Rosjanie tracą grunt pod nogami. "Wyłania się optymistyczny obraz"

Z okołowojennej mgły coraz wyraźniej wyłania się umiarkowanie optymistyczny obraz. Oto garść informacji, ale zapewniam, że tych dobrych jest znacznie więcej. To wygląda jak przesilenie - pisze dziennikarz Marcin Ogdowski.

Wojna w Ukrainie. Zdjęcie ilustracyjneWojna w Ukrainie (zdjęcie ilustracyjne)
Źródło zdjęć: © Getty Images | 2024 Anadolu

Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Marcin Ogdowski jest pisarzem, dziennikarzem, byłym korespondentem wojennym. Pracował w Iraku, Afganistanie, w Ukrainie, Gruzji, Libanie, Ugandzie i Kenii. Możesz wspierać autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite.

Oto Niemcy zdecydowały się przekazać Ukrainie kompletną baterię Patriotów, kolejną posyłają na Wschód Stany Zjednoczone. Z inicjatyw Holandii, Danii i Norwegii "wyzbiera się" jeszcze jedna jednostka, co w sumie z trzema już działającymi na miejscu daje sześć baterii. A nie zapominajmy o innych nowoczesnych systemach przeciwlotniczych, wysłanych przez Francję, Włochy, Niemcy, no i mniej zaawansowanych (posowieckich), ale również przydatnych, pochodzących na przykład z Polski.

Pewien maruda z Twittera orzekł, że to "tylko uzupełnianie strat", mając na myśli te dotyczące zachodniego sprzętu, ale to nieprawda. Jeśli idzie o Patrioty, Ukraińcy stracili dotąd dwie wyrzutnie - jedna, będąca na pozycji bojowej, została przez Rosjan uszkodzona. I tyle. Bateria amerykańskich antyrakiet liczy osiem wyrzutni plus radar - dodam dla porządku. Bardziej logiczny wydaje się zatem wniosek, że ukraińska OPL zwiększa swoje możliwości. Byle tylko starczyło rakiet, bez których wyrzutnie i radary na nic się zdadzą.

Ale w tym kontekście warto zwrócić uwagę na działania drugiej strony. W nocy 13 czerwca Rosjanie znów przeprowadzili atak rakietowy na Ukrainę. W tym celu poderwali cztery bombowce strategiczne Tu-95, co mogło oznaczać salwę 32 rakiet Ch-101/555. Skończyło się na posłaniu… czterech pocisków (ponadto w przestrzeni powietrznej Ukrainy znalazł się pojedynczy Kindżał, wystrzelony przez MiG-a-31, jeden Iskander z naziemnej wyrzutni oraz 24 drony Shahed; spośród tych ostatnich wszystkie zestrzelono).

Wracając do Tu-95 i ich ciosu - góra urodziła mysz. Nie sądzę, by Rosjanom brakowało pocisków - od wielu miesięcy udaje im się utrzymać tempo produkcji teoretycznie pozwalające na przeprowadzenie dwóch poważnych uderzeń w skali miesiąca (mowa o około setce rakiet). Problemem ma być ich niska jakość, wynikająca z braku dostępu do zachodnich komponentów, skutkująca dużym odsetkiem niedolotów. No i wciąż rosyjska flotylla strategiczna nie uporała się ze skutkami "wyżyłowania" samolotów - stareńkie (choć po drodze zmodernizowane) Tupolewy, z uwagi na zmęczenie materiału, nie są w stanie zabierać pełnych ładunków. Wiem, że kilka maszyn poddano w ostatnich miesiącach nieco gruntowniejszym remontom, warto jednak mieć świadomość ograniczonych możliwości Rosjan oraz tego, że z dużym prawdopodobieństwem nie dojdzie w tym zakresie do istotnej poprawy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz też: Nowne nagranie z mostu Krymskiego. Rosjanie stawiają barykady

Innymi słowy, jak to na tej wojnie nie raz już bywało, siłą jednych jest słabość drugich; i na odwrót.

Kończąc wątek, trzeba zauważyć, że zachodnie dostawy uzbrojenia przeciwlotniczego realizowane są z dramatycznym opóźnieniem. Ukraińska energetyka - porażona przez Moskwę w czasach amunicyjnego niedostatku - jest dziś w opłakanym stanie. Kilka dni temu kolega z Odessy przysłał mi zdjęcie jednej z głównych ulic miasta - niemal przed każdym budynkiem stał pracujący generator. Szczęściem w nieszczęściu mamy lato i niedostatki zasilania nie są tak dokuczliwe. Ale będą dokuczliwe jesienią i zimą, co może wpłynąć na obniżenie nastrojów społecznych. Naiwnością byłoby założyć, że system energetyczny uda się do tego czasu dostatecznie połatać. Uda-nie uda, próbować trzeba. Jest to najpoważniejsze "cywilne" wyzwanie dla ukraińskich władz i ich zagranicznych sojuszników.

Pozostając przy nastrojach - córka znajomej z Charkowa formalnie weszła w dorosłość. Dla rodziny była to okazja do uczczenia "na mieście", udokumentowana serią zdjęć. Na jednym uwieczniono młodą kobietę z nowym dowodem tożsamości w ręku, na innym rodziców z pełnoletnią pociechą i dwoma pozostałymi dziećmi. Luz, radość, swoboda, letnio-restauracyjny anturaż - a wszystko w metropolii oddalonej o 20 km od linii frontu, 30 km od rosyjskiej granicy.

Edwin Bendyk, dziennikarz i badacz społeczny mocny osadzony w tematyce ukraińskiej pisał niedawno z nutą uzasadnionej złośliwości: "Sami charkowianie najwyraźniej nie czytają tzw. eksperckich komentarzy (o możliwym zajęciu miasta przez okupantów - red.), a Rosjanie też chyba nie robią na nich wielkiego wrażenia. Najnowsze badanie jakości życia w ukraińskich największych miastach pokazują, że 68 proc. mieszkańców Charkowa z nadzieją patrzy w przyszłość, a 62 proc. jest przekonanych, że sprawy idą w dobrym kierunku". Facebookowy wpis Bendyka ilustruje wyciąg z badań (zrealizowanych przez grupę Rating), z której wynika, że równie wysokie wskazania zarejestrowano w innych miastach. "Trudno takich ludzi pokonać" - konkluduje dziennikarz, z czym mnie trudno się nie zgodzić.

Znów dla porządku dodajmy - badania przeprowadzono, zanim zniesiono embargo na używanie zachodniej broni wobec Rosjan na terytorium Rosji. Czyli przed zniszczeniem systemów S-400 rozstawionych pod Biełgorodem, co w następnym kroku pozwoliło Ukraińcom porazić wyrzutnie rakiet ziemia-ziemia, którymi moskale ostrzeliwali Charków. Dziś ostrzeliwują znacznie słabiej, bo nie bardzo mają czym.

Skoro o S-400 mowa - "najlepsze na świecie" radary i wyrzutnie wciąż okazują się gorsze od wykorzystywanej przeciw nim zachodniej broni (i to takiej z 20-letnim "stażem"). Gromienie obrony przeciwlotniczej Krymu przy użyciu amerykańskich ATACMS-ów trwa w najlepsze, niedawno znów porażono stanowiska antyrakiet. "To zaczyna wyglądać jak polowanie na młode foki" - zauważa znajomy analityk, a mnie sytuacja przywodzi do wniosku, że okupowany półwysep niebawem zostanie bez parasola. Na razie Rosjanie łatają straty, ściągając starsze zestawy S-300, ale skoro nowsze nie dają rady, los "trzysetek" wydaje się przesądzony.

Według dostępnych danych, Rosjanie stracili na Krymie (bezpowrotnie lub czasowo) ekwiwalent dwóch dywizjonów S-400 (a jeden zmuszeni byli przebazować). Dla lepszego zobrazowania dotkliwości wskażmy, że dywizjon to 12 wyrzutni, a w kontraktach zagranicznych (dla Indii i Turcji), Moskwa liczyła sobie za taki zestaw 650-700 mln dolarów.

Kontynuując wątek "bicia po kieszeni" - ukazał się raport roczny Gazpromu, z którego wynika, że finansowe ramię rosyjskiej machiny wojennej zanotowało w 2023 roku 7 mld dolarów straty netto. To pierwsza roczna strata od 1999 roku i największa od momentu powołania spółki w 1989 roku. Dziś klejnot w koronie rosyjskiej gospodarki wart jest tyle, co jedna trzecia sieci kawiarnianej Starbucks. Za kondycję Gazpromu odpowiadają, rzecz jasna, sankcje, w efekcie których rosyjskie udziały w europejskim rynku gazowym skurczyły się z 40 do mniej niż 10 proc. (a do 2027 roku spadną do zera).

W liczbach rzeczywistych sprawy mają się tak: w 2023 roku wydobycie gazu ziemnego wyniosło 359 mld metrów sześciennych. W 2022 (pierwszym roku pełnoskalowej wojny) - 412,04 mld, a w 2021 roku - 515 mld. Choć propaganda twierdzi inaczej, Gazprom nie zdołał zdywersyfikować swojej sprzedaży poza Europą. Chiny mogą przyjąć połowę tego, co wcześniej brał Zachód (80 mld metrów sześciennych) - by zapewnić większy pobór, trzeba dodatkowej infrastruktury i… woli politycznej Pekinu, który na razie nie jest zainteresowany budową kolejnego gazociągu.

A nie idzie Putinowi nie tylko w gospodarce, ale i na froncie. Operacja charkowska właśnie dogorywa - w Wołczańsku ukraińscy komandosi czyszczą dom po domu z pozostałości niedoszłego rosyjskiego garnizonu. Na Zaporożu front stoi, na doniecczyźnie agresorzy wciąż usiłują atakować, ale zyski mają z tego marne (walki toczą się o pojedyncze wsie, które trudno nawet znaleźć na mapie), a straty ogromne. Zwycięstwo pod Awdijiwką, której zajęcie miało być niczym otwarcie bramy do wolnego Donbasu, nie przyniosło Moskwie istotnych operacyjnych korzyści. Znów powtórzył się schemat znany z tej wojny - że Rosjanie zajmują jakieś miasto, co - teoretycznie, dzięki wywalczeniu dogodniejszych pozycji - może być początkiem poważniejszej operacji ofensywnej. I ta nie następuje, bo Rosja "traci parę". Tak samo było w zeszłym roku pod Bachmutem - zerknijcie na ogólnodostępne mapy z przebiegiem linii frontu, by samemu się przekonać, co jeszcze po tamtym "wielkim zwycięstwie" (czy po kolejnym "triumfie" pod Awdijiwką) udało się Rosjanom osiągnąć.

A propos Bachmutu - dziennikarze Mediazony i rosyjskiej sekcji BBC dotarli do wewnętrznych dokumentów Grupy Wagnera. Wynika z nich, że straciła pod Bachmutem ponad 20 tys. zabitych (w większości byli to dawni skazańcy). Zmagania o miasteczko nazywa się w tej dokumentacji w znamienny sposób - "Operacją Maszynka do mięsa".

A mielenie trwa. Z uwagi na wyhamowującą dynamikę starć, rosyjskie straty spadły w ostatnich dniach o 40-50 proc., lecz i tak utrzymują się na koszmarnym poziomie tysiąca zabitych i rannych na dobę.

Nie zapominajmy jednak, że kule latają też w drugą stronę. Niedawno "Kyiv Independent" opublikował materiał poświęcony pracy Szpitala Mechnikowa w Dnieprze, jednej z najbardziej uznanych placówek medycznych w Ukrainie. Jej dyrektor, Siergiej Ryżenko, przyznał, że od wybuchu pełnoskalowej wojny pomoc w szpitalu znalazło 29 tys. rannych ukraińskich żołnierzy. Że dziennie do Mechnikowa przywożonych jest około 50 poszkodowanych. Co ósmy jest nieprzytomny, ale 95 proc. pacjentów przeżywa. Podobnych szpitali jest w Ukrainie kilka, część personelu trafia do mniejszych placówek, najlżej poszkodowani otrzymują pomoc w przyfrontowych punktach medycznych. No i na tyły trafiają ci, których udało się wcześniej ustabilizować… Daje nam to pewne wyobrażenie o ukraińskich stratach.

Marcin Ogdowski

Źródło artykułu:
Wybrane dla Ciebie
Nie żyje Sam Rivers. Muzyk miał 48 lat
Nie żyje Sam Rivers. Muzyk miał 48 lat
Do Gdańska zawinął kontenerowiec z Chin. Przypłynął trasą przez Arktykę
Do Gdańska zawinął kontenerowiec z Chin. Przypłynął trasą przez Arktykę
Doroczne liczenie katolików. Sprawdzą, ile osób chodzi do kościoła
Doroczne liczenie katolików. Sprawdzą, ile osób chodzi do kościoła
Netanjahu zapowiada start w kolejnych wyborach. "Wygram"
Netanjahu zapowiada start w kolejnych wyborach. "Wygram"
Ruchome tablice rejestracyjne. Policjanci odkryli zuchwały mechanizm
Ruchome tablice rejestracyjne. Policjanci odkryli zuchwały mechanizm
Pełna okupacja Ukrainy? Rosja potrzebowałaby 103 lata
Pełna okupacja Ukrainy? Rosja potrzebowałaby 103 lata
"Pokazywali zdjęcia trupów". Szokujące sceny w rosyjskiej szkole
"Pokazywali zdjęcia trupów". Szokujące sceny w rosyjskiej szkole
Piekło: Rosja jest na skraju społecznego wybuchu
Piekło: Rosja jest na skraju społecznego wybuchu
Rebelianci Huti wtargnęli do biura ONZ w Sanie
Rebelianci Huti wtargnęli do biura ONZ w Sanie
"Polityczny koszmar". Media o reakcji UE na szczyt Putin-Trump
"Polityczny koszmar". Media o reakcji UE na szczyt Putin-Trump
USA: Hamas planuje atak na cywilów w Strefie Gazy
USA: Hamas planuje atak na cywilów w Strefie Gazy
FAZ: Schroeder okazał bezczelność wobec Polski ws. Nord Streamu
FAZ: Schroeder okazał bezczelność wobec Polski ws. Nord Streamu
Wyłączono komentarze
Sekcja komentarzy coraz częściej staje się celem farm trolli. Dlatego, w poczuciu odpowiedzialności za ochronę przed dezinformacją, zdecydowaliśmy się wyłączyć możliwość komentowania pod tym artykułem.
Redakcja serwisu Wiadomości