ŚwiatRywalizacja Indii i Chin. Dlaczego konkurujące potęgi i tak się wzajemnie potrzebują?

Rywalizacja Indii i Chin. Dlaczego konkurujące potęgi i tak się wzajemnie potrzebują?

Delhi coraz ostrzej konkuruje z Pekinem o utraconą strefę wpływów. Indie i Chiny prześcigają się w ofertach pomocy sąsiadom i inwestycjach w regionie. Ale chociaż patrzą na siebie z podejrzliwością, to wzajemnie się potrzebują - pisze z Indii dla Wirtualnej Polski Tomasz Augustyniak.

Rywalizacja Indii i Chin. Dlaczego konkurujące potęgi i tak się wzajemnie potrzebują?
Źródło zdjęć: © AFP | Raveendran
Tomasz Augustyniak

13.02.2015 | aktual.: 27.02.2015 17:09

Na szlaku w pobliżu Annapurny w środkowym Nepalu od niedawna można spotkać dziesiątki chińskich turystów. Docierają tam dzięki linii autobusowej łączącej tybetańską Lhasę z Katmandu, a wkrótce mają mieć do dyspozycji nową linię kolejową i lotnisko. Wszystko za pieniądze płynące szerokim strumieniem z Pekinu. Chiny zapowiadają budowę w Himalajach dodatkowych przejść granicznych i obiecują inwestycje w sąsiednim Bhutanie, który - podobnie jak Nepal - tradycyjnie należał do indyjskiej strefy wpływów.

Przez ostatnie lata Chińczycy zdobywali przyczółki gospodarcze w całej Azji Południowej, w bezpośrednim sąsiedztwie Indii. Kraje regionu są zalewane przez chińskie pieniądze i towary, kuszone wizją budowy autostrad, nowoczesnych kolei i dostępem do nowych technologii. Pekin sfinansował morskie porty w Pakistanie, Bangladeszu i na Sri Lance. Gigantyczne pożyczki udzielone tej ostatniej wzbudziły obawy opozycji, że wyspa wkrótce stanie się chińską kolonią, ale większość polityków chętnie wyciąga ręce po pomoc Państwa Środka.

Ta pomoc ma jednak cenę. Prowadząc gospodarczą ekspansję, Chiny chcą uzyskać polityczne wpływy w otaczających je krajach i budować swoją pozycję regionalnej potęgi. Indie po latach bierności uznały, że tego już za wiele i podniosły rękawicę rzuconą przez wielkiego sąsiada.

Skomplikowane relacje

Ponad pół wieku temu oba kraje stoczyły krótką wojnę graniczną w Himalajach i do dziś spierają się o dwa duże terytoria. Ale to w Indiach panuje paranoidalny lęk przed chińskim smokiem.

- Chińczycy chcą nas otoczyć, trzeba chronić przed nimi kluczowe sektory gospodarki, musimy się zbroić i budować bazy wojskowe na północy - można często usłyszeć w opiniotwórczych kręgach Delhi, gdzie na Chiny patrzy się przede wszystkim jak na zagrożenie.

Ale chociaż indyjski premier Narendra Modi mówi o chińskim ekspansjonizmie i rozbudowuje armię, to jednocześnie chce ściągać do kraju chińskie inwestycje, m.in. w przestarzałą kolej i elektrownie jądrowe. Rząd w Delhi chciałby, żeby Chiny otworzyły swój rynek high-tech i usług IT dla indyjskich firm, a Pekinowi zależy na zwiększaniu eksportu do Indii. Tyle że Chińczycy traktują Hindusów lekceważąco.

Faktycznie między państwami jest duża różnica potencjałów - Chiny wygrywają właściwie w każdej kategorii. Indie mogą z nimi konkurować tylko pod względem liczby ludności, bo w 2028 roku to one będą prawdopodobnie najludniejszym krajem świata. Oprócz obustronnych, czasem rasistowskich uprzedzeń, po chińskiej stronie leży jeszcze przekonanie o ubóstwie i słabości konkurenta. Zamiast uznać kraj nad Gangesem za godnego siebie gracza, Chińczycy chcieliby go raczej widzieć we własnej strefie wpływów.

Azjatycka szachownica

W zeszłym roku prezydent Xi Jinping ujawnił szczegółową mapę nowego Jedwabnego Szlaku. Ma to być system morskich i lądowych połączeń handlowych i komunikacyjnych rozciągający się od zachodniego Pacyfiku aż do Bałtyku, który jeszcze bardziej zacieśni związki sąsiadów z Państwem Środka i pozwoli budować nowe sojusze. Pekin potrzebuje dostępu do zasobów i nowych rynków zbytu dla towarów z nalepką "Made in China", a ponieważ koszty ich produkcji rosną, chce przenosić fabryki do innych krajów. Hindusi, choć potrzebują zagranicznego kapitału i nowych miejsc pracy, zaproszenie do budowy szlaku traktują sceptycznie. W ślad za sprzedawanymi towarami i stawianymi fabrykami, a szczególnie za hojnie rozdawanymi kredytami, mają pójść polityczne wpływy Chin, a tego Hindusi bardzo się obawiają. Zwłaszcza, patrząc na własne, zaniedbane podwórko.

Już kilka tygodni po objęciu urzędu w maju zeszłego roku premier Modi rozpoczął dyplomatyczno-gospodarczą ofensywę mającą odbudować międzynarodową pozycję Delhi. W pierwszą zagraniczną podróż wybrał się do malutkiego Bhutanu, a świeżo mianowaną szefową dyplomacji wysłał do Bangladeszu. Poza nimi indyjską ofertę pomocy i współpracy gospodarczej otrzymały Nepal, Malediwy i Sri Lanka. Obawiające się o swoje bezpieczeństwo Indie wykonały też przyjazne gesty w stronę Afganistanu, Pakistanu i Birmy. Proponowały nie tylko kredyty, ale również współpracę w dziedzinie energetyki, pomoc w zwalczaniu polio i zapowiedziały budowę satelity obserwacyjnego, z którego mogłyby korzystać wszystkie kraje regionu. Hindusom sprzyjają związki kulturowe z mieszkańcami Azji Południowej, którzy prawie bez wyjątku są konsumentami indyjskiej kultury, ale po zaniedbaniach poprzednich rządów może się okazać, że trzeba będzie podbić stawkę.

Bogatsze Chiny są na razie w lepszej pozycji i od czasu do czasu grają Hindusom na nosie. Podczas wrześniowej wizyty Xi Jinpinga w Delhi Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza wtargnęła na sporne terytorium zajmowane przez Indie. Jesienią chińskie okręty wojenne zacumowały u wybrzeży Sri Lanki. Zaniepokojone Indie i Stany Zjednoczone zaczęły w odpowiedzi wspierać tamtejszą opozycję, a kilka miesięcy później dotychczasowy prezydent kraju, blisko związany z Pekinem Mahinda Rajapaksa, przegrał wybory. Zmiana władzy na wyspie umożliwi Indiom odbudowę swoich wpływów, ale nie unieważnia koncepcji Jedwabnego Szlaku i ekspansji gospodarczej prezydenta Xi.

Indie, oprócz odzyskania swojej pozycji w Azji Południowej, będą chciały utrzymać równy dystans wobec dużych partnerów i pobudzić swoją gospodarkę. Próbując poprawiać stosunki z sąsiadami, będą więc balansowały między USA i Chinami (od których oczekują kapitału) a Rosją (od której kupują większość broni). Premier Modi przyjął ciepło w Delhi zarówno Baracka Obamę, Władimira Putina, jak i Xi Jinpinga. W czasie wizyty tego ostatniego podpisano porozumienia w sprawie wielomiliardowych chińskich inwestycji w infrastrukturę. Oba państwa połączyła też chęć zmiany jednobiegunowego modelu świata ze Stanami Zjednoczonymi na czele, a ich przywódcy wielokrotnie udowadniali swój pragmatyzm.

Może właśnie dlatego gospodarcze przeciąganie liny w Południowej Azji będzie trwało. W marcu Xi Jinping odwiedzi Pakistan, a Narendra Modi - Sri Lankę. Ale nic nie wskazuje na to, żeby między mocarstwami miało dojść do otwartej konfrontacji. Podczas majowego spotkania szefów rządów w Pekinie są za to nadzieje na przełom w sporze granicznym. Dwa najludniejsze kraje świata wiedzą, że są sobie potrzebne i będą prowadzić grę, na której obie strony mogą skorzystać. Nawet jeśli część kart zostanie rozdana pod stołem.

Tomasz Augustyniak, z Nowego Delhi dla Wirtualnej Polski

Tytuł pochodzi od redakcji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (30)