Historia''Samotne wilki'' – terroryści działający w pojedynkę

''Samotne wilki'' – terroryści działający w pojedynkę

• ''Samotne wilki'' wilki terroryzowały Europę już ponad 100 lat temu
• Działający w pojedynkę terroryści zabijali m.in. w Rosji, Francji i USA
• Wtedy również rządy i policje pozostawały w znacznym stopniu bezradne wobec ich działań

''Samotne wilki'' – terroryści działający w pojedynkę
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

• ''Samotne wilki'' terroryzowały świat już ponad 100 lat temu
• Działający w pojedynkę terroryści zabijali m.in. w Rosji, Francji i USA
• Wtedy również rządy i policje pozostawały w znacznym stopniu bezradne wobec ich działań

Rzezie, dokonywane przez działających w pojedynkę terrorystów, nabierają w ostatnich miesiącach regularności. Zwłaszcza gdy do grona krajów europejskich dołączyć Turcję. Specjaliści od działań operacyjnych służb specjalnych niechętnie przyznają, iż wobec tzw. ''samotnych wilków'' są one prawie bezradne. Zdobycie wiedzy o przygotowywaniu zamachu, gdy planuje go jeden człowiek lub para terrorystów, którzy nie utrzymują kontaktu z żadną organizacją, jest niesłychanie trudne. Masakra w Nicei potwierdza tą prawidłowość i przypomina o narodzinach francuskiego słowa ''ravacholiser''.

Mieszanka wybuchowa

Aby zginęło wielu przypadkowych ludzi, najpierw w głowie jednego człowieka muszą zlać się w jedno abstrakcyjna ideologia z nienawiścią do państwa, w którym żyje. Francois Koenigsten miał powody, by szczerze nie lubić Francji i bliźnich. Pochodzący z Danii ojciec porzucił jego matkę i czwórkę dzieci, kiedy Francois miał osiem lat. Odtąd żył w biedzie, parając się żebractwem. Ojcu nie wybaczył, ale jedyny rewanż, jaki mógł na nim wziąć, to przyjęcie panieńskiego nazwiska matki - Ravachol. O wiele łatwiejsze okazały się porachunki z zamożniejszą częścią społeczeństwa.

Drobny przemytnik i złodziejaszek pierwsze większe pieniądze zdobył, gdy w marcu 1886 r. zarąbał siekiera właściciela gospody pod Lyonem oraz jego służącą. Morderstwo na tle rabunkowym nie było czymś szczególnym, jednak Ravachol różnił się od innych bandytów. Potrafił zawsze wymknąć się policji oraz bardzo dużo czytał. Fascynowały go zwłaszcza dzieła ojca anarchizmu, Pierre'a Proudhona, oraz rosyjskiego wywrotowca, księcia Piotra Kropotkina. Idee obalenia istniejącego porządku siłą oraz likwidacji rządzącej elity wraz państwem zauroczyły młodzieńca.

Po kilku następnych zabójstwach, popełnionych dla zysku, zaczął przechodzić zaskakująca ewolucję. Wielki wpływ wywarły na niego wiadomości o krzywdzie, która spotkała robotników, uczestniczących 1 maja 1891 r. w zamieszkach na przedmieściach Paryża. Kilkudziesięciu aresztowano i dotkliwie pobito na posterunku policji w dzielnicy Clichy. A potem jeszcze prokurator zażądał kary śmierci dla osób odpowiedzialnych za zranienie policjantów podczas ulicznej burdy. Ostatecznie sędzia wlepił im kilka lat więzienia. Ravachol zaopiekował się wówczas rodzinami skazańców, przekazując im pieniądze zdobyte uprzednio drogą przestępstwa. Następnie wykradł dynamit z wojskowych magazynów i wysadził w powietrze paryski dom sędziego Benoit przy Boulevard St-Germain, wprawiając tym w stan histerii nie tylko stolicę Francji. Było wielu rannych, ale na szczęście nikt nie zginął. Angielski dziennik ''Davenport Daily'' 13 marca 1892 r. informował, że ''Policja została poinformowana, że bombę podłożył gang, który zaprzysiągł zemstę
wszystkim sędziom''. Plotkę tę skorygował niedługo potem Ravachol, wsiadając dom prokuratora Bulota, przy Rue de Clich. Nieuchwytny terrorysta wpadł jedynie dzięki temu, że doniósł na niego kelner z kawiarni, w której lubił przesiadywać. ''Celem moim było wywołać taki strach, aby zmusić społeczeństwo do uważnego spojrzenia na tych, którzy cierpią'' - oświadczył podczas procesu wróg publiczny numer jeden. Wielokrotnie deklarując, iż jest ideowym anarchistą. Aczkolwiek karę śmierci sąd wymierzył mu za morderstwa z czasów, kiedy jeszcze zajmował się rabowaniem. Gdy szedł na gilotynę, w ostatnich słowach zdeklarował pewność, iż zostanie pomszczony.

Samobójcza moda

Jeśli chodzi o zamachy terrorystyczne, to przed pojawieniem się Ravachola anarchistyczne organizacje mogły pochwalić się już całkiem pokaźnym dorobkiem. Ale policje wszystkich krajów dość szybko nauczyły się z nimi walczyć. Metody były bardzo zbliżone. Należało wprowadzać do środowisk anarchistycznych swoich agentów lub pozyskiwać konfidentów i dzięki nim zebrać dość informacji, by ująć całą grupę. Rosyjska policja polityczna Ochrana szła jeszcze dalej i delegowała do działania prowokatorów, którzy zakładali własne organizacje wywrotowe. Dzięki temu wyławiano ze społeczeństwa i szybko eliminowano jednostki najbardziej skore do buntu.

Ale ten system tracił skuteczność, kiedy jakiś pojedynczy wywrotowiec postanowił coś ''zravacholiserować''. Samotnemu Ravacholowi, dzięki efektownym zamachom, udało się wprowadzić do potocznego języka we Francji słowo ''ravacholiser'', oznaczające zgładzenie kogoś, lub wysadzenie w powietrze, choć bliższe właściwemu wydźwiękowi byłoby tu słowo ''rozpieprzyć''. Ravachol zainicjował więc modę na samotnych mścicieli.

Chęć zemsty kierowała włoskim anarchistą Santo Geronimo Caserio, który zaczaił się 24 czerwca 1894 r. na bulwarze w Nicei, by zabić Sadi Carnota. Wcześniej prezydent Francji odrzucił prośby o łaskę dla Ravachola. ''Usłyszałem 'Marsyliankę' i okrzyki 'Vivat Carnot'. Widziałem nadjeżdżającą kawalerię. Zrozumiałe, że nadeszła ta chwila i byłem gotów'' - relacjonował 16 sierpnia 1894 r. ''The New York Times'' zeznania oskarżonego, składane podczas procesu. ''Widząc karetę prezydenta wydobyłem mój sztylet i odrzuciłem pochwę. Potem, kiedy kareta była blisko mnie, skoczyłem na schodek i oparłem lewą rękę na powozie, a prawą ręką zatopiłem sztylet w piersi prezydenta'' - opisywał Caserio. Lubiący przejażdżki w odkrytym powozie Carnot zginął. Zaś do rąk jego żony wkrótce trafi list, wysłany wcześniej przez zamachowca. W kopercie znajdowała się fotografia Ravachola z napisanymi na odwrocie dwoma słowami ''został pomszczony''.

Choć zabójca Carnota stracił głowę na gilotynie, nie odstraszało to kolejnych ideowców przepełnionych nienawiścią do rządzących elit. Wychowany w paryskim sierocińcu Włoch Luigi Lucheni, po tym jak 10 września 1898 r. zatopił pilnik w sercu cesarzowej Elżbiety, oświadczył: ''chciałem po prostu zabić jakiegoś władcę, nieważne jakiego''. Traf chciał, że jego ofiarą padła w Genewie żona cesarza Franciszka Józefa, uwielbiana w Europie Sisi.

Dwa lata później, po wieloletnim pobycie w USA do Włoch wrócił Gaetano Bresci, by pomścić śmierć dziewięćdziesięciu tkaczy w Mediolanie. Sam był tkaczem i anarchistą. A sprawiedliwość postanowił wymierzyć królowi Umberto I, ponieważ ten pogratulował generałowi, który rozkazał podczas zamieszek strzelać do tłumu. Włoskiego monarchę zastrzelił 29 lipca 1900 r. podczas zawodów gimnastycznych w Monzie. W Italii nie wykonywano wówczas wyroków śmierci, ale Bresci nie przeżył pobytu w więzieniu. Oficjalnie - popełnił samobójstwo.

Aż do wypalenia

Przez kilka lat każdy udany zamach stanowił inspirację do kolejnych. Czyn Gaetano Bresci zainspirował działacza amerykańskiej grupy anarchistycznej ''Siła'' Leona Czolgosza. Potomek emigrantów z Polski działał także zupełnie sam i bez problemu udało mu się zmylić ochronę prezydenta USA Williama McKinleya, kiedy ten 6 września zwiedzał wystawę panamerykańską. Wprawdzie prezydent przeżył atak, lecz w ranę postrzałową w brzuchu wdała się gangrena i polityk zmarł tydzień po zamachu. Zabójca nie żałował swego czynu, choć ten zaprowadził go na krzesło elektryczne.

Z samotnymi zamachowcami nie potrafiło sobie poradzić nawet najbardziej policyjne państwo tamtych czasów - Rosja. Były student Piotr Karpowicz postanowił zamordować ministra oświaty Nikitę Bogolepowa, ponieważ ten, po wielkim strajku na rosyjskich uczelniach, zarządził jesienią 1899 r. pobór do wojska dla żaków. I to pomimo tego, że od lat ich nie obowiązywał. Karpowicz 14 lutego 1901 r. zjawił się w ministerialnej kancelarii, spokojnie zajmując miejsce na końcu kolejki interesantów. Swoje odczekał, po czym wszedł do gabinetu i zastrzelił ministra. Jego czyn zwiastował zbliżanie się fali terroru, z którą od kilku lat zmagano się na Zachodzie.

Rok później Stiepan Bałmaszow zabił ministra spraw wewnętrznych Dimitrija Sipiagina. W dniu 2 kwietnia 1902 r. student Uniwersytetu Kijowskiego przebrany w oficerski mundur, czekał na schodach pałacu Mariińskiego w Petersburgu. Gdy Sipiagin wysiadł z karety, podszedł do niego i wręczył kopertę z listem informującym o wydanym przez partię eserowców wyroku śmierci. Minister z rosnącym zdziwieniem czytał list, kiedy Bałmaszow dwukrotnie wystrzelił. ''Straszne, straszne! Ale należało mu się'' - skomentował śmierć przełożonego Iwan Szczegłowitow, późniejszy minister sprawiedliwości.

W Rosji samotnych desperatów nie pojawiło się zbyt wielu. Kolejne zamachy przygotowywały dobrze zorganizowane terrorystyczne grupy, co z czasem bardzo ułatwiło pracę władzom. W drugiej połowie 1906 r. premier Piotr Stołypin zawiesił prawa obywatelskie i wprowadził sądy polowe, w których wyroki ferowali oficerowie armii. Oskarżony nie miał prawa do obrońcy ani apelacji. Jeśli zapadał wyrok śmierci, to wykonywano go w ciągu 24 godzin. Przez osiem miesięcy powieszono około tysiąc osób, rozbijając w ten sposób większość organizacji wywrotowych.

Na Zachodzie również zaostrzono przepisy, jednak o zawieszeniu praworządności, czy ograniczeniu wolności słowa nikt nie myślał. Anarchistyczny bunt wypalił się sam. Zresztą w okrutnych czasach, jakie wkrótce nadeszły, śmierć pojedynczych ludzi nie robiła już na nikim większego wrażenia.

###Andrzej Krajewski dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
historiaterroryzmterror
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)