Sąd uchylił wyrok, przez który upadł rząd
Sąd I instancji ma ponownie osądzić Piotra Rybę i Andrzeja K., oskarżonych o płatną protekcję w "aferze gruntowej". Sąd Okręgowy w Warszawie na wniosek Ryby uchylił wyroki skazujące obu podsądnych. Uzasadnienie wyroku utajniono.
Sprawa - która latem 2007 r. zakończyła rządy koalicji PiS-Samoobrona-LPR - będzie ponownie rozpatrywana przez Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia. W sierpniu 2009 r. skazał on Rybę na 2,5 roku więzienia, a Andrzeja K. na grzywnę.
- Polska stosunkowo młoda demokracja zdawała dziś poprawkowy egzamin dojrzałości i po tym, co usłyszeliśmy, można powiedzieć, że ten egzamin zdała: jest duża szansa na to, że poznamy, jakie są granice legalności działania służb specjalnych - powiedział po wyroku adwokat Ryby mec. Wojciech Wiza. Dodał, że "istnieje poważne zadanie dla sądów, by określiły, co służbom specjalnym wolno, a na co z całą pewnością nie możemy pozwolić".
- Szkoda, że nie możemy państwu przytoczyć argumentacji sądu, bo była ona miażdżąca i dla prokuratora, który tutaj czerwony na twarzy przemykał, i dla sędzi Radlińskiej (która orzekała w I instancji) - oświadczył reporterom sam Ryba. - Myślę, że oni spokojnie dziś spać nie będą, a ja cieszę się, że będę miał szansę opowiedzieć o aferze gruntowej swoimi słowami, bo takiej szansy mi nie dano w I instancji - dodał. Prokurator nie skomentował wyroku.
Sąd uznał, że także sprawa K. musi być ponownie zbadana, choć on nie apelował. - To też pokazuje zakres tego wyroku - podkreślił mec. Wiza.
Oskarżeni: b. dziennikarz TVP, związany potem z Samoobroną Ryba, i K., rekomendowany przez PiS na wiceprezesa telekomunikacyjnej firmy Dialog, zostali uznani w 2009 r. za winnych płatnej protekcji, czyli powoływania się na wpływy w kierowanym przez Andrzeja Leppera resorcie rolnictwa i podjęcia się za 6 mln zł łapówki (zredukowanych potem do 2,7 mln zł) załatwienia w ministerstwie odrolnienia 40 ha ziemi na Mazurach. Oferta łapówki okazała się prowokacją CBA, w wyniku której Ryba i K. zostali zatrzymani i aresztowani. - W kręgu podejrzenia - jak mówił latem 2007 r. ówczesny premier Jarosław Kaczyński - znalazł się też Lepper, którego w związku z tym usunięto z rządu.
Od wyroku odwołała się tylko obrona Ryby, wnosząc o uchylenie skazania. Adwokat Andrzeja K. pogodził się z wyrokiem. Rozprawa apelacyjna przed tygodniem trwała trzy godziny. Prokuratura była za utrzymaniem wyroku. Sąd utajnił zarówno rozprawę, jak i uzasadnienie wyroku, bo - jak uzasadniała sędzia Agnieszka Zakrzewska - istniała obawa ujawnienia okoliczności stanowiących tajemnicę państwową.
Z akt sprawy i apelacji obrońców wynikało, że chodziło im o to, by zbadać sam początek "afery gruntowej", czyli okoliczności, od których rozpoczęła się akcja CBA w resorcie rolnictwa. Sąd miałby więc ocenić, w jaki sposób CBA powzięła wiadomość o zamiarze popełnienia przestępstwa przez oskarżonych.
Kwestia legalności akcji CBA w resorcie rolnictwa była podstawowym argumentem obrony w apelacji. Adwokaci podkreślali, że w zeszłym roku prokuratura w Rzeszowie uznała akcję za nielegalną i przedstawiła w tej sprawie zarzuty b. szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu (Ryba ma w tym śledztwie status pokrzywdzonego). Według prokuratury, sprawa legalności akcji jest bez znaczenia dla oceny prawnej działania tych dwóch oskarżonych.
Sąd I instancji skazując oskarżonych za płatną protekcję podkreślił, że nie badał legalności akcji CBA, a jedynie uznał, że Biuro miało podstawy do wszczęcia operacji specjalnej, bo były "wiarygodne informacje", że oskarżeni chcą popełnić przestępstwo. Tak sformułowała to sędzia Dorota Radlińska w pisemnym uzasadnieniu wyroku. By zaś uznać, że doszło do płatnej protekcji - czyli powoływania się na wpływy w instytucjach państwowych lub samorządowych i oferować załatwienie sprawy, nie trzeba ani mieć tych wpływów w rzeczywistości, ani załatwić sprawy - karalne jest samo powoływanie się.
Prokuratura w I instancji żądała kary 4 lat więzienia dla Ryby, oskarżonego o to, że pozostając w kontakcie z urzędnikami ministerstwa (w tym z Lepperem i wiceministrem Maciejem Jabłońskim) dopytywał o losy sprawy i przekazywał Andrzejowi K. uwagi ministerstwa. Dla Andrzeja K., który negocjował z podstawionym jako kontrahent agentem CBA - za to, że od początku się przyznawał i złożył obszerne wyjaśnienia - oskarżenie chciało kary grzywny, która pozwoli mu pozostać na wolności.
W ciągu całego procesu i w mowach końcowych obrońcy kwestionowali uprawnienia CBA, by rozpocząć operację specjalną przeciwko oskarżonym. Prawo mówi, że aby ją rozpocząć i wystąpić do Prokuratora Generalnego oraz sądu o zgodę na taką akcję, trzeba mieć "wiarygodną informację" o popełnieniu przestępstwa lub zamiarze jego popełnienia. Zdaniem obrony, to CBA "kusiło" oskarżonych, co mogło być nawet uznane za podżeganie do przestępstwa.
Sąd I instancji podkreślił, że to skazany Andrzej K. po tym, jak latem 2006 r. poznał się z Rybą, jako pierwszy opowiadał dolnośląskim biznesmenom, że dzięki swoim znajomościom w resorcie rolnictwa może tam załatwić dowolną sprawę. Mając właśnie takie wiadomości, CBA podjęło decyzję o rozpoczęciu akcji specjalnej: agent Biura, udając biznesmena, zgłosił się do Andrzeja K. jako zainteresowany załatwieniem odrolnienia ziemi na Mazurach. K. początkowo żądał łapówki 6 mln zł, a potem oświadczył, że może "zejść z ceny" do 2,7 mln zł.
Inna grupa zarzutów obrony dotyczyła legalności działań CBA, które - na potrzeby operacji z odrolnieniem - sfabrykowało komplet dokumentów, opatrując je pieczęciami gminy Mrągowo. Dokumenty te przedłożono Andrzejowi K. i Rybie do "przepchnięcia" przez ministerstwo, w celu doprowadzenia do wydania decyzji administracyjnej zmieniającej przeznaczenie 40 ha ziemi we wsi Muntowo. Zdaniem adwokatów, takie dowody są nielegalne - co w terminologii innych systemów prawnych nosi nazwę "owoców z zatrutego drzewa", z których sąd nie może korzystać. W Polsce taki zakaz nie istnieje. Sąd I instancji nie zakwestionował tych dowodów. Uznał, że nie można podważać legalności operacji CBA, ponieważ odbywała się ona za zgodą Prokuratora Generalnego i sądu.
NaSygnale.pl: Policja stroi się na lato