Sąd: wydawca "Faktu" ma przeprosić Michała Tuska
Wydawca "Faktu" ma przeprosić Michała Tuska za "nieprawdziwe informacje" tabloidu, że grozi mu do 10 lat więzienia w związku z możliwością przestępstwa przy jego współpracy z OLT Express - orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie. - Tabloidy dostały nauczkę, że nie są bezkarne. Udało się doprowadzić do szybkiego wyroku, dzięki zastosowanej przez nas metodzie zminimalizowania dowodów, nie wnosiliśmy m.in. o przesłuchanie stron. Mam nadzieję, że ten wyrok będzie przestrogą dla tabloidów - komentuje wyrok w rozmowie z Wirtualną Polską mec. Roman Giertych, pełnomocnik Michała Tuska.
31.01.2013 | aktual.: 31.01.2013 19:50
Sąd zasadniczo uwzględnił pozew syna premiera o ochronę dóbr osobistych wobec spółki Ringier Axel Springer Polska. Wyrok jest nieprawomocny - adwokaci pozwanego zapowiadają apelację. Adwokat Tuska jest zadowolony.
Gdy latem 2012 r. wybuchła afera Amber Gold - głównego udziałowca linii lotniczych OLT Express - media pisały też o współpracy z OLT syna premiera, zatrudnionego zarazem na gdańskim lotnisku jako specjalista ds. marketingu.
"Fakt" pisał o "aferze młodego Tuska". Cytowano słowa szefa Amber Gold Marcina P. (obecnie w areszcie): M. Tusk "przyniósł nam konkretną informację o tym, ile Port Lotniczy w Gdańsku bierze od naszej konkurencji, konkretnie od Wizz Air, za obsłużenie jednego pasażera". M. Tusk zaprzeczał, by przekazał OLT taką informację.
Przedmiotem pozwu był tytuł "Faktu": "Michałowi Tuskowi grozi 10 lat więzienia?!". Był tam też tekst, że może on "pójść do więzienia nawet na 10 lat. Za co? Za sprawę OLT". "Fakt" tak skomentował informację o złożeniu przez stowarzyszenie "Stop korupcji" doniesienia o możliwości przestępstwa rzekomego działania przez M. Tuska na szkodę lotniska w Gdańsku (za taki czyn może grozić do 10 lat więzienia).
W pozwie M. Tusk domagał się przeprosin w "Fakcie" i w kilku portalach internetowych za podanie "nieprawdziwej informacji". Według pełnomocnika powoda - mec. Romana Giertycha - skoro nie ma żadnego zarzutu ani aktu oskarżenia, to o nikim nie wolno pisać, że grozi mu 10 lat więzienia, nawet jeśli to osoba publiczna.
Adwokaci wydawcy "Faktu" wnosili o oddalenie pozwu. Dowodzili, że "dziennikarzom wolno pytać"; że informacje gazety są prawdziwe i że działała ona w interesie publicznym, a o sprawie pisały wcześniej inne media. Według nich nie doszło do naruszenia dóbr powoda, który może być uważany za osobę publiczną (bo sam pokazuje się w mediach) i musi być z tego powodu bardziej odporny na krytykę.
Sąd uznał, że doszło do naruszenia takich dóbr osobistych powoda, jak godność i dobre imię. - To był zarzut w formie sugestii, że powód popełnił poważne przestępstwo; ktoś, komu grozi do 10 lat, postrzegany jest jako groźny przestępca - mówił sędzia Paweł Pyzio w uzasadnieniu wyroku.
Według sądu nie można się skutecznie bronić tym, że ktoś złożył zawiadomienie o przestępstwie, bo "nie upoważnia to do takich zarzutów", a pozwany nie ograniczył się tylko do informacji o zawiadomieniu. Sędzia podkreślił, że w dacie publikacji przeciw Tuskowi nie toczyło się żadne postępowanie. Sąd nie uznał, że syn premiera jest osobą publiczną, którą to okoliczność i tak uznaje za nieistotną.
Sąd ocenił, że gazeta przekroczyła zatem granice wolności wypowiedzi, a jej teksty służyły tylko "sensacji i przyciągnięciu czytelników". Według sądu zasadne było ograniczenie miejsc, w których przeprosiny mają się ukazać, do stron internetowych "Faktu", samej gazety oraz portalu tvn.24.pl.
Adwokaci pozwanego zapowiedzieli apelację. Ich zdaniem wyrok zagraża wolności słowa. Powołali się też na fakt, że sąd ograniczył postępowanie i nie przesłuchał nawet stron.
- Tabloidy nie są bezkarne - mówił po wyroku mec. Giertych, zadowolony z szybkiego trybu procesu. Powiedział, że wystarczające są przeprosiny w tych miejscach, które wskazał sąd. - Będę rekomendował swemu klientowi wystąpienie z roszczeniami finansowymi wobec pozwanego - zapowiedział.
Łódzka prokuratura bada, czy mogło dojść do wyrządzenia szkody w mieniu portu lotniczego w Gdańsku w związku z rozliczeniami między portem a OLT Express. Śledztwo wszczęto z zawiadomienia "Stop korupcji". Sprawa syna szefa rządu jest badana pod kątem, czy mogło dojść do ujawnienia tajemnicy handlowej. Lotnisko w Gdańsku nie czuje się jednak w tej sprawie pokrzywdzone i uważa, że nie doszło do naruszenia tajemnic handlowych.
Szef rządu oceniał, że kłopoty, w jakie wpadł jego syn, są m.in. "skutkiem tego, że wybrał drogę samodzielną". Mówił, że gdy dowiedział się o planach współpracy syna z OLT, dał mu "ojcowską, szczerą radę" - że nie należy współpracować z nikim, kto nie ma dobrej reputacji. - Mój syn nie podzielił tego przekonania - dodał. Donald Tusk zaprzeczał, by odradzając synowi tę współpracę, kierował się informacjami z tajnych źródeł, bo informacja o reputacji szefa Amber Gold była "powszechnie znana".