Cztery lata od tragedii. Dzieci nadal zjeżdżają wprost na śmietniki i latarnie

Górka Szczęśliwicka, jedna z najpopularniejszych zimowych atrakcji Warszawy, stała się miejscem tragedii cztery lata temu, gdy 12-letni chłopiec zginął po zderzeniu z ławką podczas zjazdu na pontonie. Mimo upływu lat miejsce nadal nie jest odpowiednio zabezpieczone, a rodzice wciąż pozwalają dzieciom zjeżdżać wprost na śmietniki i latarnie.

Zabawy na śniegu w warszawskim Parku Szczęśliwickim
Zabawy na śniegu w warszawskim Parku Szczęśliwickim
Źródło zdjęć: © Getty Images | Weronika Kowalska/NurPhoto

16 stycznia 2021 roku w warszawskim parku Szczęśliwickim na Ochocie, od strony ul. Włodarzewskiej, doszło do tragicznego wypadku. 12-letni chłopiec zjeżdżał na pontonie z parkowej górki. Jego zabawa zakończyła się uderzeniem w ławkę, co spowodowało poważny uraz głowy. Pomimo natychmiastowej pomocy i przewiezienia chłopca do szpitala, lekarzom nie udało się go uratować.

Już dwa dni po wypadku urzędnicy usunęli ławki z okolicy, jednak nie zdecydowano się na inne zabezpieczenia. Karolina Gałecka, ówczesna rzeczniczka prasowa Urzędu m.st. Warszawy, przyznała wówczas, że "miejsce to nie jest wyznaczone przez miasto do zjeżdżania na sankach".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz też: Szczur kontra sanki. Zderzenie z gigantycznym gryzoniem

Niebezpieczna zabawa cztery lata później

Minęły cztery lata, a teren górki wciąż nie został odpowiednio zabezpieczony. Mimo śmierci chłopca, dzieci i ich rodzice nadal korzystają z nieformalnego stoku, ignorując widoczne zagrożenia. W ten weekend, po pierwszym tegorocznym bardziej obfitym opadzie śniegu, scena była niemal identyczna jak przed laty. Dzieci zjeżdżały z górki, wpadając wprost na betonowe kosze na śmieci i latarnie.

- Spadł śnieg i dzieci znowu zjeżdżają beztrosko z tej strony stoku. Zadziwiające jest, że stok, jak w latach ubiegłych, nie został zabezpieczony - pisze dla Raportu Warszawskiego pani Ewa, mieszkanka Ochoty.

Dodaje, że teren od strony ulicy Włodarzewskiej jest szczególnie niebezpieczny.

– Zostały latarnie i betonowe kosze. Równie dobrze można na nich wylądować. Tyle w temacie – komentuje z goryczą.

Rodzice ignorują zagrożenia

Nie wszyscy rodzice zdają się dostrzegać ryzyko. Jak opisuje dla Raportu Warszawskiego pani Anna, wielu z nich obserwuje zabawy swoich dzieci z uśmiechem, nawet gdy dochodzi do niebezpiecznych sytuacji.

- Stoję przy rodzicach, którzy uhahani patrzą, jak ich dziecko zjeżdża cały czas wprost na ten kamienny kosz na śmieci. Głośno powiedziałam kuzynce o tym chłopcu, który tu zmarł. Efekt? Rodzice dalej stoją i robią zdjęcia, rozśmieszeni, że po raz kolejny chłopiec wywrócił się tuż przy koszu – opisuje mieszkanka Ochoty.

Pani Agata wspomina, jak widziała dziewczynkę, która uderzyła w betonowy kosz podczas zjazdu. – To nie jest dobre miejsce na zjeżdżanie. To niestety wina rodziców – dodaje z wyrzutem.

Brak reakcji urzędu

Pomimo licznych apeli mieszkańców i tragicznych wydarzeń sprzed czterech lat, miasto nie podjęło żadnych działań, by zabezpieczyć stok. Na Górce Szczęśliwickiej nadal brakuje tablic informacyjnych, barierek ochronnych czy innych środków, które mogłyby zmniejszyć ryzyko wypadków.

- Na pewno zabierzemy stamtąd te ławki i kosze, ale nie chcemy stwarzać tym poczucia, że przez to, że ich tam nie ma, będzie bezpieczniej. Nie będzie. Płotu czy latarni przecież nie rozbierzemy – obiecywała w 2021 roku TVN-owi ówczesna rzeczniczka Ochoty Monika Beuth.

W innych dzielnicach np. na Ursynowie przy Kopie Cwila wszystkie elementy infrastruktury mogące stwarzać zagrożenie zostały zabezpieczone słomą. Czemu podobne rozwiązanie nie zostało zastosowane przy Górce Szczęśliwickiej?

Źródło: Raportwarszawski.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (9)