Po zabójstwie Narutowicza piłsudczycy planowali wymordować grupę polityków prawicy. Niewiele brakowało, a akcja doszłaby do skutku
W plan odwetu wtajemniczono bliskich współpracowników Komendanta i szefów sojuszniczej partii. Fizycznej likwidacji przeciwników miał towarzyszyć zamach stanu, na nowo oddający władzę w ręce Józefa Piłsudskiego.
16 grudnia 1922 roku – po zaledwie dwóch dniach urzędowania i po brutalnej nagonce środowisk prawicowych – pierwszy prezydent II Rzeczpospolitej, Gabriel Narutowicz zginął w zamachu przeprowadzonym przez niepoczytalnego malarza Eligiusza Niewiadomskiego.
Sam zamach, jako jedno z najważniejszych wydarzeń polskiego międzywojnia, był szeroko analizowany w literaturze przedmiotu. O planowanym przez ludzi Józefa Piłsudskiego, do 14 grudnia pełniącego funkcje Naczelnika Państwa, krwawym odwecie mówi się jednak bardzo rzadko.
Ten wstydliwy, ale zarazem rzucający cenne światło na metody polityczne ludzi przyszłej Sanacji, epizod został ze szczegółami opisany przez profesora Andrzeja Garlickiego: nieżyjącego już biografa marszałka, autora książki Józef Piłsudski 1867-1935. Poniżej przytaczamy jego słowa.
Plan odwetu
Ważyła się przyszłość kraju. [Marszałek Sejmu] Maciej Rataj przejął zgodnie z konstytucją uprawnienia prezydenta. Późnym wieczorem powołał nowy gabinet na czele z [dotychczasowych szefem Sztabu Generalnego, gen. Władysławem] Sikorskim. Piłsudski objął stanowisko szefa Sztabu Generalnego. Jednocześnie piłsudczycy postanowili wykorzystać moment próżni politycznej i wzburzenie mas zbrodnią prawicy.
[Bogusław] Miedziński, jeden z najbliższych współpracowników Marszałka, relacjonuje, że wieczorem tego dnia w Sztabie Generalnym zebrali się Ignacy Matuszewski, Adam Koc, Konrad Libicki, Władysław Włoskowicz, Ignacy Boerner, Kazimierz Stamirowski i Henryk Floyar-Rajchman. Rozesłali oni oficerów do MSW, Komendy Policji. Nikt im w tych działaniach nie przeszkadzał, bo rząd przestał funkcjonować. Grupa ta, w porozumieniu z kierownikiem warszawskiej organizacji Polskiej Partii Socjalistycznej Rajmundem Jaworowskim, przygotowywała „akcję karną” przeciw prawicy.
Na czym miała polegać "akcja karna" przeciwko prawicy?
Pod tym enigmatycznym określeniem krył się projekt fizycznej likwidacji wybranych działaczy obozu narodowego. Po 24 godzinach owej akcji wkroczyć miał na czele wojska Piłsudski, w celu przywrócenia ładu i porządku.
Zrealizowanie tego planu sparaliżował [lider Polskiej Partii Socjalistycznej, Ignacy] Daszyński, który przyprowadzony „przez Jaworowskiego do mieszkania A. Koca, w patetycznym przemówieniu zaklinał zebranych, aby porzucili ten projekt, według niego błędny politycznie i szkodliwy państwowo; dowodził, że prawica przez swoją akcję przeciw Narutowiczowi poniosła klęskę nieodwołalną i ostateczną, że popełniła przez tę akcję samobójstwo i że projektowana represja, w razie jej wykonania, mogłaby tylko »wskrzesić trupa«, a »z morderców prezydenta zrobić męczenników«.
Równocześnie z tą argumentacją, mającą powstrzymać przed wystąpieniem POW, Daszyński zapowiedział zastosowanie najostrzejszych środków dyscypliny partyjnej wobec tych członków partii, którzy wzięliby udział w planowanej akcji. PPS uległa autorytetowi Daszyńskiego, a ludzie z POW sami, bez oparcia w masach robotniczych, nie widzieli możliwości przeprowadzenia akcji. Do krwawego odwetu nie doszło”.
Obsadzenie przez piłsudczyków instytucji państwowych w nocy z 16 na 17 grudnia i przygotowania do „spontanicznego” odwetu mas zmierzały do przejęcia władzy. Dokonałoby się to w momencie szczególnie korzystnym wobec wstrząsu, jakim był dla dużej części opinii publicznej mord na prezydencie.
Dlaczego planu nie zrealizowano?
Można przypuszczać, że nawet wśród tych, którzy ulegli propagandzie prawicy, następowało otrzeźwienie. Czyn Niewiadomskiego sprzeczny był bowiem z całą polską tradycją polityczną. Dlatego też część dotychczasowego zaplecza politycznego prawicy zostałaby zneutralizowana. Fizyczna likwidacja wybranych działaczy prawicy zdezorganizowałaby ją na pewien czas. Owe kilkanaście godzin wystarczało, aby zadać skuteczne uderzenie i schronić się następnie pod opiekę Piłsudskiego zaprowadzającego ład i porządek przy pomocy armii.
Piłsudski byłby tym, który ratuje kraj przed anarchią i widmem wojny domowej. Ale planu tego nie udało się zrealizować. Z dwóch najważniejszych – jak się wydaje – przyczyn.
Po pierwsze, piłsudczycy zostali zaskoczeni wydarzeniami i nie byli do nich przygotowani. Nie przewidywali, że nagonka na Narutowicza zakończy się morderstwem. Nie mieli więc przygotowanego na taką okoliczność planu działań. Oznaczało to konieczność improwizacji. Obsadzili część instytucji państwowych, ale był to dopiero początek. Do dalszych posunięć konieczne były zorganizowane bojówki. Piłsudczycy ich nie posiadali i – jak widać – nie byli w stanie stworzyć ich w ciągu kilku godzin.
Liczyli na PPS, ale zdecydowane stanowisko Daszyńskiego przekreśliło te rachuby. Dodatkowym elementem był brak przywódcy grupy. Piłsudskiemu w planach tych wyznaczono rolę, która automatycznie eliminowała go z czynnych działań w pierwszym etapie akcji.
Czy Piłsudski wiedział?
Dostępne źródła nie dostarczają materiału pozwalającego odpowiedzieć na pytanie, czy Piłsudski wiedział o przygotowywanej akcji. Pobóg-Malinowski twierdzi, że został poinformowany o wszystkim post factum. Jest to możliwe, ponieważ w tego typu sprawach piłsudczycy mieli dość dużą samodzielność. Mogło więc być wygodniejsze nieangażowanie Piłsudskiego w ryzykowne bądź co bądź przygotowania.
Należy przy tym pamiętać, że piłsudczycy byli nie mniej od samego Piłsudskiego zainteresowani tym, by zdobył on władzę. Jego odejście niweczy bowiem ich dotychczasową pozycję i stwarzało realną groźbę przekreślenia ich kariery i odsunięcia na odległe marginesy. Występowało więc swoiste sprzężenie zwrotne. Z jednej strony, sytuacja ta wzmacniała spoistość i siłę grupy piłsudczykowskiej, z drugiej zaś, grupa wywierała presję na samego Piłsudskiego.
Scenariusz, który warto zapamiętać
W nocy z 16 na 17 grudnia cofnięto się przed decyzją podjęcia akcji. Być może wiadomość o powołaniu Sikorskiego na szefa gabinetu również przyczyniła się do zaniechania działań. W tym czasie bowiem stosunki między Sikorskim a Piłsudskim były dobre.
Powierzenie przez Sikorskiego teki spraw wojskowych Sosnkowskiemu, a jednocześnie objęcie szefostwa Sztabu Generalnego przez Piłsudskiego oznaczało objęcie przez przedstawicieli grupy legionowej kluczowych stanowisk w wojsku. Wprawdzie nie można było uważać Sikorskiego za piłsudczyka, ale mimo wszystko sytuacja rysowała się korzystnie.
Ryzyko podejmowania akcji kapturowych morderstw mogło wydawać się zbyt duże. Decyzję taką można było podjąć tylko w ciągu najbliższych godzin po zabójstwie Narutowicza. Potem było już za późno. Ale ów planowany scenariusz działań wart jest zapamiętania – akcja ulicy ukazująca bezsilność i rozkład aparatu państwowego, a następnie wkroczenie Piłsudskiego na czele wojska, jako tego, który opanowuje anarchię i ratuje państwo. Jeszcze raz bowiem, w innych oczywiście warunkach, podjęta zostanie próba jego realizacji.