Rozpętali wojnę i zabili prezydenta... na niby
Koszmar wojny powraca. Rosyjskie czołgi wjechały do Gruzji, samoloty rozpoczęły bombardowanie. Jeszcze bardziej zatrważająca okazała się "informacja z ostatniej chwili" - gruziński prezydent, Micheil Saakaszwili, został zabity. Reportaż gruzińskiej telewizji Imedi wywołał panikę w kraju. Problem w tym, że był sfabrykowany. Szef stacji broni jednak materiału. Tymczasem rosyjskie MSZ określiło reportaż jako "nieodpowiedzialny".
Przed nadaniem reportażu wyemitowano krótki zwiastun, że chodzi o "symulację", lecz w samym materiale nie podano już, iż nie jest on relacją z prawdziwych zdarzeń. Ludzie wpadli w panikę - zanotowano rekordową liczbę zgłoszeń na pogotowie ratunkowe z powodu licznych omdleń i problemów z sercem; sieci telefonii komórkowych nie wytrzymywały obciążenia.
Po co taki reportaż?
Szef gruzińskiej, prywatnej, prorządowej telewizji Imedi, Giorgi Arweladze, broni jednak autorów materiału. Według Arweladze, telewidzowie powinni byli zrozumieć, iż nie chodzi o rzeczywistą sytuację. Oświadczył, że w związku z emisją "nie przewiduje ani zmian personelu, ani żadnych dymisji" w swojej stacji.
Jednocześnie przeprosił za "szok", jaki wywołał kontrowersyjny film. Zapewnił, że jego celem "nie było przestraszenie ludzi".
- Naszym celem było opowiedzenie o zagrożeniach dotyczących bezpieczeństwa, w obliczu których stoi nasz kraj - oświadczył szef Imedi, cytowany na stronie www.civil.ge. - Naszym celem było pokazanie w sposób otwarty przygotowywanego przez Moskwę planu z wszystkimi jego bolesnymi szczegółami - dodał.
Scenariusz fałszywej wojny
Scenariusz reportażu zakładał, że rosyjskie oddziały zostały wezwane do Tbilisi przez gruzińską opozycję, a obecny prezydent Micheil Saakaszwili został zabity. Reportaż opatrzono zdjęciami z czasów kilkudniowej wojny, którą Rosja i Gruzja stoczyły o separatystyczną Osetię Południową w sierpniu 2008 roku.
Na sfabrykowanym, 20-minutowym materiale widać nawet prezydenta Rosji, Dmitrija Miedwiediewa. Miał on powiedzieć, że Moskwa jest zobligowana do podjęcia ostatecznej decyzji, by podtrzymać pokój między krajami na Kaukazie. Na drodze do pokoju stoi jednak Saakaszwili, który chce zdestabilizować region.
Dziennikarz Imedi zapowiadał również, że do Tbilisi przylecą prezydenci Czech, Polski, by wesprzeć Gruzinów. Swoje poparcie ogłosił także amerykański prezydent, Barack Obama.
Co by było gdyby...
Stacja Imedi nie kryje, że reportaż był swoistą odpowiedzią na niedawne spotkania dwójki liderów gruzińskiej opozycji, w tym byłej przewodniczącej parlamentu Nino Burdżanadze, z premierem Rosji Władimirem Putinem. Telewizja chciała pokazać, jak sytuacją mogła się potoczyć.
Zdaniem gruzińskiej opozycji, cała odpowiedzialność za przygotowanie i następstwa reportażu spoczywa na władzach, które zmonopolizowały media.
Nino Burdżanadze mówiła o "potwornej prowokacji" - podaje agencja dpa. Jej zdaniem, broniący reportażu prezydent Saakaszwili chciał wykorzystać strach mieszkańców Gruzji przed Rosjanami, aby utrzymać stanowisko. Według Saakaszwilego, materiał był "nieprzyjemny, ale maksymalnie realistyczny".
Rosja: to paranoja
Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zarzuciło gruzińskim władzom "paranoję", a dziennikarzom telewizji Imedi "brak odpowiedzialności".
- Machinacje Imedi są nieodpowiedzialne i niemoralne - ocenił rzecznik MSZ Rosji Andriej Niestierienko. Wezwał wspólnotę międzynarodową do potępienia emisji reportażu. Ten sfabrykowany reportaż "zaszkodził bezpieczeństwu i stabilizacji w regionie" - zaznaczył. - Prezydent Gruzji nie krył swej aprobaty dla tego skandalicznego programu, którego scenariusz uznał za "bardzo bliski rzeczywistości" - powiedział Niestierienko. Jak ocenił, "polityczna paranoja nigdy nie przyniosła niczego dobrego".
Kraj w panice
Jak pisze niemiecka agencja, fałszywy reportaż wywołał w Gruzji chaos. Mieszkańcy panicznie wykupywali benzynę. Największe zdenerwowanie panowało w zajętym w sierpniu 2008 roku przez rosyjskich żołnierzy mieście Gori. Tamtejsze służby ratownicze bezustannie musiały wyjeżdżać na interwencje. Według jednego z parlamentarzystów matka gruzińskiego żołnierza, która oglądała program, zmarła na zawał serca.
W spontanicznej demonstracji w niedzielę w Tbilisi około 500 ludzi domagało się ukarania odpowiedzialnych za emisję programu. Imedi przepraszała telewidzów na pasku emitowanym na dole ekranu. Grozi jej fala pozwów od wstrząśniętych widzów.