Rosja w euforii. Ukrainie potrzebny jest sprzęt, którego Europa na razie nie ma

Amunicja - to nią Europa, zwiększając moce produkcyjne, może najszybciej wspomóc Ukrainę. W przypadku czołgów i transporterów sytuacja wygląda o wiele gorzej. Magazyny zostały wydrenowane z zapasów, a produkcja nowych na szeroką skalę, szybko nie ruszy. Rosja o tym wie i liczy, że po zawieszeniu amerykańskiej pomocy, wojna powinna się skończyć do końca roku.

Ukraina potrzebuje broni, której w Europie nie ma
Ukraina potrzebuje broni, której w Europie nie ma
Źródło zdjęć: © WP

Decyzja Donalda Trumpa o wstrzymaniu pomocy wojskowej dla Ukrainy sprawiła, że Rosjanie zaczęli go wręcz wielbić. Rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow stwierdził, że zawieszenie pomocy to "najlepszy wkład w sprawę pokoju" a "normalizacja stosunków między Rosją i Stanami Zjednoczonymi powinna obejmować zniesienie sankcji".

Mniej wylewny był wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, Dmitrij Miedwiediew, który uznał, że dostawy amerykańskiej broni na Ukrainę "najpewniej zostaną wznowione", ale nim to nastąpi, Rosja powinna zadać ukraińskiej armii "maksymalne szkody". Od kilku tygodni, co jest widoczne na froncie, Rosjanie oszczędzają siły i środki, aby wiosną przeprowadzić ofensywę.

Również propagandowy przekaz w mediach jest taki, że to dobry moment na "ostateczne rozbicie ukraińskich faszystów", ponieważ - jak zauważa portal RBC.ru - "magazyny wojskowe w Europie dosłownie pustoszeją z powodu dostaw broni i amunicji na Ukrainę. Zapasy starego sprzętu radzieckiego [w krajach dawnego Układu Warszawskiego - red.] się wyczerpały, a dostawy nowoczesnego sprzętu zachodniego są powolne i obarczone problemami logistycznymi".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

USA negocjują z Rosją. "Muszą zrozumieć jakim jest zagrożeniem"

Akurat ten problem dostrzega również Europa. Sekretarz Generalny NATO Mark Rutte stwierdził, że europejska zbrojeniówka ma problemy, a dostawy kluczowych komponentów, jak amunicja, muszą być dostarczone na wschód, nim Rosja przejmie inicjatywę strategiczną.

Produkcja amunicji

W kwestii produkcji amunicji artyleryjskiej i rakietowej europejskie państwa NATO zrobiły najwięcej i produkują obecnie więcej niż Stany Zjednoczone. Dzięki uruchomionym funduszom w ramach Europejskiego Funduszu Obronnego i Europejskiej Strategii Bezpieczeństwa czy Europejskiej Strategii Przemysłu Obronnego przemysł obronny powoli się rozpędza.

Pozwoliło to m.in. największemu producentowi amunicji w Europie, niemieckiemu Rheinmetall na rozpoczęcie, wraz z Litwinami, budowy fabryki amunicji w Bejsagole, która ma być w drugiej połowie 2026 r. Podobna fabryka powstaje we współpracy z Duńczykami w Unterlüß w Dolnej Saksonii.

Również polscy producenci budują nowe zakłady. Grupa Niewiadów S.A., największy polski prywatny producent amunicji, planuje budowę fabryki, która docelowo ma produkować 180 tys. pocisków 155 mm rocznie. Obecnie polskie moce produkcyjne wynoszą ok. 30 tys. pocisków rocznie.

W zakładach większości państw europejskich i ich fabrykach w RPA i Australii już zwiększono produkcję precyzyjnej amunicji i ładunków nośnych. Najwyraźniej skok ilościowy widoczny jest w przypadku niemieckiego producenta.

W 2022 r. Rheinmetall produkował tylko 70 tys. pocisków artyleryjskich rocznie. Dziś moce produkcyjne to już 700 tys., a po uruchomieniu kolejnych fabryk za dwa lata ma to być ok. 1,4 mln. Ponadto pozostałe europejskie państwa NATO produkują ponad milion pocisków rocznie. Tymczasem w tym roku wszystkie amerykańskie zakłady, po zwiększeniu mocy produkcyjnych, planują wyprodukować 1 mln pocisków.

Podobnie wygląda kwestia produkcji artyleryjskich pocisków rakietowych, pocisków powietrze-ziemia i pocisków do większości systemów przeciwlotniczych, w tym przeciwdronowych, które obecnie okazują się kluczowymi w perspektywie zwiększenia częstotliwości rosyjskich ataków przy wykorzystaniu systemów bezzałogowych. O ile Europa jest w stanie zaspokoić zapotrzebowanie ukraińskiej armii na amunicję, tak w przypadku sprzętu zmechanizowanego, ciężarówek i opancerzonych pojazdów terenowych jest znacznie gorzej.

Puste magazyny

Kremlowska propaganda ma rację, że europejskie magazyny sprzętu są niemal całkowicie puste. Szef Rheinmetall, Armin Papperger, mówił o tym wprost podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Europejczycy niemal całkowicie wydrenowali magazyny z zapasów czołgów odziedziczonych po Układzie Warszawskim.

Polska przekazała ok. 360 czołgów T-72 różnych wersji i PT-91 Twardy. W magazynach zostało ok. 200 szt. tych pierwszych i ok. 170 PT-91. Są one jednak w nie najlepszym stanie technicznym i doprowadzenie ich do gotowości bojowej jest długotrwałe.

Duże rezerwy posiadają przede wszystkim Turcy i Grecy. Ateny w magazynach mają ok. 500 starych M48 i M60, a Ankara ok. 800. Na współczesnym polu walki wartość tego sprzętu jest jednak znikoma. Podobnie, jak w przypadku albańskich czołgów Typ 59, które są chińską wersją radzieckiego T-54A. Tych w magazynach może znajdować się ok. 700, choć zapewne większość nadaje się do złomowania.

Europa mogłaby wysłać starsze pojazdy, które znajdują się na stanie armii, jak Leopardy 1, których tylko Grecy mają ok. 500 szt., Turcy ok. 350, a Włosi w rezerwie mobilizacyjnej ok. 120 szt. Wówczas jednak należałoby zastąpić je nowszymi konstrukcjami, a na zrobienie tego w krótkim czasie nie pozwalają niewielkie moce produkcyjne europejskich zakładów.

Europejskie zdolności do produkcji broni pancernej są znikome. Teoretycznie z niemieckich linii produkcyjnych może zjeżdżać do 40 wozów rocznie. Nieco mniej, bo ok. 30 szt., obecnie Rosja produkuje miesięcznie. Państwa europejskie niemal całkowicie zatraciły zdolność do produkcji czołgów, bo aktywne linie produkcyjne znajdują się jedynie w Niemczech.

Być może w nieodległej przyszłości dołączy do nich Polska, Wielka Brytania i Francja. Jest to jednak obarczone koniecznością wydania dużych pieniędzy na odtworzenie linii produkcyjnych i przygotowanie personelu. Patrząc na możliwości polskiego BUMAR-u, może to zająć wiele lat, a czasu jest bardzo mało.

Pojazdy opancerzone

Podobnie sytuacja wygląda w przypadku gąsienicowych i kołowych transporterów używanych w oddziałach zmechanizowanych i zmotoryzowanych. Amerykanie dotychczas dostarczyli ponad 900 gąsienicowych transporterów opancerzonych M113, ponad 300 bojowych wozów piechoty Bradley, ponad 400 transporterów opancerzonych Stryker, 1000 pojazdów MRAP, czy ponad 5 tys. wielozadaniowych pojazdów kołowych o wysokiej mobilności.

Europa nie posiada zapasów, które mogłyby dorównać dostawom z USA. Kraje dawnego bloku wschodniego co prawda mogłyby wyciągnąć stare BWP-1 z magazynów, ale ich wartość jest znikoma, a poza tym niemal wszystkie sprawne pojazdy zostały już wysłane.

Polska przesłała ok. 400 BWP-1. Magazyny zostały więc wydrenowane, a na nowe wozy nasza armia musi poczekać kilka lat, bo moce produkcyjne Huty Stalowa Wola przez zaniedbanie rządu PiS nie zostały w odpowiednim czasie zwiększone. Dziś HSW może produkować ok. 60 wozów rocznie.

Podobną ilość wozów KF41 Lynx mogą wyprodukować Niemcy, którzy właśnie bardzo mocno zwiększają dofinansowanie przemysłu na zwiększenie mocy produkcyjnych, które mają ulec przynajmniej podwojeniu.

Nieco lepiej wygląda kwestia produkcji kołowych transporterów opancerzonych. Brytyjczycy i Francuzi są w stanie produkować po ok. 100 rocznie. Niemcy ok. 150 sztuk, Polska do 100 Rosomaków rocznie. Na powolną modernizację jest to wystarczające, na potrzeby powstrzymania Rosji już nie.

Zastąpienie Ameryki

Aktualnym problemem stają się przede wszystkim braki magazynowe europejskich armii. Te w większości nie składowały sprzętu wojennego na wypadek przedłużającej się wojny, czy pomocy sojusznikowi w pełnoskalowej wojnie. Obie wojny w Iraku i konflikt w Afganistanie spaczyły dość mocno postrzeganie prowadzenia działań wojennych przez specjalistów z NATO.

Okazało się, że doświadczenia wyniesione z misji na Bliskim Wschodzie i w południowej Azji nie mają żadnego przełożenia na pełnoskalową wojnę toczoną przez regularne armie na terenie Europy, gdzie użycie artylerii i sprzętu zmechanizowanego jest na znacznie wyższym poziomie niż na misjach.

Dziś większość sił zbrojnych NATO żałuje, że zdecydowała się zezłomować część sprzętu ze względu na oszczędności. Np. Francuzi zezłomowali ok. 150 czołgów Leclerc wczesnych wersji, a Holendrzy niemal całkowicie pozbyli się swoich oddziałów pancernych, których odtwarzanie zaczęli niedługo przed pełnoskalowym konfliktem na Ukrainie.

Europa może zastąpić amerykańską pomoc. Na to jednak potrzeba czasu, którego nie ma. Można się zastanawiać, czy nie przekazać Ukrainie kolejnych pojazdów wprost z jednostek wojskowych, aby w ten sposób zyskać czas odtworzenie linii produkcyjnych i zwiększenie produkcji na aktualnie pracujących. Wydaje się to całkiem logicznym krokiem. Nadal jednak pozostaje poważny problem z brakiem przeszkolonych ludzi po ukraińskiej stronie. Tego Europa nie przeskoczy.

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie