Największe średniowieczne plagi. Mogli się tylko modlić

Ludzi żyjących w średniowieczu trapiło pięć największych plag – każda gorsza od poprzedniej. Gdy nadchodziła katastrofa, pozostawało im się... modlić.

Średniowieczne plagi. Zdjęcie ilustracyjne
Średniowieczne plagi. Zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Niewielu obywateli Troyes żyjących w 1250 roku pamiętało lata osiemdziesiąte dwunastego wieku, ale każdy słyszał o nich opowieści. W ciągu ośmiu lat na miasto spadły trzy z pięciu największych plag, jakie mogły trapić ludzi w tamtych czasach. W 1180 roku wylała Sekwana, przyczyniając się do największej powodzi odnotowanej w miejskich kronikach. Zatopione zostały ulice i domy, zginęło wielu ludzi, i zwierzęta. Cztery lata później słabe zbiory w Szampanii zaowocowały jedną z najgorszych klęsk głodu w historii Troyes.

Wreszcie pewnej nocy w 1188 roku w dzielnicy targowej niedaleko opactwa Notre-Dame-aux-Nonnains wybuchł pożar, który przerzucił się później na drugą stronę kanału – na stare miasto. Spaliła się katedra i nowy kościół St.-Etienne, uszkodzony został pałac hrabiego, w zgliszcza obróciły się publiczne łaźnie i setki domów. Ogień pochłonął też szykowane na jarmark towary o wartości tysięcy funtów.

Tragiczna klęska głodu

W omawianym okresie brakowało skutecznych zabezpieczeń przeciwko powtarzającym się katastrofom. Nadwyżki plonów nie były dostatecznie duże, by zorganizować racjonalny system magazynowania. Nawet wielcy panowie nie byli w stanie odłożyć dostatecznie dużo ziarna, by przetrwać klęskę głodu (…).

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Pierwszymi efektami niedoborów żywności były plotki, robienie zapasów i rozwój czarnego rynku. Na co dzień ceny chleba i ziarna regulowano, podobnie jak rozmiar i wagę bochenka. Piekarze znali jednak wiele sztuczek, dzięki którym mogli zmienić właściwy skład wypieku i kiedy brakowało ziarna, nie wahali się po te zabiegi sięgnąć.

Miniatura z okresu wielkiego głodu w XIV wieku
Miniatura z okresu wielkiego głodu w XIV wieku© Domena publiczna

Gorsi od piekarzy byli jednak spekulanci – jeśli wprowadzono reglamentację zakupu ziarna, oni omijali zakazy i nielegalnie kupowali towar wprost od chłopów. Rada miasta i burmistrz mogli w takich wypadkach podjąć nadzwyczajne kroki i jeśli niedobory żywności były naprawdę duże oraz trwały przez dłuższy czas, spekulanci trafiali na szubienicę.

Podczas klęski głodu duchowni urządzali procesje z relikwiami, a z małych niegdyś kolejek żebraków pod drzwiami kościołów robiły się całe tłumy. Dochodziło do tego, że ludzie udający się na mszę musieli torować sobie drogę przez płaczącą, wyciągającą ręce ciżbę mężczyzn, kobiet i dzieci.

Morowe powietrze i wielka woda

Głód często miał za towarzyszkę swoją siostrę zarazę. Już sama surowa zima wystawiała często populację miasta na ryzyko tajemniczych dolegliwości, takich jak szkorbut, który zdziesiątkował armię Ludwika Świętego podczas krucjaty w Egipcie. Choroby powracały całkowicie nieprzewidywalnie jako epidemiczne schorzenia skóry, ust, płuc i innych organów – przykładem może być epidemia odnotowana w kronice przez Sigeberta de Gembloux, która nawiedziła Szampanię i landrię w 1089 roku. Z kolei w czternastym wieku Europa doświadczyła plagi czarnej śmierci, przy której wszystkie wcześniejsze wydawały się łagodne.

„Triumf śmierci” (1562) Pietera Bruegla
„Triumf śmierci” (1562) Pietera Bruegla© Domena publiczna | Pieter Bruegel Starszy

Jeśli chodzi o powodzie, to leżące w głębi lądu Troyes i tak miało szczęście w porównaniu z miastami usytuowanymi nad większymi rzekami czy na nieosłoniętych odcinkach wybrzeża. Na przykład ośrodki w średniowiecznych Niderlandach ciągle były niszczone przez wodę – gdy tylko sztorm natrafił na słabą lub zbyt niską zaporę, wsteczny przepływ prądów bardzo szybko poszerzał wyrwę. Jedna z tego typu trzynastowiecznych powodzi w Holandii spowodowała śmierć ponad pięćdziesięciu tysięcy osób!

Zagłada w płomieniach

Oświetlanie i grzanie otwartym ogniem sprawiało, że ryzyko pożaru występowało cały rok we wszystkich częściach miasta. Drewniane budynki ścieśnione jeden obok drugiego, niekiedy połączone wspólną ścianą, tworzyły idealne środowisko do rozprzestrzeniania się płomieni. Właściciele domów teoretycznie mieli zakaz instalowania słomianych dachów czy drewnianych kominów, ale trudno było wyegzekwować nawet takie podstawowe środki ostrożności.

Co prawda wymyślono już dość skuteczne rozwiązanie w postaci oddzielającej budynki ściany z kamienia, ale na to mogli sobie pozwolić tylko bogaci. I choć wiadra z piaskiem oraz cebry z wodą były w stanie zdusić w zarodku wiele pożarów, to jednak w momencie gdy zajęły się już meble, piętra i drewniane ścianki działowe, pozostawało tylko modlić się, ewentualnie w żywym łańcuchu podawać wiadra z wodą. Te sposoby były mniej więcej równie skuteczne.

Jeśli padało, a wiatr wiał z właściwego kierunku, szkody mogły ograniczyć się do kilku domów albo jednej ulicy. Ale kiedy było sucho, a wiatr niekorzystny i silny, skazana na zagładę mogła być nawet duża część miasta (…).

Wojenna zawierucha

Oprócz takich klęsk, towarzyszących czasom pokoju, zawsze jeszcze istniało ryzyko wojny. Przynajmniej w tej kwestii ludzie z miasta mieli przewagę nad mieszkańcami wsi. Gdy średniowieczna armia najeżdżała jakieś tereny, paliła za sobą wszystko, czego nie była w stanie unieść. Tymczasem mury miejskie, takie jak w Troyes, prawie zawsze chroniły przed grabieżami. Powstrzymały na przykład w 1230 roku prowadzącą oblężenie armię Hugona z La Marche i Piotra z Bretanii. Nawet przeciwnik uzbrojony w znaczną liczbę machin oblężniczych i miotających miał problemy z dostaniem się do miasta.

Poza tym feudalna armia raczej nie mogła znajdować się w polu dłużej niż miesiąc lub dwa. Zobowiązania wasali nie przekraczały tego czasu, a nikogo poza garstką książąt skupionych na bardzo ważnym celu, na przykład na krucjacie, nie było stać na opłacanie żołnierzy zaciężnych na dłuższą metę. Zazwyczaj atakujący musieli w trakcie krótkiej kampanii albo zebrać przeważające siły zdolne wedrzeć się na mury w wielu miejscach jednocześnie, albo zgromadzić dostatecznie silną baterię machin oblężniczych, by skruszyć fortyfikacje i wyłamać bramy.

Bezpieczeństwo za zamkniętą bramą

Przy sprzyjających warunkach naturalnych i niedostatecznie czujnych obrońcach istniała jeszcze trzecia opcja – podkop zwany miną. (…) był najbardziej obiecujący, pod warunkiem że udało się znaleźć miękki grunt. Mina była niezwykle skuteczna zwłaszcza przy oblężeniu zamku, ponieważ można było zrobić podkop albo pod fragment murów, albo pod główny donżon. Co ciekawe, nie używano żadnych materiałów wybuchowych: minę "odpalano", po prostu podkładając ogień pod drewniane stemple podtrzymujące strop wykopu. Gdy szalowanie spłonęło, ziemia nad podkopem zapadała się pod własnym ciężarem (…).

Skuteczną obroną wobec podkopów była przeciwmina. To rozwiązanie zastosowano w sposób spektakularny na przykład w 1240 roku w Carcassonne – atakujący i obrońcy stoczyli pojedynek na miny i przeciwminy. (…) W sumie atakujący zrobili siedem różnych podkopów, które zaczynali w piwnicach domów na podzamczu. Ostateczny szturm na barbakan zawiódł, a nadejście królewskiej armii idącej miastu na odsiecz zmusiło Trencavela do odstąpienia od oblężenia.

Przedstawiona sytuacja stanowiła przykład niezwykłej determinacji. W wojnie polegającej na potyczkach, bardziej typowej dla trzynastego wieku, ufortyfikowane miasto zazwyczaj było w stanie zapewnić sobie bezpieczeństwo, po prostu zamykając bramy na pierwszy sygnał o zbliżającej się armii przeciwnika.

Źródło: Tekst stanowi fragment książki Frances i Josepha Giesów "Życie w średniowieczu", tłum. Jakub Janik (Znak Horyzont, 2024).

Źródło artykułu:ciekawostkihistoryczne.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)