Rusza telefon zaufania dla Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii
Na zewnątrz często są mili i czarujący, w domu zamieniają się w potwory. Przemoc domowa wśród Polaków mieszkających na Wyspach Brytyjskich zbiera obfite żniwo. – Problem jest poważny, dlatego postanowiliśmy uruchomić telefon zaufania – mówi Ewa Wilcock w rozmowie z Piotrem Gulbickim, korespondentem Wirtualnej Polski w Londynie.
WP: Od ponad roku prowadzi pani stronę internetową „Nowe życie bez przemocy”.
Dokładnie od grudnia 2012 roku. Jej popularność, co widać po liczbie wejść, systematycznie rośnie. Ludzie szukają pomocy, jednak informacje w internecie nie rozwiążą problemu, dlatego niebawem powstanie telefon zaufania. Projekt realizuję wspólnie z organizacją Cheshire Without Abuse. Będziemy udzielać porad po polsku i zastanawiać się, jakie dalsze kroki należy podjąć w konkretnej sytuacji. A wachlarz możliwości oferowany przez brytyjskie instytucje jest bardzo szeroki.
WP: Wy będziecie pośrednikiem?
W pewnym sensie. Dla wielu Polaków często zaporą są problemy językowe, sami nie są w stanie załatwić swoich spraw, kiedy w grę wchodzi język angielski. Wychodzimy im naprzeciw. Na co dzień jestem tłumaczką – współpracuję z policją, prokuraturą, sądami – więc znam takie historie z pierwszej ręki.
WP: Jak duża jest skala zjawiska?
Trudno jednoznacznie określić, gdyż w oficjalnych statystykach nie jest podawana narodowość osób doświadczających przemocy. Podobnie jest w przypadku aresztowań w tego typu sprawach. Natomiast, według ogólnych danych, w Wielkiej Brytanii przemocy domowej przynajmniej raz w życiu doświadczyło 40 proc. kobiet i 26 proc. mężczyzn. Można założyć, że podobny odsetek dotyczy mieszkających tu Polaków.
WP: Dużo…
Dużo. A zważmy, że rzeczywiste liczby są jeszcze większe, gdyż wiele spraw w ogóle nie wychodzi na światło dzienne. Natomiast, co warto podkreślić, kroki podejmowane w takich sytuacjach przez brytyjskie instytucje są bardzo konkretne, a pomoc można uzyskać na różnych płaszczyznach – od interwencji policji, przez wsparcie ze strony psychologów i kuratorów, po działania prawne. Zasadą jest, że osoba pokrzywdzona musi mieć zapewnione bezpieczeństwo, sądy bardzo poważnie traktują tego typu przypadki. Trudno jest np. wycofać raz złożone zeznania.
WP: Dominuje przemoc fizyczna.
Najczęściej są to pobicia, duszenie, gwałty. Ale oprawcy znęcają się nad swoimi ofiarami również psychicznie – ubliżając im, poniżając, grożąc uszkodzeniem ciała, zabójstwem czy odebraniem dzieci. Zakres takich spraw jest szeroki i nie dotyczy tylko kobiet. Niedawno miałam do czynienia z Polakiem, który przeszedł domową gehennę. Ciężko pracował na utrzymanie rodziny, opiekował się synem, podczas gdy żona kontrolowała oba konta, pobierała wszystkie zasiłki, a na boku zdradzała go. Kiedy mężczyzna stracił pracę, stał się pośmiewiskiem – dokuczała mu również rodzina żony. Ostatecznie kobieta zabrała dziecko i zgłosiła się na policję, oskarżając męża o pobicie jej oraz próbę porwania i zabójstwa syna. W trakcie postępowania okazało się, że człowiek jest niewinny.
WP: Rodzinne kłótnie i konflikty odbijają się również na psychice dziecka.
I to bardzo mocno. Tym bardziej, że w tutejszych realiach 90 proc. dzieci znajduje się w tym samym pokoju, w którym dochodzi do przemocy, bądź w pokoju obok. Na co dzień obserwują to, co się dzieje, a potem to odreagowują. W różny sposób. Są zalęknione, nieśmiałe, zdarzają się im napady złości bądź agresji.
Odrębną kwestią jest bezpośrednia przemoc wobec najmłodszych. W ubiegłym roku głośna była sprawa Daniela Pełki, maltretowanego fizyczne i psychicznie 4-latka, zagłodzonego na śmierć przez matkę i jej partnera. Ale podobnych, chociaż nie tak drastycznych przypadków, jest więcej, brytyjskie sądy odbierają polskim rodzinom około stu dzieci rocznie. Niedawno byłam tłumaczką w sprawie chłopczyka, który przyszedł posiniaczony do szkoły i twierdził, że został pobity przez matkę i ojczyma. Innym razem dziewczynka trafiła do szpitala ze złamaną nogą oraz podrapaniami na twarzy.
WP: Co leży u podstaw agresji wobec najbliższych?
Często do przemocy dochodzi pod wpływem alkoholu bądź innych używek. Ale problem jest głębszy, jego korzenie leżą w chęci kontroli i panowania nad drugą osobą – po to, żeby uzyskać uprzywilejowaną pozycję w domu. Dużą rolę gra tu wychowanie i przekonania oprawcy. I nie ma reguł – problem może dotyczyć praktycznie każdego. Weźmy chociażby niedawny przypadek gwiazdy telewizyjnej Nigelli Lawson, którą w restauracji mąż chwycił za gardło tak, jakby chciał ją udusić.
WP: Ale tak zwane patologiczne rodziny są bardziej na to narażone.
To jeden ze stereotypów, nie do końca zgodny z prawdą. Do takich przypadków dochodzi wszędzie – wśród rodzin inteligenckich, ludzi świetne sytuowanych i wykształconych. Na zewnątrz są to czarujące osoby, tymczasem w domu przeistaczają się w potwory.
WP: Jakie są inne stereotypy?
Często można usłyszeć, że ofiara jest sama sobie winna, bo zachowuje się prowokująco. To duże uproszczenie.
WP: A stres emigranta?
Na pewno kłopoty finansowe, aklimatyzacja w nowym środowisku czy problemy ze znalezieniem pracy na obczyźnie stwarzają dodatkową presję, zaostrzając sytuację. Owszem, to może stymulować pewne reakcje, ale nie leży u ich podłoża.
WP: Ofiary często nie zgłaszają spraw na policję.
Bo albo się boją, albo się wstydzą, albo wydaje im się, że to tylko chwilowy kryzys. Niestety, z reguły potem następuje cały ciąg zdarzeń – przy czym dręczyciele potrafią być bardzo przebiegli i zmieniać swoją taktykę. Dlatego, jeśli widzimy, że komuś dzieje się krzywda, zgłaszajmy takie sytuacje. Podgłośnienie telewizora, kiedy zza ściany dochodzą odgłosy przemocy, jest przymykaniem oka na dziejącą się komuś krzywdę, bądź nawet na dokonywane właśnie przestępstwo.
Przeczytaj w serwisie NaSygnale.pl: Ojciec do córki: dobrze, że straciłaś dziewictwo ze mną