Pluton Putina przepadł. "Już panuje panika, domino poszło"

Gdy było jeszcze ciepło, z młodych i silnych pracowników miejscowej ciepłowni utworzyli trzy plutony i posłali w bój pod Awdijiwkę, gdzie toczą się krwawe walki. W gazowni było podobnie: prawie 900 chłopa poszło na front, 300 zginęło. Teraz w okupowanym Doniecku oburzają się, że kaloryfery są zimne, a gaz nie dochodzi do domów.

Putin przeprowadza mobilizację na obszarze Rosji oraz na okupowanych terenach Ukrainy, nie przejmując się ewentualnymi perturbacjami dla gospodarki
Putin przeprowadza mobilizację na obszarze Rosji oraz na okupowanych terenach Ukrainy, nie przejmując się ewentualnymi perturbacjami dla gospodarki
Źródło zdjęć: © Getty Images | 2022 Anadolu Agency
Tomasz Molga

04.12.2022 | aktual.: 04.12.2022 09:23

- Dlaczego nie ma ciepła? Wyobrażacie sobie, jak ludzie reagują? - krzyczał na szefów ciepłowni w Doniecku Denis Puszylin, szef samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej. Na objazd po lokalnych kotłowniach i rozmowy dyscyplinujące z ich kierownikami wziął ze sobą: wiceministra usług publicznych Walerija Leonowa, wicepremiera Jewgienija Solntsewa, ministra budownictwa Eduarda Osipowa, a także szefa administracji miejskiej Aleksieja Kulemzina. Wszystkie te VIP-y wysiadły z terenowych toyot pod kotłownią numer 139 i osaczyły dyrektora generalnego państwowej ciepłowni "Donbassteploenergo" Aleksieja Ciupkę.

- No ale... nasze raporty mówią, że ciepło jest produkowane. Może to wina silnych wiatrów? Może ludzie za dużą wietrzą? Wszystko może być - jąkał się z zakłopotania dyrektor ciepłowni.

- Rozumiem, że są trudności, ale praktycznie nic się nie zmieniło od czasu, kiedy przekazywałem wam apele obywateli. Powiedz, czego ci trzeba, a Moskwa nam dowiezie - grzmiał Puszylin i machał listą adresów domów, gdzie ciepło nie dochodzi.

- Tam, gdzie jest ukraiński ostrzał, trzeba dostarczyć elektryczne grzejniki. Sieć jest uszkadzana - odparł dyrektor.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Ot, szumowina! Kłamie!". Ciepłownicy poszli na front

Sceny, jak ciepłownicy zbierają cięgi od przywódcy Donieckiej Republiki Ludowej, w listopadzie opisał i pokazał propagandowy biuletyn władz "Donieckie Wiadomości". W całej historii nikt nie wspomniał o najważniejszym. 24 października ciepłownia "Donbassteploenergo" musiała zmobilizować 120 mężczyzn z 400-osobowej załogi. Oddział ciepłowników i palaczy wymaszerował na front w okolicach Awdijiwki, po czym przepadł w wojennej mgle.

"Tak naprawdę kotłownie nie pracują, bo brakuje ludzi. Emeryci i kobiety, którzy przejęli ich zadania, nie wyrabiają się z pracą" - ujawnia tymczasem rosyjski serwis Astra, czyli projekt "niezależnych rosyjskich dziennikarzy poddanych cenzurze lub prześladowaniom w Federacji Rosyjskiej" (jak przedstawiają się należące do niego osoby).

Szef Donieckiej Republiki Ludowej wizytuje kotłownię, pytając, dlaczego mieszkańcy nie mają ogrzewania
Szef Donieckiej Republiki Ludowej wizytuje kotłownię, pytając, dlaczego mieszkańcy nie mają ogrzewania© DDR.info | materiały prasowe

W ten sposób afera o zimne kaloryfery w Doniecku znowu odżyła. "Donieckie Wiadomości" dociskają dyrektora Ciupkę: czy to prawda, że ciepłownicy poszli na front? - Ta wiadomość jest czystą fałszywką - zapewnił dyrektor w propagandowym wywiadzie.

- Ot, szumowina! Kłamie! W moim oddziale połowa ludzi pochodzi z ciepłownictwa - napisał w wiadomości do Astra jeden z żołnierzy DRL. Anonimowy pracownik ciepłowni ujawnił, że z plutonu, który poszedł na front, 11 ludzi nie odbiera telefonów. To znaczy, że raczej już nie żyją.

- Ich dowódcy nie potrafią odpowiednio zorganizować ani ofensywy, ani obrony. Przez swoją głupotę ludzie po prostu umierają. Nie wiem, ilu tak naprawdę zginęło. Myślę, że ich liczba jest znacznie większa niż tych jedenastu, którzy przestali się kontaktować - twierdzi pracownik, cytowany przez Astra. - W wielu przedsiębiorstwach już panuje panika, bardzo brakuje ludzi. Domino już poszło. Jeśli nadal będą mobilizować, to jeszcze kilka kwartałów Doniecka pozostanie bez ciepła - relacjonuje.

Rosja sama się wykańcza?

Donieck to stolica samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej. Separatyści zajęli miasto w 2014 roku podczas pierwszej aktywnej fazy wojny z Ukrainą. Tytułujący się "Głową DRL" Denis Puszylin znajduje się pod presją mieszkańców, którzy oczekują, iż mimo bliskości frontu życie w mieście będzie toczyć się w miarę normalnie.

W praktyce to niemożliwe, bo zacięte walki rozgrywają się w odległości 7-20 kilometrów od miasta. Ukraińska artyleria polowała m.in. na samego Puszylina, ostrzeliwując siedzibę władz okupacyjnych. Szef republiki wielokrotnie oskarżał siły zbrojne Ukrainy o ataki na obiekty cywilne w mieście.

- Władze Federacji Rosyjskiej przeprowadzają mobilizację na obszarze Rosji oraz na okupowanych terenach Ukrainy, nie przejmując się ewentualnymi perturbacjami dla gospodarki. Powołania obejmują także pracowników firm z sektorów strategicznych. Nie jest niczym dziwnym, że przynosi to negatywne skutki - komentuje dla Wirtualnej Polski Michał Marek z Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństw, autor monografii pt. "Operacja Ukraina".

- Nieprzemyślana i chaotyczna mobilizacja doprowadza do sytuacji, w której zaczyna brakować wykwalifikowanych pracowników, np. w sektorze energetycznym. Trudno ocenić, jaka będzie skala wywołanych przez dany stan rzeczy problemów. Z pewnością jest to jeden z czynników negatywnie wpływających na warunki bytowe mieszkańców obszarów okupowanych - dodaje.

Firmy miały obowiązek dostarczyć ludzi na front

Historia o zaginionych na froncie ciepłownikach to tylko wycinek problemu. Podobny los miał spotkać pracowników "Donbassgaz". Z liczącej 4 tys. osób załogi zmobilizowanych zostało 856 mężczyzn. Według list mobilizacyjnych, jakie uzyskał serwis Astra, pracownicy gazowej spółki już latem trafili do 11. gwardyjskiego pułku strzelców zmotoryzowanych i 100. samodzielnej brygady strzelców zmotoryzowanych. Jak dotąd zginąć miało 300 ludzi.

Przy czym rodzinom żołnierzy-gazowników nie zostały wydane żadne dokumenty ani ciała poległych. "Zgodnie z dokumentami pozostają oni na swoich stanowiskach pracy, więc ich bliscy nie mogą dowiedzieć się niczego o ich losie" - pisze Astra.

- Nie ma komu kontynuować pracy. Odgórnie nakazuje się nie zwalniać tempa, musimy łatać dziury nisko wykwalifikowanym personelem - skarżył się anonimowo pracownik donbaskiej gazowni. Z powodu ukraińskiego ostrzału w okolicach Doniecka miesięcznie dochodzi do około 400 awarii. Odłamki i wybuchy dziurawią sieć i znów mieszkańcy piszą skargi do biura Puszylina.

O wcielonych do wojska mieszkańcach separatystycznej Donieckiej Republiki Ludowej sami rosyjscy dowódcy mówili "jednorazowi żołnierze". Przydomek wziął się stąd, że takiego rekruta zazwyczaj tylko raz można było wysłać do walki - zaraz potem ginął lub odnosił rany. Analizy brytyjskiego wywiadu mówiły, iż siły zbrojne DRL straciły 55 proc. stanu osobowego.

3 września rosyjski opozycjonista i prawnik Aleksiej Tabałow upublicznił na Facebooku dokument Kolei Wschodniosyberyjskiej, z którego wynika, iż spółka ma rekrutować żołnierzy spośród swoich pracowników. W piśmie padło, że "prezydent Rosji postawił zadanie, że duże firmy i korporacje stworzą kontyngenty z pracowników, którzy chcą uczestniczyć w operacjach specjalnych na terenie Ukrainy". Kontyngent Kolei Rosyjskich wynosił 10 000 osób.

Czytaj też:

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainiedonieckmobilizacja wojska
Wybrane dla Ciebie