Za co wysyłano do łagru? Tak się pozbywano "wrogów ludu"
W ZSRR nie było miejsca dla "wrogów ludu". Aby się ich pozbyć - i zyskać darmową siłę roboczą - zsyłano ich do łagrów. Ale za co w ogóle można było tam trafić?
17.04.2024 18:23
Rozbudowany system łagrów miał chronić republikę radziecką przed jej "wrogami klasowymi". Już w międzywojniu bolszewicka propaganda ukuła pojęcie "wrogów ludu" - jednostek lub grup społecznych, które potencjalnie mogły przeciwstawić się jedynej słusznej władzy. Aby się z nimi uporać, powołano sieć obozów pracy przymusowej, tzw. łagrów. W 1930 roku znalazły się one pod jednym Głównym Zarządem Obozów (GUŁag), który cztery lata później zaczął podlegać NKWD.
Absurdalne powody zsyłki do łagrów
Mniej więcej w tym samym czasie narodziła się idea wykorzystywania "wrogów ludu" na szeroką skalę w celu przyspieszenia industrializacji kraju. ZSRR - z państwa rolniczego - miało stać się potęgą przemysłową - wysiłkiem taniej siły roboczej więźniów łagrów. Odtąd obozy zaczęły stanowić filar sowieckiej gospodarki. Apogeum potęgi radzieckiego imperium obozowego nastąpiło w pierwszych latach po II wojnie światowej. Szacuje się, że na przełomie lat 40. i 50. liczba osadzonych wynosiła 2,5 mln. Powody, dla których skazywano ich na nieludzką karę, bywały absurdalne.
Polski pisarz Gustaw Herling-Grudziński w marcu 1940 roku został aresztowany i skazany na pięć lat pobytu w obozach, ponieważ zaufał niewłaściwym ludziom. Wynajęci przez niego przemytnicy, którzy mieli pomóc mu w przedostaniu się z okupowanego przez Sowietów Grodna na Litwę (skąd chciał ruszyć na Zachód, by dołączyć do armii gen. Władysława Andersa), okazali się współpracownikami NKWD. Trafił do łagru w Jercewie pod Archangielskiem. Dzięki głodówce protestacyjnej został stamtąd zwolniony 20 stycznia 1942 roku, ale doświadczenie to odcisnęło na nim piętno.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdrajcy i zdradzani
Również po zakończeniu II wojny światowej można było wylądować w obozie w wyniku zdrady. Boleśnie przekonała się o tym urodzona w 1924 roku Ela (a właściwie Kommunela - rodzice nazwali ją na cześć komunizmu) Markman. Jako 19-latka z kilkoma kolegami z klasy utworzyła tajną organizację terrorystyczną wymierzoną w Stalina i Berię. W wywiadzie z Moniką Zagustovą, przytoczonym w książce "Dziewczyny z łagrów" wspominała:
"Było nas sześcioro: pięciu chłopaków i ja. Proklamowaliśmy odezwę naszej organizacji, którą nazwaliśmy 'Śmierć Berii'. Nie byliśmy naiwni w kwestii naszych szans na przeprowadzenie zamachu - chcieliśmy tylko zwrócić uwagę ludzi na zbrodniczą politykę wyniszczającą kraj. Naszym największym wyczynem było porozklejanie obwieszczeń, które miały uświadomić mieszkańcom, co się dzieje. Organizacja istniała od 1943 do 1945 roku".
Przez kolejne trzy lata członkowie organizacji nie mieli w związku z jej istnieniem żadnych problemów - aż do momentu, gdy jeden z kolegów zadenuncjował pozostałych.
"Zostaliśmy aresztowani po pół roku i skazani na 20 lat robót przymusowych. O donosie dowiedziałam się na rozprawie z ust samego denuncjatora, który publicznie przyznał, że nas zdradził. Nie na wiele mu się to zdało - dostał identyczną karę jak my, a nawet gorszą, ponieważ trafił do obozu w Karagandzie w Kazachstanie, gdzie ekstremalne warunki klimatyczne, zarówno latem, jak i zimą, przewyższały surowością północ Rosji" - mówiła Ela.
Kobieta i jej koledzy mieli odbywać karę w kopalniach Workuty i Inty, za kołem podbiegunowym, wśród wiecznych lodów. Ale i tak zarówno zdrajca, jak i zdradzeni przez niego byli towarzysze "broni", mogli mówić o szczęściu. W 1947 roku, dokładnie rok przed ich procesem, zniesiono bowiem karę śmierci. Przywrócono ją w 1949 roku.
Zarzuty wyssane z palca
O knucie przeciwko "słońcu narodów" (jak kazał się nazywać Stalin) oskarżono również Susannę Peczuro. Do celi moskiewskiej Łubianki (siedziby KGB) trafiła jako 17-latka. Współosadzone na jej widok przecierały oczy ze zdumienia - wyglądała jak dziecko w dziewczęcej sukience z białym kołnierzykiem i warkoczami. Monika Zgustova w "Dziewczynach z łagrów" przywołuje jej relację:
"Zasypałam je pytaniami: Dlaczego je aresztowano? Skąd są? Da się stąd uciec? Kobiety cierpliwie odpowiadały mi, że - w większości przypadków - aresztowano je bez żadnego konkretnego powodu, a wszystkie inne partie poza komunistyczną są zakazane. (…) Gdy do procesu pozostało już niewiele czasu, milicjanci pokazali mi, co o mnie napisali".
"Pod listą całkowicie nieprawdopodobnych zarzutów - od planowania zamachu na Stalina, aż do zamiaru wysadzenia moskiewskiego metra - figurował mój podpis. 7 lutego 1951 roku w podziemiach więzienia Lefortowo odbył się proces przeciwko mnie oraz dysydenckiej grupie, której byłam członkinią. Sądziło nas Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego ZSRR. Nie mieliśmy prawa do obrony. W nocy z 13 na 14 lutego zapadł wyrok. Borysowi, Włodikowi i jeszcze jednemu członkowi grupy, Żenii, zasądzono najwyższy wymiar kary. Katia, Irina i ja dostałyśmy po 25 lat w obozie pracy".
Hańba kolaboracji
"Popularnym" zarzutem wobec aresztowanych była też kolaboracja z Niemcami podczas okupacji ZSRR. Oskarżenie takie usłyszała również wspomniana Ela Markman - jeszcze zanim została zdradzona - kiedy po wojnie chciała iść na studia. Musiała zawnioskować o zezwolenie na opuszczenie miejsca zamieszkania, a władze po prześwietleniu jej życiorysu (w trakcie okupacji była zatrudniona w giełdzie pracy) uznały, że poszła na współpracę z nazistami. Podobnie potoczyła się historia Jeleny Korybut-Daszkiewicz. Jak wspominała w "Dziewczynach z łagrów":
"Kiedy wojska niemieckie wycofały się z okupowanych terenów, w tym z mojego miasta, myślałam tylko o pójściu na studia. Musiałam w tym celu uzyskać zgodę na opuszczenie miejsca zamieszkania, by móc przenieść się do Leningradu. Pracownicy odpowiedniego urzędu zamiast jednak mi pomóc, oskarżyli mnie o kolaborację z Niemcami i aresztowali".
Została skazana na 15 lat prac przymusowych za zdradę ojczyzny.
Wyznania winy wymuszone torturami
Do bycia zdrajczynią przyznała się też słynna aktorka Tatiana Okuniewska. W 1948 roku została aresztowana - rzekomo za uprawianie antyrządowej propagandy. Ławrientij Beria zgwałcił ją w swojej rezydencji, a następnie pozbył się kłopotu, zsyłając kobietę do łagru na dziesięć lat.
Podkładkę pod wyrok miało stanowić wyznanie winy, które wyciągnięto od niej w Łubiance torturami. Nocami wzywano ją na przesłuchania, a w dzień nie pozwalano spać ani nawet siedzieć z zamkniętymi oczami. Na kilka godzin wysyłano ją do chłodni, by odmroziła sobie kończyny. Wyzywano od najgorszych. W końcu, wycieńczona i chora, podpisała akt oskarżenia, zgodnie z którym była szpiegiem przekazującym tajne informacje zagranicznym mocarstwom.
Torturom była poddawana również Ariadna Efron-Cwietajewa, córka poetki Mariny Cwietajewej i pisarza Siergieja Efrona. Do więzienia trafiła jeszcze w trakcie wojny. Tak w 1954 roku opisała swoje doświadczenia:
"Po zamknięciu mnie w więzieniu śledczy w trakcie przesłuchań chcieli: 1) żebym przyznała, że jestem agentką francuskiego wywiadu; 2) żebym przyznała, że mój ojciec o tym wiedział; 3) żebym przyznała, że mój ojciec także należał do francuskiego wywiadu. Bito mnie już od pierwszego przesłuchania. Przesłuchiwano mnie w dzień i w nocy, nawet w celi; nie zezwalano mi na sen; byłam zamykana, bosa i naga, w lodowatej celi; bito mnie gumowymi pałkami nazywanymi 'śledczymi dla kobiet'; grożono mi rozstrzelaniem; odgrywano moją egzekucję".
Po miesiącach takiego traktowania w końcu podpisała podsunięty jej dokument. Bez procesu została skazana na siedem lat robót przymusowych w obozie o najsurowszym rygorze. Ale zapewne i bez tego trafiłaby do łagru - wszak zamykano w nich nawet niemowlęta, bo ich rodzice, często bez konkretnego powodu, zostali uznani za "wrogów ojczyzny".
Źródło: ciekawostkihistoryczne.pl
Tekst powstał w oparciu o książkę Moniki Zagustovej "Dziewczyny z łagrów" (Znak Horyzont 2024).