Sąd nie rejestruje nowych władz PZPN. W walce o władzę ktoś sfałszował też podpisy
Sąd nie zarejestrował nowych władz Polskiego Związku Piłki Nożnej. Wniosek został zwrócony do związku z przyczyn formalnych. To nie koniec zamieszania. Wirtualna Polska ustaliła, że pod jednym z pism, które kwestionowało wybór Dariusza Mioduskiego na wiceprezesa związku, ktoś sfałszował podpis. A w drugim posłużono się fałszywymi danymi zgłaszającego nieprawidłowości.
Gdy pod koniec czerwca doszło do wyborów władz w największym polskim związku sportowym, nic nie wskazywało, że standardowa procedura zakończy się aferą. Na drugą kadencję prezesem wybrany został Cezary Kulesza, ale w głosowaniu przepadli jego najbardziej zaufani ludzie: Henryk Kula i Mieczysław Golba. Tego drugiego na fotelu wiceprezesa PZPN ds. międzynarodowych zastąpił prezes Legii Warszawa Dariusz Mioduski.
I tu zaczęły się problemy. Jak opisywaliśmy w Wirtualnej Polsce, do sądu w Warszawie, który miał wpisać nowe władze PZPN do Krajowego Rejestru Sądowego, przyszły pisma od trzech osób, które wskazywały, że wyboru Mioduskiego dokonano ze złamaniem prawa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mówił o powiązaniach prezesa PZPN z politykami PiS. "Ewidentna szkoda"
Jak związek, to nie klub - przepisy są jasne
Chodzi o to, że według przepisów ustawy o sporcie, członek zarządu polskiego związku sportowego nie może posiadać akcji ani udziałów w spółkach prowadzących działalność gospodarczą związaną z realizacją zadań statutowych tego związku. Według zaniepokojonych obywateli zgłaszających wątpliwości sądowi, Dariusz Mioduski jest posiadaczem 100 proc. akcji Legii Warszawa, więc nie może zasiadać we władzach PZPN ze względu na konflikt interesów opisany w przepisach.
Sąd skopiował listy z wątpliwościami i wysłał je do PZPN z prośbą o wyjaśnienia. Dał na to tydzień. Z informacji Wirtualnej Polski wynika, że list wysłano 8 sierpnia, do kancelarii PZPN dotarł 19 sierpnia, więc działacze byli przekonani, że mają czas na odpowiedź do 26 sierpnia, czyli do wtorku. Według naszej wiedzy właśnie tego dnia z PZPN wysłano odpowiedź ze stanowiskiem związku. Nie wiemy, co w niej było, bo PZPN nie odpowiedział na nasze pytania.
Ale odpowiedź PZPN sądu już nie interesowała. Jak przekazał nam wiceprezes Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy w Warszawie Łukasz Grzechnik, "referent sprawy zarządzeniem z 22.08.2025 r. zwrócił wniosek z przyczyn formalnych".
- Zwrot z przyczyn formalnych oznacza, że sąd nie rozstrzygnął merytorycznie wniosku i do merytorycznego rozstrzygnięcia potrzebuje prawidłowo wypełnionych dokumentów. Taki zwrot może wynikać np. z faktu niedostarczenia kompletu dokumentów, braku podpisu na jednym z dokumentów lub braku przesłania oryginalnych dokumentów itd. - tłumaczy radca prawny Patryk Gorgol, zajmujący się obsługą prawną biznesu.
Nasz ekspert dodaje, że w terminie siedmiu dni od dnia otrzymania zarządzenia o zwrocie, PZPN może ponownie złożyć wniosek, poprawiając wskazane przez sąd rejestrowy błędy formalne. I podkreśla, że sąd na razie nie wypowiedział się w kwestii prawomocności wyboru Dariusza Mioduskiego.
- Gdyby sąd rejestrowy uznał uchwałę o powołaniu zarządu PZPN za nieważną, to odmówiłby dokonania wpisu - tłumaczy Gorgol. Na razie mamy do czynienia jedynie ze zwrotem wniosku.
- Wpis do rejestru KRS ma charakter deklaratoryjny, i nie ma wpływu na akt powołania. Innymi słowy, co do zasady nowe władze są władzami, nawet bez wpisu do KRS. Jeżeli sąd zwraca wniosek, to jest możliwość jego ponownego wniesienia, w terminie siedmiu dni. Kwestie formalne, które powodują zwrot, mogą być bardzo różne, a nawet trywialne (np. źle wypełniony formularz, niezaznaczenie właściwego pola, etc). W funkcjonowaniu PZPN to zmienia tyle, że władze nie mogą się wylegitymować odpisem z rejestru, z którym łączy się np. domniemanie prawidłowości ujawnionych informacji - wyjaśnia prof. Katarzyna Bilewska z Katedry Prawa Handlowego Uniwersytetu Warszawskiego.
Sfałszowane podpisy
Ale to nie koniec zamieszania wokół nowego zarządu PZPN. Wirtualna Polska dotarła do listów wysłanych do sądu, kwestionujących wybór Dariusza Mioduskiego. Postanowiliśmy sprawdzić, kim są ludzie, którym tak bardzo zależy na polskiej piłce.
Mężczyzny z pierwszego listu nie udało nam się namierzyć. Ma popularne imię, a nazwisko jak obecny selekcjoner kadry - Urban. Nie podał adresu więc nie ma szans, żeby ustalić, kim jest Urban piszący w sprawie Mioduskiego - na początku 2023 r. w Polsce było 18 464 osób o tym nazwisku, w tym 9 150 mężczyzn.
Z drugim listem poszło łatwiej, bo nadawca podał adres. To mieszkanie na warszawskiej Woli. Postanowiliśmy porozmawiać z mieszającym tam panem Eugeniuszem, fanem praworządności w polskiej piłce. Nic z tego. Pod adresem wymienionym w liście mieszka zupełnie ktoś inny. To współpracownik TVP, który piłką interesuje się średnio.
- Wysyłał pan może ostatnio list do sądu w sprawie Dariusza Mioduskiego?
- Nie mam pojęcia, kto to jest.
- To może mieszka u pana pan Eugeniusz, który taki list mógł wysłać?
- Nikt taki u mnie nie mieszka.
- Ale mieszka pan pod adresem (tu podajemy ulicę wskazaną w liście)?
- Tak, ale ktoś podszył się pod mój adres i to jest kryminał. Nie znam nazwiska, o które pan mnie pyta, nie rozumiem, co to w ogóle za sprawa.
Nasz rozmówca nie krył wzburzenia, a my dzwoniliśmy dalej. Kolejny autor listu również nie podał w nim prawdziwych danych. Na pewno nie mieszka w Warszawie. Jako że podał dość rzadkie imię i nazwisko, postanowiliśmy w dostępnych nam bazach wyszukać osobę pasującą do danych podanych w liście. Znaleźliśmy w całej Polsce jednego mężczyznę o tym imieniu i nazwisku. W Szczecinie. Przez chwilę się wydawało, że to może być strzał w "10", bo z internetu wynikało, że mężczyzna działał kiedyś w piłce nożnej. Nic z tego.
- Czy wysyłał pan pismo do sądu w Warszawie ws. Dariusza Mioduskiego? - A skąd? Nie, nie, nie. Ja żadnego pisma nie wysłałem nigdzie. Kiedyś działałem w piłce, ale teraz już dałem sobie spokój.
- A może był pan 30 lipca w Warszawie (taką datę nosi list podpisany imieniem i nazwiskiem naszego rozmówcy)?
- Nie byłem.
Przesłaliśmy jeszcze do Szczecina zdjęcie podpisu pod pismem wysłanym do sądu. Nasz rozmówca kategorycznie stwierdził, że nie stworzyła go jego ręka.
No i tu już robi się poważniej. Bo to, czego dopuścił się ktoś, kto podszył się pod naszego rozmówcę ze Szczecina, można zakwalifikować jako przestępstwo podrobienia dokumentu. A tu już mówimy o zagrożeniu karą pozbawienia wolności do dwóch lat.
Insynuacji nie komentuje
W środę portal Weszło opublikował tekst o tym, że odsunięci od władzy działacze, na czele z Henrykiem Kulą i Mieczysławem Golbą szykują przewrót i chcą doprowadzić do przedwczesnego zwołania walnego zgromadzenia, na którym funkcję wiceprezesa miałby stracić Dariusz Mioduski i inni działacze, którzy zajęli ich miejsca.
- Mam ograniczone zaufanie do publikacji, które powołują się wyłącznie na "anonimowe źródła". Zalecam takie podejście również komentatorom i czytelnikom. Jeśli ktoś nie wypowiada się pod nazwiskiem, to może znaczyć, że ma nieczyste intencje. Nie zamierzam komentować tego rodzaju insynuacji, które należy traktować jako zwykłe plotki - odpowiedział nam Henryk Kula, gdy zapytaliśmy, czy szykuje przewrót w PZPN. Mieczysław Golba nie odebrał od nas telefonu.
Szymon Jadczak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Szymon.jadczak@grupawp.pl