Rosyjskie MSZ "ostrzega" Polskę. "Weźmiemy to pod uwagę"
Rosyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych zabrało oficjalne stanowisko wobec incydentu w polskim Przewodowie, gdzie w wyniku eksplozji zginęły dwie osoby. Kreml stanowczo komentuje: "to antyrosyjska histeria".
Wiele informacji, podawanych przez rosyjskie media, nie jest prawdą. Takie doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Federacji Rosyjskiej.
Głos w sprawie incydentu na Lubelszczyźnie po dziesięciu dniach zabrała rosyjska dyplomacja. Rosyjska agencja informacyjna RIA Novosti podała w czwartek, ponad tydzień po zdarzeniu na terenie polskiej miejscowości Przewodów przy granicy z Ukrainą, że Moskwa nie planuje "pospiesznych działań" w związku z pierwszą reakcję Warszawy, która w pierwszej chwili wezwała rosyjskich dyplomatów i zażądała wyjaśnień, ale "weźmie to pod uwagę w przyszłości".
Rosjanie odnoszą się w ten sposób do noty dyplomatycznej z 15 listopada, w której Polska wezwała do wytłumaczenia sprawy. Rząd w Warszawie już stwierdził, że to nie była rakieta wystrzelona przez Rosjan, lecz pocisk z ukraińskiego systemu obrony przeciwlotniczej, służącego do niwelowania rosyjskich zmasowanych ataków na miasta Ukrainy. Pierwsze reakcje dyplomatyczne poczynione zostały w kilka godzin po tym, jak doszło do wybuchu na Lubelszczyźnie.
Rosyjskie MSZ reaguje. "Mowa o naszym zaangażowaniu to prowokacja"
Rosyjski resort powiadomił, że 16 listopada MSZ w Moskwie wezwało charge d’affaires RP w Rosji Jacka Śladewskiego. Na jego ręce złożone zostało pismo z protestem przeciwko "nasileniu antyrosyjskiej histerii pod naciąganym pretekstem".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie planujemy żadnych pochopnych działań w tym kontekście, ale weźmiemy to pod uwagę w ogólnym kontekście naszych relacji z Polską" - podsumował oficjalnie resort.
Szybko okazało się, że nie chodzi o pociski wystrzelone przez Rosję, a rosyjskie ministerstwo obrony oświadczyło, że nie przeprowadziło żadnych uderzeń w rejonie granicy ukraińsko-polskiej. Potwierdza to stanowisko polskich władz, które jednocześnie stwierdzają, że choć zdarzenie nie było dziełem Rosji, to wypadek nie wydarzyłby się, gdyby nie rosyjskie działania wojenne związane z inwazją na Ukrainę.
"Wszelkie wypowiedzi o zaangażowaniu Moskwy są prowokacją. Eksperci doszli do wniosku, że zdjęcia z miejsca zdarzenia przedstawiają fragmenty ukraińskiej rakiety dla kompleksu S-300" - podkreślają Rosjanie.
Sprawa dzieje się w czasie, gdy na ukraińską ziemię wciąż spadają tysiące rosyjskich rakiet, wystrzelonych tylko po to, by niszczyć krytyczną infrastrukturę Ukrainy. Rosyjska dyplomacja wysłała wyraźne ostrzeżenie, że polską reakcję na zdarzenie "weźmie pod uwagę w ogólnym kontekście relacji z Warszawą".