Rosjanie ukradli "złoto" Ukrainy. Paserstwo Moskwy na ogromną skalę
Rosja próbuje sprzedać część skradzionego z Ukrainy zboża - poinformowało ministerstwo spraw zagranicznych w Kijowie. "Takie działanie jest równoznaczne z grabieżą" - ostrzegają Ukraińcy. Tymczasem do Syrii dotarł statek przewożący najprawdopodobniej skradzione przez Rosjan zboże.
Ukraiński resort dyplomacji ostrzega, że wśród sprzedawanego przez Rosję zboża znajdywać się ma takie, które zostało skradzione przez wojska agresora z Ukrainy. Ewentualni nabywcy powinni zdawać sobie z tego sprawę, gdyż "w ten sposób kupujący mogliby stać się wspólnikami" Moskwy, grzmi Kijów.
Jak szacują Ukraińcy, od początku wybuchu wojny Rosjanie ukradli już od 400 do 500 tys. ton ukraińskiego zboża, którego szacowana wartość wynosi ok. 100 mln dolarów.
Praktycznie wszystkie statki, które wypłynęły z portu w Sewastopolu na Krymie, miały być załadowane skradzionymi z Ukrainy towarami, uważa Kijów.
Skradzione ukraińskie zboże dotarło do Syrii
Agencja prasowa AP ujawniła w środę, że do Syrii dotarł pierwszy rosyjski ładunek zawierający najprawdopodobniej właśnie ukraińskie zboże. Jak podaje agencja, zdjęcia satelitarne przeanalizowane we wtorek przez firmę Planet Labs PBC pokazały pływający pod rosyjską banderą statek "Matros Pozynich" w porcie w mieście Latakia na syryjskim wybrzeżu Morza Śródziemnego.
Statek wyłączył swoje transpondery prawie tydzień temu u wybrzeży Cypru. Właściciel statku, Crane Marine Contractor LLC z Rosji, nie odpowiedział na prośbę o komentarz.
Kijów stwierdził, że statek przewoził 27 000 ton zboża, które Rosjanie ukradli z Ukrainy. Moskwa początkowo próbowała wysłać zboże do Egiptu, który jednak odmówił przyjęcia ładunku.
Zobacz też: Specjalista komentuje mowę ciała Putina. "Na pewno nie jest zdrowy"
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski