Roman Mścisławowicz. Wyjątkowo krwawy książę
Roman Mścisławowicz był jednym z najsilniejszych książąt ruskich w średniowieczu. Został zapamiętany jako bezwzględny tyran, kroczący po trupach do celu.
W 1195 roku Roman Mścisławowicz uczestniczył w Polsce w krwawej bitwie pod Mozgawą, podczas której doznał poważnych obrażeń. Po powrocie na Ruś i wyleczeniu ran zaczął prowadzić ożywioną politykę międzynarodową, stając się z czasem najważniejszym graczem politycznym na południowej Rusi. Jednym z pierwszych posunięć Romana było przedsięwzięcie wyprawy odwetowej przeciwko pogańskim Jaćwięgom, którzy przed 1196 rokiem nieoczekiwanie pojawili się po łupy w księstwie włodzimierskim. Akcja militarna zakończyła się pełnym sukcesem. Podobnie zresztą było w przypadku ekspedycji skierowanej przeciwko Litwinom, zorganizowanej około 1198 roku.
Roman władcą Halicza
W następnych latach Roman mógł pochwalić się kolejnymi triumfami, gdy włączył się w wir walk o tron w Haliczu, opustoszony po śmierci Włodzimierza Jarosławowicza. Ten etap zmagań opisał skrótowo mistrz Wincenty Kadłubek. Według niego:
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"książęta ruscy, jedni siłą, drudzy podstępem, niektórzy na oba sposoby, usiłują zagarnąć opróżnione księstwo. Wśród nich książę Roman o ile bliższym był sąsiadem, o tyle miał nadzieję, a ponadto zręczniejszy był w swoich zabiegach. Atoli widząc, że siły jego nie sprostają innym, usilnie błaga księcia Lestka, aby zobowiązał go na zawsze do służby sobie, aby ta jego podległość jemu samemu oddała władzę nad wszystkimi książętami Rusinów i krainą Partów, byleby tylko nie ustanawiał go księciem Halicza, lecz swoim namiestnikiem. W przeciwnym razie niech nie wątpi, że gdyby ktoś inny założył tam sobie siedzibę, niezawodnie będzie miał w nim wroga".
Jak wynika z powyższego cytatu, Roman uciekł się do szantażu, skłaniając księcia krakowskiego Leszka Białego do opowiedzenia się po jego stronie. Pozwoliło mu to opanować księstwo halickie, o czym marzył już od dłuższego czasu. Wyprawa na Halicz przebiegła, jak należy sądzić, bez większego zarzutu. W przedsięwzięciu tym pomagały Romanowi wojska małopolskie, choć o uczestnictwie Leszka Białego w naprędce zorganizowanej wyprawie zbrojnej ze względu na jego młody wiek nie mogło być absolutnie mowy.
Pan życia i śmierci
Roman dał się poznać jako bezwzględny władca. Brutalnie rozprawił się z halickimi bojarami, którzy za czasów Rościsławowiczów, a szczególnie ostatniego, Włodzimierza, chwycili ster rządów w swe ręce. Z tym stanem rzeczy nie mógł pogodzić się nowy włodarz Halicza. Zdaniem Wincentego Kadłubka Roman, po odejściu Polaków do domu:
"zagarnia i okrutnie zabija niespodziewających się niczego dostojników i najznaczniejszych przywódców halickich: jednych żywcem w ziemi zakopuje, drugich na kawałki rozszarpuje, innych ze skóry obdziera, wielu przytwierdza jako cel dla strzał, niektórych przed zabiciem rozpruwa. Próbując na swoich wszelkiego rodzaju katuszy, stał się okrutniejszym wrogiem dla obywateli niż dla nieprzyjaciół.
Albowiem tych, których jawnie nie mógł schwytać, gdyż prawie wszyscy ze strachu pouciekali do innych prowincji, darami, pochlebstwami i wszelkimi możliwymi postępami przywołuje z powrotem, bierze w ramiona, zaszczyca, wynosi. Wnet zmyśliwszy jakieś kłamliwe zarzuty, strąca niewinnych, a strąconych każe zgładzić wśród niepojętych męczarni, już to aby zagarnąć majątki zabitych, już to aby napędzić strachu sąsiadom, już też aby po sprzątnięciu możniejszych panować bezpieczniej".
Sojusznik basileusa
Umocniwszy się w swoim nowym władztwie, Roman zaczął się rozglądać za nowymi sojusznikami, którzy mieli stać się podporą jego rządów. Jego wzrok skierował się w stronę Bizancjum, co znalazło wyraz w poślubieniu przez księcia Eufrozyny-Anny, córki cesarza Aleksego III Angelosa. Jak się z czasem okazało, przymierze to nie przyniosło księciu włodzimiersko-halickiemu praktycznie żadnych korzyści. Roman wspierał basileusa na rozmaite sposoby, walcząc z jego wrogami (przede wszystkim Połowcami), w zamian jednak nie otrzymał jakiejkolwiek pomocy.
Sojusz przestał funkcjonować po kilku latach, w 1204 roku, kiedy to w ramach czwartej krucjaty zdobyto Konstantynopol. Aleksy salwował się ucieczką. Według sugestii niektórych źródeł cesarz schronił się wówczas na dworze Romana w Haliczu, jednak bywa to kwestionowane w fachowej literaturze przedmiotu.
Po trupach do celu
Jeszcze w trakcie trwania sojuszu rusko-bizantyjskiego Roman rozpoczął zmagania o Kijów ze swym dawnym teściem, Rurykiem Rościsławowiczem, który, dostrzegając zagrożenie ze strony niegdysiejszego zięcia, sprzymierzył się z czernichowskimi Olegowiczami. Roman zdołał wyprzedzić konkurentów, opanowując podstępnie Kijów, do którego wpuścili go jego mieszkańcy. Z tym stanem rzeczy nie pogodził się jednak Ruryk, który na początku 1203 roku zrabował i splądrował gród kijowski. Działania te nie pozostały bez odpowiedzi Romana – uwięził byłego księcia kijowskiego i wraz z najbliższą rodziną kazał zamknąć go w klasztorze.
W ten sposób Roman stał się jednym z najbardziej wpływowych Rurykowiczów. Osiągnął to w miarę szybko, po zaledwie kilku latach intensywnych działań, podczas których nie próżnował, idąc – dosłownie – po trupach do celu. Z jego zdaniem musieli się liczyć praktycznie wszyscy książęta ruscy, zaś na południowej Rusi nie miał sobie równych.
Źródło: Tekst powstał na podstawie najnowszej książki dr. Mariusza Sampa "Polska i Ruś Kijowska. Sąsiedztwo ognia i miecza" (Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2024).