Rydzyk ma płacić więcej. Kolejny kłopot szefa Radia Maryja
Wojewoda kujawsko-pomorski Michał Sztybel podjął zdecydowane działania, by podnieść stawki opłat za grunty, na których redemptoryści postawili Muzeum Pamięć i Tożsamość w Toruniu. Dziwi się, że rząd PiS i władze tego miasta nie zrobili tego wcześniej.
Wojewoda zaczął się przyglądać tym gruntom między innymi po publikacji Wirtualnej Polski, w której podaliśmy informację że zakonnicy zaczęli organizować w tym miejscu odpłatne koncerty i pokazy filmowe. A warunkiem przyznania im dzierżawy za bezcen, był zakaz działalności komercyjnej.
Po dokładnej analizie dokumentów, którą podjął nowy wojewoda, okazało się, że prezydent Torunia nie kontrolował tej kwestii w ubiegłych latach. Obowiązujące stawki ustalono w 2018 r. Michał Sztybel uznał, że to niedopuszczalne, żeby nie zaktualizowano wartości nieruchomości, skoro od tych wartości naliczano (procentowo) opłaty. Prezydent Michał Zaleski może mieć z tego powodu problemy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Politycy prawicy podsłuchiwani. "Dla niektórych to może być szok"
"Wojewoda Kujawsko–Pomorski podjął decyzję o rozpoczęciu kontroli działań podejmowanych przez Prezydenta Miasta Torunia realizującego zadania zlecone z zakresu administracji rządowej, obejmującą między innymi aktualizację opłat z tytułu użytkowania wieczystego. Brak działań jest szkodą dla Skarbu Państwa i może być naruszeniem dyscypliny finansów publicznych" - czytamy w komunikacie Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy.
Michał Sztybel w czwartek skierował pismo do samorządowca, w którym poinformował go, że "należy niezwłocznie podjąć działania zmierzające do aktualizacji opłat z tytułu użytkowania wieczystego przedmiotowych nieruchomości, co spowoduje wzrost ponoszonej opłaty na rzecz Skarbu Państwa".
O co chodzi w całym zamieszaniu?
Redemptoryści dostali w 2017 r. za bezcen działki Skarbu Państwa, zobowiązując się, że wybudują tam muzeum. To atrakcyjne tereny w zachodniej części Torunia, między Wisłą i wylotówką na Bydgoszcz, gdzie mieli już swój kościół, uczelnię, a także budowali geotermię i mieli w planach Park Pamięci Narodowej z tężniami solankowymi (podatnicy zasponsorowali im te przedsięwzięcia w kolejnych latach dzięki decyzjom rządu PiS).
Prezydent Torunia jako starosta powiatowy reprezentował w tej sprawie Skarb Państwa w imieniu wojewody, więc to on odpowiada za część działań i decyzji.
Sprawa od początku miała kuriozalny charakter, ponieważ zarówno ówczesny wojewoda z rządu PiS, jak i prezydent Torunia, działali błyskawicznie, załatwiając wszystkie formalności w zaledwie 11 dni. Nie mieli nawet pojęcia, jakiego typu muzeum ma tam powstać.
Redemptoryści dostali działki "w drodze wyjątku" bez przetargu we wieczyste użytkowanie - z olbrzymią bonifikatą, ale pod jednym skromnym warunkiem: że nie będzie tam prowadzona działalność komercyjna.
W ostatnich latach minister kultury w rządzie PiS Piotr Gliński zdecydował, że muzeum powstanie za 224 mln zł z pieniędzy podatników. Teoretycznie zakonnicy mają je prowadzić wspólnie z resortem, ale praktycznie mieli wolną rękę w realizacji pomysłu. Stwierdzili, że jedną z kluczowych sal poświęcą Radiu Maryja, a szefem całego przedsięwzięcia ustanowili ojca Jana Króla, prawą rękę ojca Rydzyka.
Po wielu perturbacjach kilka miesięcy temu oficjalnie otworzyli muzeum przy udziale czołowych polityków PiS i hierarchów kościelnych, a potem ogłosili, że pokłócili się z wykonawcą i nie mogą dokończyć części muzealnej budynku, więc nie wiadomo, kiedy będzie można je zwiedzać. Na razie więc zwiedzania nie ma.
Jednakowoż doszli do wniosku, że można z niego robić inny użytek.
Redemptoryści twierdzą, że im wolno
8 lutego ujawniliśmy w Wirtualnej Polsce, że zakonnicy zaczęli w nim organizować odpłatne wydarzenia kulturalne, mimo że mieli zakaz prowadzenia działalności komercyjnej. Chodzi o spektakle, koncerty i pokazy filmowe. Cena to przeważnie kilkadziesiąt złotych, chociaż za koncert noworoczny i recital fortepianowy duchowni pobierali prawie 100 zł.
W muzeum, jak się okazało, wybudowali olbrzymią aulę, która wygląda jak pokaźna sala koncertowa na kilkaset miejsc, choć przy staraniach się o środki przekonywali, że będzie to "audytorium", mimo że tą nazwą określa się głównie sale wykładowe (do wykładów nadal używają auli w swojej uczelni, która sąsiaduje z muzeum).
W marcu założona przez redemptorystów fundacja Lux Veritatis nadesłała do toruńskiego ratusza swoje stanowisko. Wynika z niego, że muzeum nie jest już formalnie "muzeum", tylko "Zespołem Zabudowy Muzealno-Audytoryjnej i Naukowo-Twórczej". A to otwiera drogę do różnej interpretacji celu jego działalności.
Ojciec Rydzyk i jego współbracia są zdania, że organizując na terenie muzeum odpłatne koncerty i pokazy, realizują cel, w jakim za bezcen przekazano im grunty. Wszelkie "pożytki" mają zamiar przeznaczać na cele statutowe muzeum. Uważają, że nie stanowią one zysku i nie robią nic, co przejawia znamiona "celów zarobkowych".
- W swojej odpowiedzi fundacja informuje również, że nie prowadzi na jej nieruchomościach jakiejkolwiek działalności; nie czerpała i nie czerpie z niej dochodów oraz że muzeum jest jednostką organizacyjną nienastawioną na osiąganie zysku - przedstawiła stanowisko redemptorystów Malwina Jeżewska, rzeczniczka toruńskiego urzędu miasta.
Jak wynika z dokumentów, które widzieliśmy, zanim jeszcze wpłynęło ich stanowisko, sprawę próbował już wyjaśniać wiceprezydent Torunia, który "poinformował, że przedmiotowe nieruchomości zostały zagospodarowane zgodnie z celem wskazanym w umowach".
Wojewoda Michał Sztybel na tym sprawy jednak nie zamknął.
- Skierował pismo do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego o udzielenie informacji, jaka działalność jest prowadzona na nieruchomościach przez muzeum i czy czerpane są z niej dochody, a jeżeli tak, to w jakiej wysokości oraz na jakie cele są one wydatkowane - poinformowała Wirtualną Polskę Natalia Szczerbińska, rzeczniczka wojewody.
Ojciec Rydzyk i jego współbracia mają na głowie jednak więcej problemów. Nowy rząd prześwietla wszystkie wydatki, które poprzedni przelał na ich dzieła w Toruniu. Politycy koalicji nie wykluczają, że zabiorą część tych dotacji.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski