Groźby Putina. "Uderzenie na Białystok mało prawdopodobne"
Rosja od ponad dwóch lat prowadzi pełnoskalową inwazję na terytorium Ukrainy. Kijów się jednak dzielnie broni i - póki co - niewiele wskazuje na to, by w najbliższej przyszłości Moskwa mogła podbić Ukrainę. Jednak Władimir Putin coraz częściej straszy użyciem broni nuklearnej. Na ile jest to realne zagrożenie, a na ile polityczna gra?
Ppłk Maciej Korowaj, były oficer Wojska Polskiego i Służby Wywiadu Wojskowego, a obecnie analityk wojskowy portalu Defence24, w rozmowie z Wirtualną Polską zwraca uwagę na rosyjską doktrynę użycia broni nuklearnej, która jest kluczowym elementem w strategii Rosji, pozwalającym zachować status mocarstwa. Ten znacznie ucierpiał przez brak zdecydowanego sukcesu w wojnie z Ukrainą.
Kluczowa doktryna Rosji. Wtedy Putin może uderzyć bronią nuklearną
Były oficer Wojska Polskiego przytacza cztery elementy wspomnianej doktryny, na podstawie których Rosja mogłaby użyć broni nuklearnej.
To otrzymanie wiarygodnych danych na temat wystrzelenia rakiet balistycznych na terytorium Federacji Rosyjskiej lub jej sojuszników, czyli wykrycie ataku wyprzedzającego np. ze strony USA. W drugim przypadku Rosja mówi o użyciu przez wroga broni nuklearnej lub innego rodzaju broni masowego rażenia. Trzeci zaś element nawiązuje do wrogiego ataku na krytyczne obiekty rządowe w Federacji Rosyjskiej, których zniszczenie spowodowałoby, że Rosja nie mogłaby użyć broni nuklearnej. Chodzi tutaj o elementy związane z dowodzeniem, rozpoznaniem i kierowaniem broni nuklearnej. Natomiast czwarty element rosyjskiej doktryny mówi o agresji na terytorium Rosji przy użyciu broni konwencjonalnej, gdy zagrożone jest istnienie państwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Podstawą tych elementów jest to, że Rosja chroni swoje zasoby nuklearne. Drugim czynnikiem natomiast jest sytuacja, w której Rosji grozi rozpad państwa, ewentualnie dekapitacja władzy kierowniczej - ocenia ppłk Korowaj.
Ekspert zwraca uwagę, że bardzo ważne jest to, że "Rosja nie ma w swojej doktrynie uderzenia wyprzedzającego". - Wszystkie pogróżki kierowane do Zachodu muszą więc być działaniem w ramach tych czterech punktów. Oczywiście Rosja może nie trzymać się tej doktryny, ale jednak to jest państwo, które w jakiś sposób funkcjonuje na własnym prawie - dodaje.
Analityk wojskowy podkreśla także, że straszenie użyciem broni nuklearnej przez Rosję ma określony kontekst. - Mówimy o sytuacji, w której Zachód (USA) doprowadzi do tego, że Rosja zacznie się rozpadać, to wtedy użyjemy (Rosja - red.) broni atomowej - wskazuje.
Potencjał nuklearny Rosji
Dopytywany o to, jak wygląda sam potencjał nuklearny Federacji Rosyjskiej, ppłk Korowaj stwierdza, że Rosja posiada m.in. międzykontynentalne rakiety strategiczne.
- To rakiety typu R-36M2. Jest to najstarszy i najmocniejszy w kodzie NATO SS-18 Mod 5/6 SATAN. Są jeszcze rakiety RS-12M2, czyli tzw. TOPOL-M w kodzie SS-27 Mod 1. Są oczywiście RS-24 JARS w kodzie NATO SS-27 Mod 2. Rosja ma w swoim arsenale także rakiety rodziny UR-100N w kodzie NATO SS-19 Mod 3 STILETTO, które posłużyły jako nośnik dla głowic hipersonicznych AWANGARD w kodzie NATO SS-19 Mod 4. Oczywiście są też SIRENA-M, które ja określam "palcem bożym". Są to niebojowe rakiety dowodzenia na bazie RS-12 i RS-24, które są pozbawione głowic bojowych, a w zamian posiadają systemy pozwalające na kontrolowanie i synchronizację kolejnych fal wystrzelonych rakiet strategicznych. Te wszystkie rakiety umieszczone są na mobilnych wyrzutniach lub stacjonarnych silosach - wylicza ekspert.
Jak podkreśla, w sumie rakiet interkontynentalnych Rosja ma około 326, co daje teoretycznie blisko 1246 głowic w jednej salwie. - Są też głowice pojedyncze, osiągające nawet dwa megatony. Rosja posiada też dwanaście okrętów podwodnych o napędzie atomowym, ze strategicznymi rakietami balistycznymi potocznie zwane w NATO "Boomerami". Każdy z tych okrętów może przenosić 16 rakiet balistycznych. W sumie Rosjanie mogą teoretycznie wystrzelić z tych "Boomerów" około 922 głowic nuklearnych w jednej salwie - mówi w rozmowie z WP.
Ekspert zwraca uwagę także na bombowce strategiczne, których Rosja ma ok. 67. - Na jednym pokładzie taki bombowiec może przenieść od 10 do 16 rakiet, co daje teoretyczną możliwość wystrzelenia ponad 650 rakiet. One są też wykorzystywane do ataków konwencjonalnych w Ukrainie - wskazuje.
Nuklearna triada
Cały potencjał nuklearny Rosji ppłk Korowaj określa mianem triady nuklearnej. Jest to w sumie prawie 5580 głowic.
- Oczywiście nie wszystkie rosyjskie okręty podwodne mogą pływać, chociażby ze względu na to, że są na różnym etapie przeglądów. Tak samo jest z samolotami i wyrzutniami mobilnymi i stacjonarnymi. Interesujące jest to, że sami Rosjanie piszą, iż potrzebują ok. 1040 głowic i to przy założeniu: jedna głowica na jeden cel, tak by uderzyć na wszystkie cele strategiczne w USA. Do tego dochodzą potencjalne cele we Francji i Wielkiej Brytanii. Jeżeli do tego dodamy zachodnie możliwości wykrywania i konwencjonalne, a także niekonwencjonalne zwalczanie rakiet, i nośników broni nuklearnej, to Rosjanie oceniają, że potrzebują co najmniej 10 głowic na jeden cel - stwierdza ekspert.
- Spośród zgromadzonych przez Rosję około 1710 nuklearnych głowic bojowych, blisko 870 z nich umieszczone są w lądowych rakietach międzykontynentalnych, około 640 z nich rakietach balistycznych wystrzeliwanych z podwodnych "Boomerów" i być może 200 w bazach, gdzie stacjonują ciężkie bombowce. W magazynie XII Zarządu Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej, czyli struktury odpowiedzialnej za przechowywanie i ochronę całej Rosyjskiej broni nuklearnej, znajduje się około 1112 dodatkowych głowic strategicznych i około 1558 głowic niestrategicznych. Oprócz tych zapasów na demontaż oczekuje około 1200 wycofanych ze względu na swoje zużycie, co daje całkowity zapas około 5580 głowic - dodaje.
Atak na Polskę? "Bomba za bombę"
Ppłk Korowaj zaznacza, że nawet w ocenie samych Rosjan nie wystarczy to na całkowitą dekapitację, a następnie anihilację głównego rywala, jakiem są USA. - Tak naprawdę straszenie bronią nuklearną w przypadku Rosji nie jest kwestią anihilacji atakowanego państwa NATO, tylko chodzi o presję na Waszyngton i ma znaczenie polityczne - ocenia.
Zapytany o to, czy wobec tego groźby o użyciu broni nuklearnej, które pojawiają się od czasu do czasu w narracji Putina, należy traktować jako realne zagrożenie, stwierdza, że "Rosja nie jest w stanie zagrozić Stanom Zjednoczonym, natomiast może grozić państwom nieatomowym, takim jak Polska".
- Tylko że w przypadku ataku na Polskę, atak wyprzedzający nie wchodzi w grę. Musiałby to być element związany z rozpadem państwa. Rosja może więc uderzyć w państwo "nieatomowe", żeby zmusić USA do odpowiedzi symetrycznej. Bo Rosja liczy właśnie na wymianę symetryczną, na zasadzie: "bomba za bombę", czyli ograniczony konflikt nuklearny - podkreśla.
- W mojej ocenie, biorąc pod uwagę, jak Rosjanie piszą o własnej broni nuklearnej, to uderzenie taktyczną bronią nuklearną na Białystok czy Warszawę jest mało prawdopodobne, tym bardziej wykorzystanie do tego strategicznej, której celem są wyłącznie USA. Trzeba pamiętać o tym, że taktyczne ładunki nuklearne są stosunkowo niewielkie - od 5 do 10 kiloton. Dla porównania broń zrzucona na Japonię miała 15 do 21 kiloton. Ewentualne uderzenie będzie miało ogromny wymiar polityczny i nie pozwoli Moskwie kontrolować przebiegu takiego konfliktu nuklearnego ze względu na jej obecną słabość - podkreśla ppłk Korowaj.
Ekspert ujawnia. "O tym się nie mówi"
Były oficer Wojska Polskiego i Służby Wywiadu Wojskowego zwraca natomiast uwagę na to, że ewentualne uderzenie Rosji na Polskę oznaczałoby początek konfliktu nuklearnego. Podkreśla, że Amerykanie bardzo mocno zaangażowali się w loty strategiczne swoich bombowców. Te dysponują zarówno środkami konwencjonalnymi, jak i strategicznymi. - O tym się nie mówi, ale Rosjanie o tym piszą i to widzą. Pokaz siły niewidoczny dla nas, ale widoczny dla Rosjan, jest przez Stany Zjednoczone realizowany. Moim zdaniem straszenie przez Rosję ma wymiar wyłącznie polityczny - ocenia ekspert.
Nuklearny blef Putina
Ppłk Korowaj podkreśla, że Putin stosuje nuklearny blef, który ma na celu głównie wywołanie politycznego zamieszania.
- Proszę zwrócić uwagę jeszcze na jedną kwestię. Zapomnieliśmy już czasy zimnej wojny, gdzie taki blef był na porządku dziennym. A wtedy przecież jedna i druga strona miały po 30-40 tys. głowic gotowych do użycia, których moc pojedynczych głowic liczono w megatonach. Tamte czasy były o wiele bardziej zagrożone anihilacją państw i całej planety, niż to, co się dzieje obecnie. Po rozpadzie ZSRR i okresie pokoju musimy się nauczyć na nowo żyć z tym elementem presji stosowanym przez mocarstwo nuklearne, jakim niewątpliwe jest Federacja Rosyjska, która obecnie z premedytacją wykorzystuje ten fakt do nacisków politycznych i w wojnie informacyjnej. Kreml wytwarza strach i obawy krajów, które nie posiadają broni nuklearnej, i wykorzystuje je jak zakładników w rozgrywce z USA, Wielką Brytanią oraz Francją - podsumowuje.