Zdjęcie z referendum. Uwagę zwrócił jeden szczegół
W okupowanych przez Rosjan republikach w Ukrainie odbywają się referenda. Mieszkańcy tych regionów są zastraszani i zmuszani do głosowania za przyłączeniem danego obszaru do Federacji Rosyjskiej. "Nic tak nie mówi o wolnym i uczciwym referendum, jak lokal wyborczy strzeżony przez najemnika z grupy Wagnera" - tak ocenił ten plebiscyt dziennikarz Jack Losh. Inni eksperci i obserwatorzy też nie mają wątpliwości co do działań Rosjan.
Zdjęcia "chronionych" przez żołnierzy lokali wyborczych na okupowanych przez Rosję terenach nie pozostawiają złudzeń. Żołnierze z długą bronią pojawili się w miejscach głosowania w regionach Doniecka, Ługańska, Zaporoża i Chersonia w Ukrainie.
"Nic tak nie mówi o wolnym i uczciwym referendum, jak lokal wyborczy strzeżony przez najemnika z grupy Wagnera" - napisał na Twitterze dziennikarz i fotograf Jack Losh.
Z kolei dziennikarz Piotr Pogorzelski opublikował w mediach społecznościowych zdjęcie głosującego lidera Donieckiej Republiki Ludowej Denisa Puszylina.
Tak głosuje "przywódca" samozwańczej "Donieckiej Republiki Ludowej" Denis Puszylin - jedna pani z reklamówką z dokumentami i druga pani z urną do głosowania gdzieś w bramie wpisuje go na "dodatkową listę". Tak właśnie wyglądają "referenda". I taki cyrk będzie do wtorku - napisał Pogorzelski.
Ekspertka ds. dezinformacji i bezpieczeństwa Maria Avdeeva zamieściła na Twitterze nagranie z głosowania w Doniecku.
NATO nie uzna wyników
NATO oświadczyło w czwartek, że nie uzna referendów w Donbasie oraz w okupowanych częściach obwodów chersońskiego i zaporoskiego na południu Ukrainy w sprawie przyłączenia tych obszarów do Rosji.
W oświadczeniu Sojusz wezwał wszystkie państwa do odrzucenia działań Rosji, które określił jako "rażące próby podboju terytorialnego w Ukrainie".
Rosgwardia "chroni" referendum
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) oświadczyła w piątek, że ustaliła nazwiska ok. 1500 osób zaangażowanych w pseudoreferendum na okupowanych obszarach obwodu zaporoskiego na południu kraju. Są to głównie funkcjonariusze resortów siłowych Rosji.
Rzecznik SBU Artem Dechtiarenko powiedział, że ustalono nazwiska ponad 1000 osób, które mają ochraniać pseudoreferendum. Są to funkcjonariusze rosyjskiej gwardii narodowej (Rosgwardii), ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych, a także wojskowi i pracownicy prywatnych firm ochroniarskich podlegających służbom specjalnym Rosji.
"Prócz tego, SBU otrzymała pełną listę wspólników wroga, którzy dobrowolnie zgodzili się stanąć na czele tzw. terytorialnych komisji wyborczych. Zidentyfikowano ponad 390 kolaborantów" - powiedział rzecznik.
Kary za unikanie referendum
W okupowanym Biłowodsku w obwodzie ługańskim Ukrainy ludziom, którzy nie przyjdą na rosyjskie pseudoreferendum, zagrożono zwolnieniem z pracy i przekazaniem ich nazwisk służbom bezpieczeństwa powołanym przez separatystów - poinformowały w piątek władze ukraińskie.
Jak przekazał Serhij Hajdaj, szef administracji obwodu ługańskiego, w jednym z przedsiębiorstw w Biłowodsku poinformowano ludzi, że wszyscy, którzy nie przyjdą na "referendum", zostaną automatycznie zwolnieni z pracy. Nazwiska nieobecnych trafią do tzw. ministerstwa bezpieczeństwa powołanego przez prorosyjskich separatystów.
Rosjanie grożą
W okupowanym przez wojska rosyjskie obwodzie chersońskim na południu Ukrainy mieszkańcy nie chcą brać udziału w pseudoreferendum, uzbrojeni Rosjanie chodzą po domach i zmuszają ludzi do składania podpisów - informuje w piątek portal ZN.UA.
Rosjanie grożą tym, którzy nie chcą głosować w pseudoreferendum, ludzie starają się nawet nie otwierać drzwi - informuje portal. Lojalne wobec Ukrainy władze Chersonia apelują do mieszkańców, by unikali miejsc, gdzie organizowane są pseudoreferenda, w miarę możliwości nie wychodzili z domu i nie otwierali drzwi nieznajomym.
Do utworzonych przez Rosjan komisji wyborczych przewożeni są pracownicy przedsiębiorstw komunalnych. W Chersoniu komisje urządzono na terenie kilkunastu szkół. Aktywiści ruchu o nazwie Żółta Wstążka informują, że przywieziono tam ludzi z anektowanego Krymu i ustawiono ich przed komisjami, by w ten sposób imitować poparcie ludności dla pseudoreferendum.
W niektórych wsiach obwodu chersońskiego podpisy za mieszkańców składają sami wojskowi rosyjscy. Gdzie indziej wojskowi razem z ludźmi, których nazywają szefami komisji, obchodzą domy i zmuszają mieszkańców, by podpisali się na kartach do głosowania.
Źródło: PAP/WP