Polska i tylko cztery inne kraje UE mówią "nie". Bój Jolanty i Alicji
Alicja i Jolanta z Lublina są w formalnym związku uznawanym przez większość krajów Unii Europejskiej. Ale Polska uważa je za całkowicie obce sobie osoby. Po kilku miesiącach bezskutecznej walki w urzędach spodziewały się podobnej decyzji sądu. Ale w czwartek zostały pozytywnie zaskoczone.
Ślub wzięły w Portugalii. Transkrypcji aktu małżeństwa odmówił lubelski Urząd Stanu Cywilnego, a następnie decyzję podtrzymał wojewoda. Dlatego spodziewały się, że sąd administracyjny może z automatu ich odwołanie odrzucić. Tak się jednak nie stało. W czwartek postępowanie zostało zawieszone do czasu decyzji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Decyzję sądu przyjęły z uśmiechami na twarzach. I nadzieją.
Niewidzialne rodziny
Alicja Sienkiewicz jest pracownicą jednej z lubelskich instytucji kultury. Jolanta Prochowicz jest nauczycielką w liceum.
Początkowo Jolanta nie chciała małżeństwa. - Zmieniłam zdanie, bo zobaczyłam skalę dyskryminacji, jaka spotyka pary jednopłciowe w Polsce. Będąc z Alicją, cokolwiek bym nie zrobiła, to w świetle prawa jesteśmy dla siebie zupełnie obcymi osobami. Mogą nas akceptować nasi przyjaciele, rodzina, ale nie ma żadnej instytucji, żadnej ochrony, która by pozwalała mi myśleć, że jeśli się cokolwiek stanie, to dostanę informację medyczną o mojej partnerce, że będę miała prawo wiedzieć, co się z nią dzieje, żeby być uznawana za rodzinę w kontekście nawet takim bardzo ostatecznym, czyli np. prawa do pogrzebu, do dziedziczenia - tłumaczy.
- Skala niewidzialności takich rodzin jak nasza poraziła mnie. Stwierdziłam, że chcę zawrzeć związek małżeński, po to, żeby państwo nas zauważyło - podkreśla Jolanta.
Najpierw były zaręczyny. Każda wręczyła pierścionek drugiej. A potem ślub na Maderze. Najpierw chciały tam pojechać same, żeby wyszło taniej. - Ale jak powiedziałyśmy o tym mojej rodzinie, to tata stwierdził, że on zaprasza pół wsi. To niestety się nie udało, bo to był mały hotelik na odludziu, ale wsparcie rodziny było ogromne - śmieje się Alicja.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polska zmusza do fikcji prawnej
Po zawarciu małżeństwa, dziewczyny mają pełne prawa jako związek nie tylko w Portugalii, ale zdecydowanej większości państw Unii Europejskiej. Obecnie w Unii jest tylko pięciu krajów, które nie uznają związków jednopłciowych w jakiejkolwiek formie. To Bułgaria, Litwa, Rumunia, Słowacja i Polska. Nawet na Węgrzech funkcjonują związki partnerskie i to od dawna, bo od 2009 roku.
- Państwo polskie zmusza nas do pewnej fikcji prawnej. Do tego, że jeżeli przekroczymy granicę z Polską, pojedziemy do Niemiec, do Czech, to jesteśmy małżeństwem - mówi Jolanta.
- A w Polsce we wszystkich dokumentach mamy zaznaczać, że jesteśmy pannami - dopowiada Alicja.
- Nasi przyjaciele, rodzina, traktują nas jak małżeństwo. A zupełnie inaczej to wygląda w urzędach. Musimy poświadczać nieprawdę. Dla mnie jako etyczki jest to szczególnie trudne - uważa Jolanta.
Dlatego lublinianki postanowiły walczyć o swoje prawa w Polsce i poszły do Urzędu Stanu Cywilnego.
- Jak gdyby nigdy nic powiedziałyśmy, że prosimy o transkrypcję aktu zawarcia małżeństwa - mówi Alicja. - Urzędniczka się pyta: "a pani to kto?" Jola mówi: "żona". A urzędniczka do mnie: "a pani to kto?". Również mówię: "żona". Ona wtedy zaniemówiła. Zapytała jeszcze raz. Po czym chyba się zorientowała i powiedziała: "I panie naprawdę chcą próbować?"
Nie zrezygnowały, zapłaciły za wykonanie transkrypcji i oczywiście dostały odmowę.
Zmiana władzy nic nie zmieniła
Następnym krokiem było odwołanie do wojewody. - To był czas okołowyborczy. Wszyscy znajomi mówili: "poczekajcie, aż się zmieni wojewoda, wstrzymajcie się jeszcze, za chwilę będziecie małżeństwem" - opowiada Jolanta.
Skarga trafiła do wojewody lubelskiego, którym był wtedy jeszcze polityk PiS Lech Sprawka. - Wojewoda stwierdził, że się nie zgadza, a w uzasadnieniu podkreślił jeszcze, jak bardzo nasza prośba uderza w porządek prawny Rzeczpospolitej - mówi Jolanta.
Kiedy 15 października zmienił się rząd w Polsce, wojewodą lubelskim został Krzysztof Komorski z PO. - Moi znajomi zaczęli mówić: "no to teraz on wszystko odkręci". Obie wiedziałyśmy, że to się nie wydarzy - mówi Jolanta.
Jego stanowisko kobiety poznały po zaskarżeniu decyzji urzędu do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Sąd poprosił nowego wojewodę, żeby jeszcze raz odniósł się do sprawy. I stwierdził to samo, co jego poprzednik.
WSA poczeka na decyzję TSUE
W czwartek Wojewódzki Sąd Administracyjny w Lublinie rozpatrzył odwołanie kobiet od odmowy wojewody. Kiedy rozmawialiśmy przed sprawą, spodziewały się, że wniosek może być z miejsca odrzucony. Tak się jednak nie stało. Sąd zdecydował o zawieszeniu sprawy do czasu odpowiedzi TSUE na pytanie złożone przez Naczelny Sąd Administracyjny w analogicznej sprawie.
- Jesteśmy mile zaskoczone - cieszy się Jolanta Prochowicz. - O to nam chodziło, taki był wniosek naszej pełnomocniczki. Odpowiedź TSUE będzie dla NSA wiążąca. Co za tym idzie, jest szansa, że również Wojewódzki Sąd Administracyjny w naszej sprawie też za tym pójdzie - dodaje.
Chodzi o pytanie prejudycjalne skierowane do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, które zadał Naczelny Sąd Administracyjny. W skrócie chodzi w nim o to, czy w świetle przepisów unijnych o swobodzie przemieszczania się, Polska może odmówić aktu transkrypcji aktu małżeństwa, z tego powodu, że polskie prawo nie przewiduje małżeństwa osób tej samej płci.
Dodatkowo, w innej sprawie, WSA w Krakowie zwrócił się do NSA o rozstrzygnięcie zagadnienia prawnego dotyczącego dopuszczalności transkrypcji zagranicznego aktu stanu cywilnego, w którym jako rodzice wpisane są osoby tej samej płci.
- Odpowiedzi na te pytania ukierunkują dalsze orzecznictwo sądów administracyjnych w kwestii transkrypcji zagranicznych aktów stanu cywilnego par jednopłciowych. Z tego powodu złożyłyśmy wniosek o zawieszenie postępowania do czasu rozstrzygnięcia powyższych zagadnień - wyjaśnia dla WP adwokat Monika Sokołowska, pełnomocniczka Alicji i Jolanty.
Polska ustawa o związkach partnerskich prawie gotowa
Kolejną sprawą, za którą dziewczyny trzymają kciuki, jest ustawa o związkach partnerskich, którą przygotowuje rząd.
- To jest kwestia, mam nadzieję kilku dni, kiedy będziemy ogłaszać ten projekt – przyznaje w rozmowie z WP ministra ds. równości Katarzyna Kotula. - Uregulowanie kierunkowo wyznaczył nam wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który mówi jasno, że jakaś forma formalizacji związków powinna się w Polsce odbyć - podkreśla.
Możliwości uregulowania stanu prawnego par jednopłciowych są dwie: albo ustawą o związkach partnerskich, albo o małżeństwach jednopłciowych.
- Ja osobiście jestem zwolenniczką, żeby to były małżeństwa jednopłciowe, ale zarazem jestem też realistką. W koalicji rządowej nie będzie większości i poparcia dla równości małżeńskiej - przyznaje Kotula.
Dlatego pierwszym krokiem będzie ustawa o związkach partnerskich. Powstający projekt ma być projektem rządowym, ale wciąż nie ma zgody wśród koalicjantów. Jak mówi Katarzyna Kotula, politycy PSL nie zgadzają się na kwestię przysposobienia dzieci przez pary jednopłciowe.
- Chciałabym, żeby w ustawie o związkach partnerskich znalazł się pewien minimalny pakiet rozwiązań, który zarazem będzie maksymalnym pakietem na ten moment, bo nie wiem kiedy i czy w ogóle w ciągu tych czterech lat tej kadencji Sejmu będzie przestrzeń na równość małżeńską - dodaje Kotula.
Co będzie tym minimum? Jak mówi ministra, związek partnerski będzie mógł zostać zawarty w Urzędzie Stanu Cywilnego. - Będzie zakładać także wspólność majątkową, możliwość dziedziczenia po sobie, czy prawo dostępu do informacji medycznej. Być może w grę będzie też wchodzić wspólne rozliczenie podatków. Bardzo bym chciała, żeby tak było, choć zobaczymy jakie Ministerstwo Finansów będzie miało stanowisko w tej sprawie - mówi Katarzyna Kotula.
Co z podpisem Andrzeja Dudy? Ministra Kotula mówi, że nie patrzy na prezydenta.
- Jeśli będzie chciał przejść do historii jako prezydent wszystkich Polaków, powinien taką ustawę podpisać. Jeśli nie, to będziemy z tą ustawą, albo z ustawą o równości małżeńskiej wracać po wyborach prezydenckich, a w kampanii prezydenckiej będziemy pytać kandydatów o to, czy popierają prawa osób LGBT i uregulowanie tych praw na poziomie minimum - zapowiada Katarzyna Kotula.
"Po co pani to wszystko robi?"
Pytane o swoją motywację do walki w urzędach i sądach Alicja i Jolanta przyznają, że nie chodzi tylko o zmiany, które pomogą w ich życiu.
- Kiedyś jedna z moich uczennic spytała się mnie: "po co pani to wszystko robi"? Odpowiedziałam: "żebyście wy nie musiały kiedyś znaleźć się w takiej sytuacji, jak ja teraz". Mam nadzieję, że kolejne osoby, z którymi teraz edukacyjnie pracuję, nie będą już zmagać się z dyskryminacją prawną na taką skalę. Dlatego mam poczucie, że to wszystko jest po coś. Nie tylko dla nas, ale i dla innych, którzy będą żyć w naszym kraju później - zaznacza Jolanta Prochowicz.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Pawel.Buczkowski@grupawp.pl
Czytaj także: