Roszady w Korei Południowej. Ludzie prezydenta odchodzą
Współpracownicy prezydenta Korei Południowej Jun Suk-jeola zaproponowali masową rezygnację po tym, jak odwołano stan wojenny w kraju - podają koreańskie media. Wiele też wskazuje, że część kluczowych ministrów nie miała z wyprzedzeniem wiedzy o planach prezydenta.
04.12.2024 | aktual.: 04.12.2024 08:22
We wtorek późnym wieczorem czasu koreańskiego prezydent Jun Suk-jeol ogłosił wprowadzenie stanu wojennego w celu ochrony kraju przed "zagrożeniem ze strony północnokoreańskich sił komunistycznych". Wiele jednak wskazuje, że nie chodziło o zagrożenie militarne ze strony Pjongjangu, ale chęć spacyfikowania wewnętrznej opozycji.
Parlamentarzyści, głównie opozycjoniści, ruszyli na głosowanie do Zgromadzenia Narodowego, by odrzucić decyzję prezydenta. Choć wojskowi blokowali im wejście, to część parlamentarzystów przechodziła przez płot. Tym samym udało się zebrać kworum - 190 deputowanych zagłosowało za wycofaniem się ze stanu wojennego. Co interesujące - Junowi sprzeciwiło się kilkunastu parlamentarzystów z jego własnej partii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak podają koreańskie media, po odrzuceniu stanu wojennego przez parlament najbliżsi współpracownicy prezydenta zrezygnowali ze swoich funkcji. Chodzi m.in. o dyrektora Biura Bezpieczeństwa Narodowego, szefa gabinetu politycznego, głównego sekretarza i kilku innych wysokich rangą członków prezydenckiej administracji.
Choć pojawiały się plotki, że do dymisji poda się rząd, to premier Han Duk-su w swoim przesłaniu do narodu podkreślił, że gabinet będzie "dalej wypełniał swoje obowiązki".
Na razie nie wiadomo, co się stanie z samym prezydentem Junem. Jego własna partia jest na niego wściekła, a opozycja domaga się impeachmentu i pociągnięcia go do odpowiedzialności.
Nie wszyscy ministrowie wiedzieli o planach prezydenta?
Sama sprawa procesu wprowadzania stanu wojennego przez Juna jest wyjaśniana. Media informują bowiem, że spora część ministrów nie wiedziała o planach z wyprzedzeniem. "Chosun Ilbo" podaje, że w strategię Juna nie był wprowadzony np. minister spraw wewnętrznych i bezpieczeństwa Li San-min. Przez większość dnia realizował swój harmonogram. Jedno ze spotkań miał jednak nagle opuścić i udać się do Seulu na spotkanie z prezydentem.
Urzędnik resortu podkreślił, że "minister Li nie sugerował wprowadzenia stanu wojennego" oraz "nie ma potwierdzenia, czy się na to zgodził".
Opozycja domaga się dymisji Li. "Chosun Ilbo" wskazuje, że wprowadzenie stanu wojennego mogą prezydentowi zalecić właśnie szefowie resortu spraw wewnętrznych lub resortu obrony.
Jednocześnie analitycy wskazują, że resort Li nakazał samorządom zamknięcie urzędów 3 grudnia, gdy prezydent Jun ogłosił stan wojenny. Ministerstwo przekonuje jednak, że było to standardowe działanie w przypadku sytuacji awaryjnych.
Czytaj więcej:
Źródło: "Chosun Ilbo", Yonhap