Sabotażowa flota Putina. Pogromcy podwodnych kabli
Po kilku latach ograniczonej aktywności Kreml postanowił przywrócić pełną zdolność bojową jednej z najbardziej tajemniczych struktur rosyjskiej marynarki wojennej. Chodzi o Główny Zarząd Badań Głębinowych.
Główny Zarząd Badań Głębinowych przez zachodnie wywiady często jest określany jako "flota sabotażowa Putina", choć to nie on wpadł na pomysł jego utworzenia. Powstał jeszcze w latach 60. XX wieku, a jego specjalnością jest niszczenie, kontrola i zakłócanie infrastruktury krytycznej ukrytej pod wodą.
Okręty podporządkowane GUGI (tak często nazywany jest zarząd) wyposażone są w wyspecjalizowane systemy do mapowania, podłączania się i w razie potrzeby fizycznego przecinania kabli telekomunikacyjnych, które oplatają dno oceanów niczym krwioobieg światowej gospodarki cyfrowej.
Nie jest tajemnicą, że większość międzynarodowej komunikacji, od zwykłych rozmów telefonicznych, przez transakcje bankowe, aż po transfer danych rządowych, płynie właśnie podmorskimi kablami. Satelity, choć bardziej widowiskowe, przenoszą ułamek globalnego ruchu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"To może być pretekst dla Rosji". Ekspert wskazuje ryzyko
Kto potrafi kontrolować te kablowe arterie, ten w praktyce zyskuje narzędzie szantażu o potencjale przewyższającym klasyczne siły zbrojne. Kreml doskonale zdaje sobie z tego sprawę i właśnie dlatego postanowił odkurzyć zdolności, które rozwijał jeszcze w czasach zimnej wojny.
Flota duchów
Trzonem sił GUGI są wyspecjalizowane jednostki bazujące w Zatoce Olenia na Półwyspie Kolskim. To tam cumują atomowe okręty podwodne, takie jak BS-329 "Biełgorod" czy starsze jednostki, jak BS-329 "Podmoskowie" oraz miniaturowe jednostki typu "Łoszarik", "Pałtus" czy "Kaszalot". W przeciwieństwie do klasycznych jednostek bojowych te specjalistyczne okręty nie mają torped ani rakiet, lecz potężne chwytaki i manipulatorowe "szczęki", zdolne do precyzyjnych operacji na dużych głębokościach.
W 2019 r., kiedy na pokładzie "Łoszarika" doszło do tajemniczego pożaru, świat na chwilę dowiedział się o istnieniu tej floty duchów. Katastrofa pochłonęła życie 14 oficerów marynarki, lecz jej rzeczywiste okoliczności do dziś owiane są tajemnicą. Dla Kremla była to jednak lekcja, że potencjał GUGI jest zbyt cenny, by z niego rezygnować, nawet jeśli wiąże się z ryzykiem.
O tych jednostkach niewiele wiadomo. Zachodnie źródła szacują, że AS-12 "Łoszarik" ma około 60 metrów długości, a jego załogę stanowi od 20 do 25 oficerów. Wedle danych wywiadowczych może schodzić do głębokości 1000 lub nawet 3000 metrów. Budowę rozpoczęto jeszcze w 1988 r., ale po rozpadzie ZSRR wstrzymano ją z braku pieniędzy. Prace wznowiono podczas pierwszej kadencji Putina, a jednostkę zwodowano dopiero w 2003 r. Po pożarze miał wrócić do służby w 2024 r., ale trwająca wojna opóźniła prace.
Od Arktyki po Bałtyk
Oficjalnie rosyjska flota głębinowa ma operować na północnych akwenach, gdzie przebiegają najważniejsze kable transatlantyckie i gdzie toczy się rywalizacja o kontrolę nad Arktyką. To jednak tylko połowa prawdy. W ostatnich miesiącach zachodnie służby odnotowały wzmożoną aktywność rosyjskich jednostek zwiadowczych w rejonie Morza Norweskiego i Północnego. Niejednokrotnie ich kurs wskazywał na trasę wzdłuż kabli telekomunikacyjnych biegnących do Wielkiej Brytanii, Holandii i Niemiec.
Bałtyk, choć mniejszy i płytszy, również ma strategiczne znaczenie. To właśnie tutaj spoczywają kable łączące państwa nordyckie z resztą Europy, w tym infrastruktura przesyłowa internetu do Finlandii, Szwecji czy Estonii. Po fiasku Nord Streamu Kreml doskonale rozumie, że Bałtyk stał się wrażliwym punktem Zachodu, a każde podejrzenie sabotażu budzi niepokój w stolicach od Sztokholmu po Warszawę. Nic nie stoi więc na przeszkodzie, by pododdziały GUGI pojawiły się i na tym akwenie, korzystając z przykrywki rutynowych ćwiczeń czy badań naukowych.
W 2023 r. norweskie służby informowały o serii tajemniczych awarii kabli energetycznych i światłowodowych łączących archipelag Svalbard z kontynentem. To właśnie tam znajdują się instalacje obsługujące systemy satelitarne, w tym amerykańskie. Trudno uznać te incydenty za przypadkowe, a skala uszkodzeń sugerowała ingerencję z zewnątrz.
Zachodni wywiad przypisuje również Rosji operacje rozpoznawcze na wodach u wybrzeży Wielkiej Brytanii, gdzie kursy rosyjskich jednostek często pokrywają się z przebiegiem kabli transatlantyckich. Okręty badawcze, oficjalnie prowadzące "prace oceanograficzne", w rzeczywistości mogły mapować newralgiczne punkty infrastruktury, tworząc możliwość precyzyjnego uderzenia w przyszłości.
Wyzwanie dla NATO
Państwa Sojuszu od dawna obserwują ruchy rosyjskich jednostek GUGI. Brytyjczycy wprowadzili do służby specjalny okręt badawczy "Proteus", którego zadaniem jest monitorowanie kabli i szybkie reagowanie na próby sabotażu. Norwegowie i Amerykanie intensyfikują patrole lotnicze nad Północnym Atlantykiem, starając się śledzić każdy sygnał świadczący o obecności rosyjskich miniaturowych okrętów podwodnych.
Również Marynarka Wojenna RP, we współpracy z sojusznikami, rozpoczęła program regularnego monitoringu dna morskiego na trasach przebiegu najważniejszych kabli i gazociągów. W ćwiczeniach NATO coraz częściej pojawiają się scenariusze ochrony infrastruktury krytycznej, a lotnictwo morskie państw bałtyckich patroluje rejony w pobliżu Gotlandii i Bornholmu.
Inwestują także w rozwój sonarów pasywnych rozmieszczanych na dnie, które mają wychwytywać obecność nieznanych jednostek. Finlandia, po wejściu do NATO, ściśle koordynuje działania w Zatoce Fińskiej, gdzie kable łączą Helsinki z Tallinem i resztą Europy.
Zimna wojna pod wodą
Reaktywacja GUGI w pełnym wymiarze operacyjnym oznacza, że Rosja chce rozszerzyć swoje działania dywersyjne w głębinach. A to tam rozstrzyga się bezpieczeństwo komunikacji, finansów i armii państw Zachodu. O ile jeszcze dekadę temu temat podmorskich kabli politykom i opinii publicznej wydawał się domeną inżynierów, o tyle dziś urasta do rangi jednego z głównych pól rywalizacji strategicznej.
Kreml liczy, że sama groźba ingerencji w tę infrastrukturę wystarczy, by wywrzeć presję na państwa Europy i zasiać niepewność co do ciągłości łączności. W tym sensie GUGI staje się bronią psychologiczną - niewidoczną, ale niezwykle skuteczną. Na pytanie, czy Moskwa zdecyduje się na faktyczny atak, nie ma dziś odpowiedzi. Pewne jest jedno: Zachód musi traktować podwodne kable tak samo poważnie, jak granice na lądzie czy przestrzeń powietrzną.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski