ŚwiatSamer Masri: upadek Aleppo jeszcze bardziej destabilizuje Syrię

Samer Masri: upadek Aleppo jeszcze bardziej destabilizuje Syrię

Sprawcami zbrodni w Aleppo są nie tylko wojska syryjskie, ale irańska Gwardia Rewolucyjna, najemnicy, irackie milicje szyickie, Hezbollah, lotnictwo rosyjskie. Oni wszyscy przykładają się do tych okrucieństw. Wchodzą do domów i zabijają ludzi na miejscu, albo wywlekają na podwórze i tam mordują. Później palą zwłoki, usuwając ślady zbrodni. To w Syrii dzieje się cały czas, ludzie są torturowani, rozstrzeliwani, paleni żywcem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Samer Masri, Syryjczyk od lat mieszkający w Polsce, prezes Fundacji Wolna Syria.

Samer Masri: upadek Aleppo jeszcze bardziej destabilizuje Syrię
Źródło zdjęć: © AFP | George OURFALIAN

15.12.2016 | aktual.: 15.12.2016 13:25

WP: Dochodzą do nas doniesienia o zbrodniach popełnianych na cywilach w Aleppo. Jak wielka jest skala okrucieństw reżimu?

Dr Samer Masri: - Okrucieństwa w Aleppo obserwujemy od trzech lat, bo na dzielnice opanowane przez opozycję od początku systematycznie spadały bomby. Reżim Baszara al-Asada codziennie zrzucał na miasto tzw. bomby beczkowe - jedna potrafiła zniszczyć cały budynek, zabijając mnóstwo osób. To było zaplanowane działanie, by wysiedlić ludzi ze zbuntowanych dzielnic. To wtedy powstały jednostki obrony cywilnej i ratownictwa, takie jak słynne Białe Hełmy. Świat tego nie zauważał, bo skala zniszczeń nie była tak wielka jak obecnie. Teraz mamy sytuację paradoksalną, bo kiedy faktycznie nie można już tam nikomu pomóc, to wszyscy chcą pomagać. A kiedy można było to zrobić, to mało kto się tym interesował. My, Syryjczycy, bardzo przeżywamy tragiczny los Aleppo, ale odczuwamy też pewną ulgę, że ludzie w końcu uciekli z tego piekła lub wkrótce to zrobią, a społeczność międzynarodowa w końcu zauważa tę tragedię

WP: Na ludność, która znajdowała się w zbuntowanych dzielnicach miasta, spada teraz zemsta Asada?

- Oczywiście, że tak. I sprawcami zbrodni nie są tylko wojska syryjskie, ale irańska Gwardia Rewolucyjna, najemnicy, irackie milicje szyickie, Hezbollah, lotnictwo rosyjskie. Oni wszyscy przykładają się do tych okrucieństw. Wchodzą do domów i zabijają ludzi na miejscu albo wywlekają na podwórze i tam mordują. Później palą zwłoki, usuwając ślady zbrodni. To w Syrii dzieje się cały czas, ludzie są torturowani, rozstrzeliwani, paleni żywcem.

Obraz
© (fot. WP)

WP: Mówi się jednak, że w Aleppo doszło już lub dojdzie do pewnej formy porozumienia i mieszkańcy ostatnich dzielnic znajdujących się w rękach rebeliantów zostaną ewakuowani.

- Systematycznej ewakuacji jeszcze nie ma. Teraz są dokonywane egzekucje i aresztowania. Oczywiście zostanie garstka ludzi, kobiet i dzieci, i one zostaną rzekomo ewakuowane. Natomiast o porozumienie trudno, bo po stronie opozycji nie ma jednolitej, regularnej formacji pod wspólnym dowództwem. To są różne frakcje i zwykli ludzie, którzy mają broń i wiedzą, że jak wpadną w ręce reżimu, to zginą w okrutny sposób. Są rozmowy o sytuacji w Aleppo między mocarstwami - Rosją, Turcją, Asadem, może włączyły się do tego USA. Ale to nie dotyczy ludzi uwięzionych na miejscu. Zresztą reżim Asada i jego sojusznicy i tak zrobią to, co będą chcieli.

WP: Czy osoby, które pozostają uwięzione w oblężeniu, nie próbują uciekać na własną rękę?

- Jeszcze dwa-trzy miesiące temu ludzie uciekali do Turcji, kiedy granica jeszcze nie była odcięta. Później uciekali do zachodniej części Aleppo, skąd próbowali przedostać się na tereny opanowane przez syryjską opozycję. Teraz nie mają drogi ucieczki, są odcięci, snajperzy zabiją każdą osobę. Ludzie nie mają wyboru, są naprawdę w takiej sytuacji, że tylko czekają na własną śmierć. Reżim przybrał taktykę walki opartą na totalnym zniszczeniu. Będzie dużo świadków zbrodni w Aleppo, ale namacalnych dowodów będzie niewiele. Organizacje humanitarne spisują relacje z niewyobrażalnych zbrodni, są ich już setki. Jednak jeśli nie ma nagrań ani zdjęć, to świat na ustne relacje nie zareaguje adekwatnie. Jest tylko krytyka, potępienie, oburzenie.

WP: Dla przeciwników syryjskiego reżimu upadek Aleppo to wielka tragedia. W telewizji pokazywano jednak setki mieszkańców, którzy cieszyli się z odbicia miasta.

- Reżim syryjski ma swoich zwolenników. Jednak fakt jest taki, że zdecydowana większość jest przeciwko Asadowi. To wynika z prostej arytmetyki - Asad pochodzi z mniejszości alawickiej i jest wspierany również przez część innych mniejszości. Atakowani są jednak głównie sunnici, którzy stanowią 70-75 proc. ludności kraju. Z taką większością nie można wygrać, ani nią rządzić. Syryjski reżim może opanować duże miasta, zbombardować je, zrównać z ziemią, utworzyć tam bazy wojskowe. To nie znaczy jednak, że kontroluje kraj, bo nie jest w stanie tego zrobić. Ma po prostu zbyt mało ludzi, a większość Syrii nie chce rządów Asada, opartych na krwi i zbrodni. Nie łudźmy się więc, że wraz z upadkiem Aleppo skończy się wojna i tragedia ludzi. Uciekinierzy nie wrócą do swoich domów, a trzeba pamiętać, że uciekła już połowa kraju.

WP: Być może Asadowi wystarczy to, co ma teraz - stołeczny Damaszek, Aleppo i inne większe miasta na zachodzie kraju oraz wybrzeże. I teraz przystąpi do negocjacji na temat trwałego podziału Syrii.

- To wystarczy mu do utrzymania władzy wewnątrz Syrii i ochrony terenów przy Morzu Śródziemnym, gdzie mieszkają Alawici. Reżim syryjski od zawsze panował w oparciu o pewną symbiozę. Z jednej strony skupiał w swoim ręku całą władzę, wszystkie bogactwa i siłę wojskową. A z drugiej dawał ludziom, kupcom z Aleppo i Damaszku, trochę możliwości do bogacenia się i budowania gospodarki. Teraz te fundamenty zostały zniszczone. Syria i reżim nie mają z czego żyć, bo Asad nie ma już pieniędzy. Nie ma też odpowiedniej liczby ludzi do kontrolowania całego kraju. Będzie więc marionetką w rękach Rosji i Iranu, której władza ograniczy się do kilku miast. W związku z tym nikt nie będzie chciał z nim rozmawiać. Nie tylko dlatego, że jest zbrodniarzem, ale również z tego powodu, że nie jest prezydentem zintegrowanego terytorialnie państwa. Będzie tylko kartą przetargową w rękach głównego rozgrywającego, którym obecnie staje się Rosja.

WP: W całej Syrii są dziesiątki miejscowości obleganych i głodzonych przez siły Asada. Czy tragiczny los Aleppo będzie przestrogą, która skłoni ich do poddania się?

- Wręcz przeciwnie. Nie sądzę, żeby ludzie otoczeni przez wojska reżimu oddali się w ich ręce. Oni wiedzą, że to dla nich oznacza śmierć. To, co dzieje się obecnie w Aleppo, w żadnym stopniu nie zmienia ich sytuacji ani nastawienia. Widzieliśmy, co działo się z miejscowościami pod Damaszkiem, gdzie były blokady głodowe. Bombardowano ich aż do skutku. Teraz nikogo tam nie ma. Część osób się poddała, ale zostali wywiezieni przez reżim w nieznane miejsca. Przeważnie takie osoby trafiają do więzień, gdzie są przesłuchiwani, torturowani i zabijani. ONZ szacuje liczbę zabitych w syryjskim konflikcie na 400 tys. ludzi. My i inne syryjskie organizacje, bazujące na informacjach lokalnych komitetów koordynacyjnych, przestaliśmy liczyć ofiary śmiertelne dwa lata temu. Wtedy bilans ten sięgnął pół miliona ludzi. Dziś tych ofiar, licząc razem z osobami zaginionymi, może być nawet milion. To przerażająca liczba.

WP: Pojawiały się też doniesienia, że radykalne grupy zbrojne, na przykład te powiązane z Al-Kaidą, które znajdowały się w oblężonej części Aleppo, nie pozwalały cywilom ewakuować się ze stref walk. Mówiło się nawet o porwaniach i egzekucjach.

- W mieście jest kilka radykalnych grup zbrojnych, między innymi dawny Dżabhat an-Nusra, dziś nazywający się Dżabhat asz-Szam (syryjska filia Al-Kaidy - przyp. red.). Oni mieli swoich żołnierzy oraz osoby, które zaprzysięgły im lojalność i wsparcie. Według stosowanego przez te grupy prawa szariatu, byli związani z nimi na śmierć i życie. Więc tych, którzy chcieli uciec albo się poddać, dżihadyści traktowali jak dezerterów i zabijali. Natomiast to, że istnieją w Syrii ugrupowania radykalne, nie zmienia obrazu całości, że cierpi głównie ludność cywilna, a większość walczących to osoby broniące własnych domów i rodzin, którenie wyznają żadnej ideologii. Wbrew pozorom oddziały powiązane z międzynarodowymi siatkami terrorystycznymi są nieliczne. A jeszcze są i bardziej brutalne grupy, które handlują ludźmi, organami, bronią, szmuglują narkotyki. To nie jest opcja, która chce obalić Asada czy przejąć władzę. Oni korzystają z chaosu wojny wyłącznie dla własnego zysku.

WP: Co teraz czeka Syrię?

- Upadek Aleppo jeszcze bardziej destabilizuje Syrię. Do tej pory linie frontów były wyraźniejsze, teraz to się zatrze, wojna jeszcze bardziej nabierze charakteru partyzanckiego. Ludzie dalej będą uciekać ze swoich domów. Przewiduję jednak, że Asada w końcu zaczną opuszczać niealawickie mniejszości, a później straci poparcie samych Alawitów. Bo zobaczą, że nie jest on gwarancją ich bezpieczeństwa, ani nie potrafi zapewnić im ekonomicznego przetrwania. To już widać po strukturze ludzi, którzy teraz uciekają do Europy, a także do Polski. Obecnie nad Wisłę głównie trafiają byli żołnierze Asada - Alawici, którzy zdezerterowali. Zwycięstwo w Aleppo daje reżimowi w Damaszu duże propagandowe korzyści. Ale procesu rozkładu systemu już nie zatrzyma.

Co po upadku Aleppo? Wojna będzie trwać nadal

Wyparcie sił syryjskiej opozycji z największej przedwojennej metropolii Syrii jest propagandowym i psychologicznym sukcesem reżimu Baszara al-Asada, ale nie oznacza końca walk. Duże połacie kraju nadal znajdują się w rękach rebeliantów, nie wspominając już o terytoriach opanowanych przez syryjskich Kurdów oraz tzw. Państwo Islamskie.

Teraz prawdopodobnie wojska syryjskiego prezydenta, przy dalszym wsparciu rosyjskiego lotnictwa, przystąpią do ofensywy w kierunku prowincji Idlib, znajdującej się w większości w rękach opozycji. Region ten jest o tyle kluczowy, że graniczy bezpośrednio z alawickim wybrzeżem, matecznikiem klanu Asada i jego zwolenników, oraz jest położony blisko linii komunikacyjnych łączących Aleppo ze stołecznym Damaszkiem.

Być może reżim będzie musiał przerzucić część wojsk na front wokół Palmiry, która w ostatnich dniach ponownie padła łupem ISIS. Dżihadyści zaatakowali od wschodu, wykorzystując osłabienie pozycji sił rządowych, które skoncentrowały się na Aleppo. Z Palmiry mają dogodną pozycję wyjściową do ofensywy na kluczowe miasta reżimu - Damaszek, Homs i Hamę. Asad może być zmuszony, by zażegnać to niebezpieczeństwo.

Sposób zdobycia Aleppo prawdopodobnie przyczyni się do wzrostu znaczenia ekstremistycznych ugrupowań zbrojnych i radykalizacji sił opozycji. Taką strategię obrał zresztą syryjski dyktator, który chce postawić Zachód przed wyborem, gdzie jedyną alternatywą będą dżihadyści - czy to z Al-Kaidy czy z ISIS.

Po odbiciu Aleppo władze w Damaszku kontrolują ok. 40 proc. terytorium Syrii z 60 proc. ludności. Wzmacnia to pozycję przetargową reżimu przed ewentualnymi negocjacjami - pod międzynarodowymi auspicjami - na temat trwałego podziału Syrii. Teraz wiele zależeć będzie od tego, co zrobi przyszły prezydent USA Donald Trump, który do tej pory wysyłał sygnały, że jest skłonny dogadać się z Asadem i Rosją przeciwko Państwu Islamskiemu.

syriazbrodniawojna w syrii
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (90)