Rosyjskie cyberataki w USA. Amerykańskie służby badają sprawę listopadowych wyborów prezydenckich
• "WP": Celem śledztwa jest "zrozumienie zasięgu i intencji rosyjskiej kampanii"
• Chodzi o ewentualne cyberataki na wyborcze systemy komputerowe
• Pracami grupy kieruje dyrektor krajowego wywiadu James R. Clapper
• Przedstawiciel rządu: intencją Kremla może być wywołanie chaosu
Amerykańskie agencje wywiadowcze i organy ścigania badają sprawę prowadzonych przez Rosję tajnych operacji mających podważyć zaufanie do listopadowych wyborów i do wszelkich instytucji politycznych w USA - podał "Washington Post".
Powołując się na przeważnie anonimowe źródła w wywiadzie i Kongresie, dziennik pisze, że celem śledztwa jest "zrozumienie zasięgu i intencji rosyjskiej kampanii, w której używa się cybernarzędzi w celu włamywania się do systemów komputerowych wykorzystywanych w życiu politycznym, aby zwiększyć zdolność Rosji do szerzenia dezinformacji".
Pracami mającymi na celu wykrycie i zrozumienie rosyjskich operacji kieruje dyrektor krajowego wywiadu James R. Clapper. Bada się także groźbę zakłócenia wyborów. FBI ostrzegło już władze stanowe i lokalne przed ewentualnymi atakami na wyborcze systemy komputerowe.
Anonimowi rozmówcy "Washington Post" zastrzegli, że wywiad nie twierdzi, iż ma "pewne dowody" rosyjskich manipulacji czy planów tego rodzaju. Podkreślają jednak, że jakiekolwiek naruszenie integralności amerykańskiego systemu wyborczego będzie traktowane bardzo poważnie.
Jak powiedział jeden z przedstawicieli rządu, intencją Kremla może nie być wpływanie na wynik amerykańskich wyborów prezydenckich, lecz tylko wywołanie chaosu i dostarczenie materiału do propagandy atakującej politykę popierania demokracji przez USA na całym świecie, zwłaszcza w krajach dawnego ZSRR i krajach dawnego bloku sowieckiego w Europie Wschodniej.
W czerwcu agenci rządu rosyjskiego - jak ustalił wywiad amerykański - włamali się do komputerów Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej (DNC). Zdobyte w ten sposób 20 tysięcy maili opublikował następnie portal WikiLeaks w czasie przedwyborczej konwencji Republikanów w Cleveland. Wywołało to szok w rządzie i Kongresie USA.
Członkowie Kongresu z obu partii wzywają prezydenta Baracka Obamę, aby publicznie oskarżył Rosję o to włamanie. "Jest jasne, że Rosja wyobraża sobie, iż nagroda za to (próby zakłócania procesu wyborczego - PAP) przewyższa jakiekolwiek konsekwencje. Ta kalkulacja wymaga zmiany. Trzeba będzie odpowiedzieć dyplomatycznie, politycznie i ekonomicznie, żeby przykręcić śrubę (rosyjskiemu prezydentowi Władimirowi) Putinowi i jego kumplom" - oświadczył senator republikański Ben Sasse.
Na konferencji prasowej po szczycie G-20 w Chinach Obama powiedział, że USA miały problemy z rosyjskimi cyberatakami "w przeszłości", i dodał, że "nie można dopuścić do tego, że (cyberprzestrzeń) staje się Dzikim Zachodem, gdzie kraje mające znaczący potencjał w tej dziedzinie zabierają się za niezdrową rywalizację za pomocą tych środków".
FBI wysłało bezprecedensowe ostrzeżenie do przedstawicieli stanowych władz
Rosja zaprzecza, jakoby dokonywała jakichkolwiek cyberataków w USA. Amerykańskie oskarżenia tego rodzaju Putin nazwał próbą "odwrócenia uwagi opinii publicznej" od innych problemów. W wywiadzie dla agencji Bloomberga wyraził jednocześnie zadowolenie, że maile DNC zostały ujawnione.
Maile te dostarczyły dowodów, że w prawyborach prezydenckich establishment Partii Demokratycznej od początku faworyzował Hillary Clinton i nie stworzył warunków równej walki jej głównemu rywalowi do nominacji do Białego Domu, senatorowi Bernie Sandersowi.
Ministerstwo Bezpieczeństwa Kraju zapowiedziało pomoc dla stanowych i lokalnych władz, aby zapobiec ewentualnym zakłóceniom wyborów przez włamania do systemów komputerowych. Specjalny zespół specjalistów w Krajowym Centrum Bezpieczeństwa Komputerowego ma alarmować poszczególne jurysdykcje o wykrywanych cyberatakach.
W sierpniu FBI wysłało bezprecedensowe ostrzeżenie do przedstawicieli stanowych władz odpowiedzialnych za organizację wyborów, by byli gotowi na odparcie ataków na swoje skomputeryzowane systemy wyborcze. Wykryto dotąd ataki na systemy w obu partiach oraz w stanach Arizona i Illinois.
Minister bezpieczeństwa kraju Jeh Johnson chce, aby systemy komputerowe używane w około 9 tys. punktów wyborczych w USA zostały zakwalifikowane jako część "krytycznej infrastruktury", co postawiłoby je na równi z takimi strategicznymi obiektami jak elektrownie atomowe. Umożliwiłoby także dofinansowanie z budżetu DHS lokalnych komisji wyborczych, aby takie procedury jak rejestracja do wyborów, oddawanie głosów i ich liczenie były mniej narażone na celowe zakłócenia.
Problemem jest zdecentralizowana organizacja wyborów w USA - w każdym stanie może być inna, gdyż zależy od miejscowych ustaw. Utrudnia to zabezpieczenie integralności wyborów w każdym okręgu, zwłaszcza tam, gdzie do głosowania służą komputery.