokatorki-zbieraczki. – Po kilku miesiącach zaczęło śmierdzieć, a teraz, gdy jest cieplej, potwornie cuchnie. Przez klatkę ciężko przejść – dodaje.
Mieszkańcy od ponad pół roku skarżą się na zbieractwo swojej sąsiadki. Niestety, sanepid bez zgody nie może wejść do obcego mieszkania i ocenić szkodliwości dla ludzi i otoczenia.
Dlatego po pomoc zrozpaczonym mieszkańcom, udaliśmy się do Macieja Dąbrowskiego, prawnika.
- W tym przypadku sprawa jest jasna, trzeba zdzwonić na policję. Przepisy mówią, że osoba, która gromadzi w swoim mieszkaniu śmieci, popełnia przestępstwo z art. 183 kodeksu karnego. W takiej sytuacji najprościej powiadomić mundurowych, a oni przekażą sprawę dalej. Wtedy tzw. zbieracz, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5 – komentuje dla Wirtualnej Polsce Dąbrowski.
To dla sąsiadów rozwiązanie zbyt radykalne, więc między sobą starają się tłumaczyć dziwne zachowanie.
- Od czasu, kiedy zmarł mąż Kazimiery, pani zwariowała z samotności. Nie może sobie znaleźć miejsca na ziemi, chodzi całymi dniami i szuka. Zawsze coś znajdzie i przynosi. Na początku mówiła, że przedmioty kojarzą jej się z Józkiem. Rozumieliśmy, bo spędziła z nim 45 lat – wspomina Marian Kania, sąsiad.
- Jak słyszałem słowa prawnika, to mi się przykro zrobiło. Chyba nie chcemy wzywać policji, jeśli kobieta może usłyszeć zarzuty. Pewnie do więzienia nie trafi, ale to i tak dodatkowo pogłębi stres chorej Kazi – relacjonuje dalej.
Dlatego kolejnym miejscem, do którego udaliśmy się po pomoc, był gabinet psychologiczny.
– Słuchając relacji sąsiadów, pani Kazimiera cierpi prawdopodobnie na syllogomanię. Osoby z tym zaburzeniem mają bardzo emocjonalny stosunek do gromadzonych rzeczy. Przedmioty są traktowane jak przyjaciele, które tak samo jak innych ludzi darzą troską i bezpieczeństwem. Dlatego każda próba ich odebrania - dla nas śmieci - kończy się agresją i izolacją społeczną – tłumaczy zjawisko Wirtualnej Polsce Maria Kowalska, psycholog.
Jak udało się ustalić dzięki specjalistce, osoby z patologicznym zbieractwem są często niesamodzielne i mogą zagrażać bezpieczeństwu sanitarnemu. Tym tropem chcą iść sąsiedzi uciążliwej zbieraczki.
- To jest podstawa, by w trybie przewidzianym przez Ustawę o ochronie zdrowia psychicznego, skierować do szpitala wbrew woli osoby – wyjaśnia Kowalska.
Skąd się bierze zbieractwo?
„Podłożem takiej aktywności (chorobliwego zbieractwa lub zbieractwa połączonego ze skrajnym zaniedbaniem) mogą być różne schorzenia, a w szczególności: zespół obsesyjno-kompulsywny (nerwica natręctw), schizofrenia, inne choroby mózgu, zwłaszcza otępienie. Bardzo istotną rolę odgrywa też typ osobowości, czyli charakter jaki chora osoba miała już w okresie przedchorobowym. Często jest to osobowość anankastyczna albo lękowa „ – poinformowała grupa terapeutyczna Synapsis.
Zachowania typu zbieractwa mają charakter przewlekły. Ich natężenie może jednak zmieniać się w zależności od aktualnego poziomu lęku, napięcia psychicznego i sprawności intelektualnej.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .