Rzecznik rządu grzmi. Szybka reakcja na słowa posłanki PO. Uderzyła w Kaczyńskiego
Spięcie na antenie Polsat News. Słowa posłanki PO dotyczące działań rządu w obliczu ostatnich wydarzeń w Rosji wywołały burzę. Po emisji programu do zarzutów Marzeny Okły-Drewnowicz odniósł się Piotr Müller.
W "Śniadaniu Rymanowskiego" politycy dyskutowali o buncie wagnerowców i napiętej sytuacji w Rosji. W tym kontekście posłanka PO zwróciła się do posła PiS-u Radosława Fogla i zarzuciła mu brak odpowiedniej reakcji na wydarzenia ze strony członków partii rządzącej. Polityk zastanawiała się też, czy polskie władze konsultowały się w tej sprawie z przywódcami innych państw.
- Tu nie chodzi o straszenie społeczeństwa, ale żeby rządzący zajęli się naszym bezpieczeństwem. Pan wybaczy, ale rosyjska rakieta pod Bydgoszczą i kilka miesięcy milczenia, to jest znak zapytania. (...) W takiej sytuacji trzeba mówić, że może stać się coś złego - powiedziała Okła-Drewnowicz.
- W sobotę rano wasz prezes, wicepremier, nawet się nie zająknął o tym, co się stało w Rosji - grzmiała polityk, nawiązując do wywiadu Jarosława Kaczyńskiego w RMF FM.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Fogiel odbił piłeczkę i wskazał, że "to jest czas na powściągliwość". - Rolą polityka nie jest bieganie w kółko i krzyczenia: 'alarm', 'wojna', 'pali się'. Wzbudzanie histerii jest wybitnie nieodpowiedzialne - powiedział przedstawiciel PiS-u.
- Pani poseł, pani nie jest osobą, która dysponuje pełnią informacji na temat tego, jak reagują struktury państwa - dodał.
Kłótnia na antenie Polsat News. Rzecznik rządu reaguje
Po emisji programu do zarzutów posłanki PO odniósł się też rzecznik rządu. "Pani Okla-Drewnowicz mówi w Polsat News, że w takich sytuacjach jak wczoraj trzeba rozmawiać też z unijnymi przywódcami. Pewnie podobnie jak Jan Grabiec wie, że takie rozmowy wczoraj się odbywały przez cały dzień. Proszę bardzo graficzne ułatwienie dla posłów PO, których dewizą jest "kłamać, kłamać, kłamać" - napisał rzecznik rządu.
Bunt w Rosji. Odwrót wagnerowców
W nocy z piątku na sobotę Jewgienij Prigożyn skierował swoje siły na Moskwę. Ostatecznie zdecydował o odwrocie. W kolejnych oświadczeniach wyjawił, że grupa Wagnera dotarła na odległość 200 km od stolicy Rosji i w tym czasie "nie przelała ani jednej kropli krwi swych żołnierzy". "
Kancelaria Alaksandra Łukaszenki poinformowała wcześniej, że dyktator z Mińska rozmawiał z Prigożynem i ten zgodził się zatrzymać kolumnę najemników idącą na Moskwę.
Łukaszenka prowadził te rozmowy w porozumieniu z Władimirem Putinem - oświadczył Mińsk. Jak informuje agencja Reutera, kancelaria Łukaszenki twierdzi, iż pośredniczył on w porozumieniu o wstrzymaniu marszu grupy Wagnera w zamian za gwarancje bezpieczeństwa.
Doniesienia o odwrocie grupy Wagnera nastąpiły w czasie, gdy - według rozmaitych doniesień - oddziały w liczbie około 5 tys. ludzi znajdowały się na terenach kilku obwodów Rosji. Pojawiły się informacje, trudne do zweryfikowania, o obecności najemników już w obwodzie moskiewskim - w Sierpuchowie i Kaszyrze.
W reakcji na marsz najemników zablokowane zostały w obwodzie moskiewskim wszystkie przeprawy przez Okę. Do Moskwy dotarły w sobotę wieczorem, według niezależnego portalu Ważnyje Istorii, rezerwowe oddziały żołnierzy wysłane z innych regionów Rosji.