Rybnik. Jest decyzja sądu ws. zatrzymania właściciela klubu
Zatrzymanie właściciela klubu w Rybniku było niezasadne. Decyzję w tej sprawie wydał rybnicki sąd rejonowy. Przedsiębiorca, który otworzył lokal mimo obostrzeń pandemicznych, poinformował już, że będzie domagać się zadośćuczynienia i odszkodowania od policji.
Do zatrzymania 33-letniego Marcina K. doszło 5 lutego w budynku Komendy Miejskiej Policji w Rybniku. Przedsiębiorca przyszedł do funkcjonariuszy, aby przekazać nagrania, na których miały być zarejestrowane naruszenia przepisów, jakich rzekomo dokonali mundurowi w czasie interwencji w jego klubie kilka dni wcześniej.
Właściciela klubu ostatecznie spędził noc w policyjnej izbie zatrzymań. Opuścił ją kolejnego dnia po przesłuchaniu przez prokuratora. Wraz z nim na komendzie był również aktywista z grupy działającej wokół Strajku Przedsiębiorców.
- Sąd uznał, że moje zatrzymanie na komisariacie w momencie, gdy zanosiłem dowody przeciwko nielegalnemu wejściu policji i napaści na naszych gości było nielegalne i niezasadne. Pamiętajmy, że mamy konstytucyjne prawo do wolności - powiedział na konferencji prasowej właściciel rybnickiego lokalu.
Zobacz też: Dramatyczna sytuacja w Indiach. Polacy relacjonują sytuację z epicentrum pandemii
Zatrzymanie właściciela klubu w Rybniku. Policja nie komentuje orzeczenia sądu
W sprawie zatrzymania 33-latka wypowiedziała się rzeczniczka śląskiej policji podinspektor Aleksandra Nowara. Przekazała, że aktualnie policja czeka na otrzymanie uzasadnienia wyroku sądu. Dopiero wtedy zapadnie decyzja o ewentualnym odwołaniu.
Żona przedsiębiorcy zapowiedziała, że wraz z mężem będą domagać się zadośćuczynienia i odszkodowania za nielegalne i niezasadne zatrzymanie. Chcą też, aby wyciągnięto konsekwencje dyscyplinarne wobec dowódcy policyjnej akcji, do której doszło 30 stycznia. Mimo restrykcji pandemicznych w klubie zorganizowano imprezę. Miały miejsce przepychanki z funkcjonariuszami, użyto m.in. ręcznych miotaczy gazu, pałek i granatów hukowych.
Właściciel klubu usłyszał zarzut sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób poprzez stworzenie zagrożenia epidemiologicznego. Grozi mu za to od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Sanepid nałożył na niego 60 tys. zł kary.