Rosyjscy propagandyści i ich geopolityczne ambicje
Kolejna groteskowa rozmowa w rosyjskiej telewizji państwowej. Propagandziści dyskutowali o tym, jak zamierzają pomóc Donaldowi Trumpowi w aneksji Grenlandii, Kanady i Irlandii.
Wiele informacji podawanych przez rosyjskie media lub przedstawicieli władzy to element propagandy. Takie doniesienia są częścią wojny informacyjnej prowadzonej przez Federację Rosyjską.
Władimir Sołowjow - czołowy propagandysta Kremla rzucił do swoich gości, że może Rosja pomoże mu z Grenlandią. Przypomnijmy, Donald Trump powiedział, że Stany Zjednoczone przejmą kontrolę nad Grenlandią "w taki czy inny sposób". Twierdził, że wyspa jest mu potrzebna dla "bezpieczeństwa narodowego, a nawet międzynarodowego".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosjanie akurat zajmowali pozycję. Ukraińcy tylko na to czekali
- A my pomożemy Trumpowi zdobyć Grenlandię. I Kanadę - słyszymy.
- I Irlandię - rzuca kolejny rozmówca. - On o nią nie prosił - odpowiada prowadzący.
- Może Irlandia chce do Rosji. Skąd wiesz? - rzuca kolejny.
- Podział Europy. Będziemy musieli odzyskać nasze bazy we wschodniej Europie, wrócić do Berlina, nauczyć kraje bałtyckie na nowo kochać język rosyjski. Czeka nas tyle pracy - mówi Sołowjow
Następnie rozmowa schodzi na politykę USA:
- Cała ta praca, o której mówisz, będzie możliwa tylko wtedy, gdy wybory w 2028 roku wygra J.D. Vance lub ktoś podobny. Bo jeśli Trumpowi podłoży się tyle kłód pod nogi, że przegra wewnętrzną walkę... A swoją drogą wygląda na to, że obie strony są gotowe pogłębiać konflikt wewnątrz USA, wtedy nie będziemy mieli o czym rozmawiać - stwierdził jeden z rozmówców.
Na koniec padło absurdalne i symboliczne podsumowanie: Wtedy Kalifornia będzie musiała wrócić do Meksyku. Fort Ross* – do swoich rdzennych właścicieli, Alaska wróci do domu. I Hawaje - zakończył Sołowiow.
* Fort Ross - rosyjska osada założona na wybrzeżu Pacyfiku na terenie, gdzie obecnie położone jest hrabstwo Sonoma w stanie Kalifornia.
Na pierwszy rzut oka rozmowa wygląda na absurdalny, żartobliwy dialog — ale w rzeczywistości to przemyślana mieszanka satyry, geopolitycznych aluzji i manipulacji opinią. Rosyjskie media (szczególnie propagandowe talk-showy) od lat stosują tę metodę: mówić o imperialnych ambicjach "żartem, ale tak trochę serio". To pozwala sondować reakcje publiczności i testować narracje.
Rosjanie regularnie są karmieni tego typu absurdalnymi teściami. Niedawno można było usłyszeć, że Finlandia, Warszawa, kraje bałtyckie i Mołdawia "powinny zostać zwrócone Imperium Rosyjskiemu".
Na antenie państwowej stacji człowiek Putina straszył Polskę, twierdząc, że każdy konflikt z Rosją skończy się "rozbiorem i rosyjskim żołnierzem w stolicy".