PublicystykaRyszard Czarnecki: Wybory we Francji wygra Macron, ale tylko ślepy nie zobaczy drugiego dna

Ryszard Czarnecki: Wybory we Francji wygra Macron, ale tylko ślepy nie zobaczy drugiego dna

Nie mam wątpliwości, że wybory we Francji wygra Emmanuel Macron, który w przeciwieństwie do Marine Le Pen, nie chce wyprowadzać Francji z Unii i NATO. Nie jest to jednak kandydat idealny, bo optuje za Europą dwóch prędkości. Z każdym wybranym demokratycznie politykiem będziemy jednak współpracować. Jeśli chodzi o wybory na szefa PKOL, wycofałem się, bo stawką była jedność ruchu olimpijskiego - mówi wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki w rozmowie z Marcinem Makowskim dla WP Opinii.

Ryszard Czarnecki: Wybory we Francji wygra Macron, ale tylko ślepy nie zobaczy drugiego dna
Źródło zdjęć: © PAP/EPA
Marcin Makowski

24.04.2017 | aktual.: 24.04.2017 17:14

Marcin Makowski: Czy lubi pan francuskie śniadania?

Ryszard Czarnecki (PiS): Wolę solidne polskie śniadania, zwłaszcza że, jak głosi stare przysłowie: „śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolację oddaj wrogowi”.

W takim razie danie, które zaserwowały nam francuskie wybory, powinno się panu spodobać, bo nie grzeszyło lekkostrawnością.

Na pewno pierwsza tura była niezwykła. To były wybory podwójnie wyjątkowe, bo po raz pierwszy w V Republice, która narodziła się w 1958 roku, mieliśmy do czynienia z wyścigiem, w którym czterech kandydatów miało realne szanse powalczyć o prezydenturę. Po raz pierwszy również odbyły się one w stanie wyjątkowym, który przecież we Francji nie został zniesiony. Sam wynik nie był jednak zaskoczeniem, chociaż między Le Pen a Fillonem i Melenchonem było raptem 1,5 proc. różnicy. Mimo to większość analityków zakładała, że właśnie Le Pen powalczy w drugiej turze z Emmanuelem Macronem i ten scenariusz się potwierdził, choć możliwa była również walka wewnątrz lewicy, tj. Macron-Melenchon, albo establishmentu, czyli Macron-Fillon. Tak się jednak nie stało.

Trzymał pan kciuki za któregoś z kandydatów?

Nie ukrywam, że w tej kwestii miałem problem. O ile wielu Polaków otwarcie wspierało Donalda Trumpa w wyścigu o fotel prezydenta USA czy woli Angelę Merkel na fotelu kanclerza Niemiec, zamiast ideologicznego i niechętnego Polsce Martina Schulza, to jednak we Francji trudno wskazać kandydata, który byłby najlepszy z punktu widzenia naszych interesów. W praktyce każdy miał swoje wady i zalety, ale wypada się cieszyć, że pierwszą turę wygrał pan Macron, który w przeciwieństwie do Marine Le Pen nie chce wyjścia Francji z Unii i z NATO. Jest również stosunkowo sceptyczny wobec Rosji. Niestety jego kandydatura to droga w kierunku Unii dwóch prędkości i większej integracji. Z takim prezydentem Francji, bo jestem przekonany, że Emmanuel Macron wygra wybory, przyjdzie nam współpracować.

Czyli w porównaniu z populistyczną Le Pen - lewicowy centrysta to mniejsze zło?

Nie chciałbym używać takich pojęć. Polska będzie współpracować z każdym demokratycznie wybranym politykiem, również we Francji. Skoro my nie lubimy, jak inne państwa ingerują w nasze sprawy wewnętrzne, nie powinniśmy się zachowywać podobnie.

Jak pan czyta wynik tych wyborów w szerszym kontekście? Mówi się, że to symboliczny kres podziału francuskiej sceny politycznej na czystą prawicę i lewicę. A może to syndrom zmiany paradygmatu, który ma zasięg globalny?

Bardzo ciekawe pytanie - oczywiście to, co dzieje się we Francji, nie jest specyfiką mieszkańców ziem nad Sekwaną i Loarą. To część procesu zmian preferencji wyborczych, który obserwujemy w Europie. Jeśli słyszę panią Thun Und Hohenstein, która mówi, że wszystko jest znakomicie, bo w Austrii, Holandii i we Francji postawiono tamę zatrzymującą zalew populizmu i eurosceptycyzmu - śmieję się w kułak.

Dlaczego?

Ponieważ to podejście ideologiczne, a nie merytoryczne. Trzeba być ślepym, żeby nie zauważyć sytuacji, w której znacznie zwiększają się aktywa polityczne - czyli głosy - oddawane na twardą antyunijną prawicę i lewicę. Przecież, o czym zabrania mówić polityczna poprawność wielu mediom w Polsce i we Francji, Le Pen i Melenchon zgadzali się co do jednego: „wyprowadzić kraj z Unii i NATO, establishment na śmietnik”. Jeśli ponad 40 proc. głosów padło na kandydatów antyestablishmentowych, to dobitnie świadczy o nastrojach w społeczeństwie, które są dalekie od zachowania status quo. Podobnie kandydat na prezydenta w Austrii, choć przegrał, zyskał poparcie prawie 50 proc. wyborców, a Geert Wilders wyraźnie zwiększył w Holandii posiadaną liczbę reprezentantów w parlamencie. Zwracam również uwagę, że w czerwcu we Francji odbędą się wybory parlamentarne. W sposób oczywisty ich politycznym beneficjentem nie będzie nieistniejąca w praktyce partia Macrona, ale posiadający swoje zaplecze Front Narodowy Le Pen. W ten sposób będzie w stanie wsadzić nogę w polityczne drzwi francuskiego parlamentaryzmu i wystawić oraz wprowadzić większą reprezentację, również w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Zaskoczyły pana słowa Francoisa Fillona, który przekazując swoje poparcie Emmanuelowi Macronowi stwierdził, że: „nie ma innego wyboru jak głosować przeciw radykalnej prawicy?”

Nie byłem tymi słowami zaskoczony, ponieważ tę gadkę słyszymy w V Republice od zawsze. Tylko lokalni działacze Republikanów czasami łamią dyscyplinę, a reszta funkcjonuje na zasadzie „kruk krukowi oka nie wykole”. Lewica, centrum czy prawica, to w końcu tradycyjna elita władzy.

To wybory we Francji, ale w międzyczasie odbyły się inne, w których brał pan udział. Były zapowiedzi prezesowania Polskiemu Komitetowi Olimpijskiemu, ale w ostatniej chwili wycofał pan swoją kandydaturę i przekazał poparcie obecnemu prezesowi, Andrzejowi Kraśnickiemu. Dlaczego?

Być może zadecydowały geny, bo mój ojciec był reżyserem teatralnym i okazało się, że budowanie dramaturgii widocznie mam we krwi. A teraz śmiertelnie poważnie: cieszę się z wyboru do zarządu PKOL, szczególnie że szereg polityków z prawicy i lewicy zostało w tych wyborach do władz PKOL wyciętych. Będę działał w Polskim Ruchu Olimpijskim, zaś co do ubiegania się o fotel prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego to nie mogę z góry tego wykluczyć, w przyszłości na pewno nie będę z góry rezygnował. Pokazałem też, iż potrafię własne ambicje i ego schować do kieszeni, tak aby wygrała jedność ruchu olimpijskiego i polskiego sportu.

Takie postawienie sprawy sugeruje, że pana kandydatura zagrażała owej jedności…

Nie, to potwierdzało jedynie, że środowisko chciało jedności, a nie wyborów konfrontacyjnych, a ja wiedząc, że sport to gra zespołowa, podporządkowałem własne interesy dla jedności PKOL i dobrze zrobiłem.

Jak pan odebrał uszczypliwość Zbigniewa Bońka, który już w trakcie pańskiego przemówienia tweetował: „Ryszard zabrał głos, czy zrezygnuje na koniec?”. Odnosił się tym samym do sytuacji, w której również wycofał się pan z wyścigu o fotel szefa PZPN w 2012 roku.

Nie odbieram tych słów jako złośliwości, wtedy zrezygnowałem wcześniej. Myślę, że Zbyszek jako jeden z nielicznych to, co zrobiłem przewidział. Chciałem mu podziękować za jego dobre słowa na mój temat już po wyborach. Boniek powiedział wówczas, że znam się na sporcie i zawsze byłem człowiekiem sportu. Miło to usłyszeć z ust kogoś, kto zasiada w komitecie wykonawczym UEFA.

Od dłuższego czasu spekuluje się na temat możliwej rekonstrukcji rządu. W tym kontekście najczęściej wymieniany jest Witold Waszczykowski, który miałby zostać w czerwcu ambasadorem Polski przy ONZ. Nie jest tajemnicą, że jest pan typowany na miejsce nowego szefa MSZ.

To są decyzje szefa partii Jarosława Kaczyńskiego oraz szefa rządu pani Beaty Szydło. Gdzież mi, skromnemu wiceprzewodniczącemu Parlamentu Europejskiego, komentować te doniesienia.

Czyli o rekonstrukcji nic pan nie wie?

Ja nie powiedziałem, że nie wiem, tylko powiedziałem, że nic mówić w tej sprawie nie będę.

Rozmawiał Marcin Makowski, WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
francjamarine le penryszard czarnecki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)