Rosjanie czyszczą składy. "Osiąga nieprawdopodobne rozmiary"
Rosjanie w dużej mierze wyczyścili swoje magazyny sprzętu wojskowego - wynika z opublikowanych w sieci zdjęć satelitarnych. Z placów zniknęły m.in. haubice D-30. - To sprzęt, który trafia na kierunki, które nie są zasadnicze i nie kumulują uwagi obu stron konfliktu - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Waldemar Skrzypczak.
W sieci pojawiły się zdjęcia pustych rosyjskich składów uzbrojenia. Miejsca te - jak skład artylerii w obwodzie czelebańskim - były fotografowane także w 2023 roku. Wówczas na zdjęciach było widać składowany tam sprzęt, m.in. duże ilości haubic D-30, wprowadzonych do służby w latach 60. XX wieku. Teraz składowiska są puste.
"Krótko mówiąc, wszystkie D-30 zniknęły, na miejscu pozostało jedno inne działo, które najprawdopodobniej nie nadaje się do użytku, w przeciwnym razie również zostałoby usunięte" - czytamy we wpisie użytkownika "Waffentraeger", który przeanalizował stan rosyjskich zapasów.
Ze zdjęć wynika, że wszystkie działa D-30 zniknęły z magazynu do 5 października 2023 roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"To nie jest sprzęt ofensywny"
O czym mogą świadczyć pustki w bazach Rosjan? Były dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak ocenia, że większość zmagazynowanego wcześniej sprzętu trafia na wojnę, lecz nie na pierwszą linię. - To nie jest sprzęt ofensywny. On jest przeznaczony do obrony. Działa są używane jako stanowiska obronne. Sprzęt wysyłany jest na kierunki, na których nie są przewidywane intensywne, aktywne działania - podkreśla wojskowy.
- To są kierunki, na których ani Rosjanie nie przewidują takich intensywnych działań, ani nie podejrzewają o nie Ukraińców - zaznacza gen. Skrzypczak.
Gdzie "wyparował" rosyjski sprzęt?
Wśród potencjalnych miejsc, gdzie trafia sprzęt, generał wskazuje m.in. rejon nad Dnieprem, a także tereny graniczne na północny-wschód od Kijowa.
Co zatem z uzupełnieniem strat jednostek walczących? Czy "czyszczenie magazynów" zwiastuje większe problemy sprzętowe agresora? Generał podkreśla, że na pierwszą linię frontu trafia w większości sprzęt nowy. - Produkcja, która idzie, i ta, która powstaje z komponentów, których teoretycznie Rosjanie nie powinni mieć, a mimo to mają, przeznaczona jest do formacji ofensywnych, ona idzie na uzupełnienie strat do brygad, które walczą na głównych kierunkach - tłumaczy gen. Skrzypczak i dodaje, że częściowo nowy sprzęt trafia także do oddziałów, które się szkolą.
Gen. Skrzypczak wskazuje jednak, że jego zdaniem Rosjanie osiągają maksimum swoich zdolności produkcyjnych. - W stosunku do początku wojny produkują nawet 4-5 razy więcej niż na jej początku - podkreśla.
Co zatem jest produkowane? Wojskowy wskazuje, że Rosja skupiła się obecnie na sprzęcie, który jest najbardziej - z ich perspektywy - skuteczny. - Skupiają się na tym sprzęcie, który gwarantuje im powodzenie. Sprzęt lądowy, rakiety do uderzeń na infrastrukturę krytyczną i samoloty do wsparcia wojsk lądowych - wskazuje.
- Zrezygnowali natomiast ze śmigłowców. One nie mają racji bytu na obecnym polu walki. Są nieskuteczne. Robią to, co gwarantuje im sukces, np. czołgi czy bojowe wozy pancerne. Jednocześnie je modernizują, wyciągając wnioski z frontu - mówi generał, podkreślając przy tym, że sprzęt ten sprawia wrażenie "dużo lepszego, niż był na początku wojny".
"Tu biją wszystkich na głowę"
Wojskowy wskazuje na jeszcze jeden aspekt. Rosjanie zwiększyli także w znacznym stopniu produkcję amunicji. - Tu biją wszystkich na głowę. Rozdmuchali produkcję amunicji, która osiąga nieprawdopodobne rozmiary. Takiego potencjału nikt nie ma w tym momencie i długo chyba mieć nie będzie, nawet Amerykanie - mówi.
Jednocześnie gen. Skrzypczak zastanawia się, skąd Rosja dysponuje materiałami do tak zwiększonej produkcji. - To bardzo niepokojące, bo skąd oni mają materiały? Prawdopodobnie dostają nitrocelulozę od Chińczyków, co jest podstawą produkcji prochu - podkreśla.
Wojskowy wskazuje też, że trzeba wyciągać wnioski z ruchów Rosjan. - To pokazuje nam, jak przechodzić od gospodarki czasu pokoju do gospodarki czasu wojny - podsumowuje.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski