Rządowy tupolew wyleciał z 27‑minutowym opóźnieniem
Feralny lot tupolewa do Smoleńska wyleciał z 27-minutowym opóźnieniem - powiedział w TVN24 szef Biura Ochrony Rządu gen. Marian Janicki. Dodał, że kolumna BOR z prezydentem przyjechała na lotnisko w Warszawie zgodnie z planem.
Gen. Janicki powiedział też, że samolot został sprawdzony pod względem pirotechnicznym.
Janicki twierdzi, że zarówno 7 kwietnia podczas wizyty premiera Donalda Tuska, jak i 10 kwietnia, gdy przylecieć miał prezydent, na delegacje czekali funkcjonariusze BOR. Jak mówił, mieli oni nadzorować realizację działań podjętych przez rosyjską Federalną Służbę Ochrony, określonych na poprzedzających wizytę przygotowaniach.
Według mediów, funkcjonariusze zeznali, że na lotnisku w Smoleńsku ani na premiera, ani na prezydenta nie czekał żaden z nich.
- 10 kwietnia na lotnisku w Smoleńsku czekało tych samych dwóch oficerów BOR, co 7 kwietnia. Nawet gdyby tych oficerów było 200, to by nic nie zmieniło, bo do katastrofy doszło poza terenem lotniska - mówił gen. Janicki.
Szef BOR skomentował też artykuł "Gazety Polskiej", która pisała, że jeden z funkcjonariuszy BOR przeżył katastrofę. Miał dzwonić do żony informując, że jest ranny w nogi. Informacjom tym zaprzeczała m.in. żona funkcjonariusza.
- Wszyscy nasi koledzy są pochowani tam, gdzie są ich trumny. Nasi funkcjonariusze rozpoznali - po czymś, nie chcę mówić po czym - ciała wszystkich kolegów - powiedział Janicki. Dodał, że to, co zrobił redaktor 'Gazety Polskiej', "to jest barbarzyństwo".