Rosja "nie odpuści sobie" Wenezueli. Protesty USA nic nie dadzą

USA zarzucają Moskwie brak odpowiedzialności. Powodem jest wysłanie rosyjskich żołnierzy do Wenezueli. Prezydent Władimir Putin jasno pokazuje, że nie zrezygnuje z tego kraju. Rosja marzy o powtórce sukcesu w Syrii.

Rosja "nie odpuści sobie" Wenezueli. Protesty USA nic nie dadzą
Źródło zdjęć: © ap/east news
Jarosław Kociszewski

Amerykanie oskarżają Rosję o interwencję po stronie prezydenta Wenezueli Nicolasa Maduro. Uważają, że w ten sposób Moskwa zachowuje się w sposób nieodpowiedzialny i łamie własny apel o powstrzymanie się od ingerowania w wewnętrzne sprawy kraju. Sekretarz stanu Mike Pompeo zadzwonił do szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa i powiedział, że USA nie pozostaną bezczynne w obliczu interwencji Kremla.

Około 100 rosyjskich wojskowych ze sprzętem przyleciało do Caracas dwoma samolotami transportowymi. To prawdopodobnie członkowie jednej z prywatnych firm militarnych współpracujących z ministerstwem obrony Rosji. Jednym z takich "podwykonawców" realizujących trudne zadania dla Kremla jest Grupa Wegnera, której żołnierze walczyli na Ukrainie i w Syrii.

Z kolei Rosjanie krytykują USA za nałożenie sankcji gospodarczych na Wenezuelę i uznanie lidera opozycji Juana Guaido za tymczasowego prezydenta kraju. Maduro posuwa się jeszcze dalej, twierdząc, że jego rywal z pomocą "amerykańskich imperialistów" przygotowuje pucz.

Rosja uratuje kolejnego dyktatora

Dekady nieodpowiedzialnej, rozrzutnej polityki doprowadziły do upadku gospodarkę potencjalnie bogatego kraju. Wenezuela posiada bogate złoża surowców naturalnych i największe rezerwy ropy naftowej na świecie. Symbolem upadku stały się powtarzające, gigantyczne blackouty - przerwy w dostawach energii elektrycznej.

W ciągu ostatnich lat Rosja zainwestowała miliardy dolarów w gospodarkę i armię Wenezueli. W grudniu 2018 r. rząd w Caracas zezwolił Moskwie na budowę bazy lotniczej na karaibskiej wyspie La Orchila. Współprace wojskową potwierdziła wizyta pary rosyjskich bombowców strategicznych Tu-160, co zostało odebrane jako jasny sygnał poparcia dla Maduro i wyzwanie dla USA.

Rosja wyraźnie pokazuje, że nie zrezygnuje z Wenezueli i pieniędzy zainwestowanych w tym kraju. Rosyjscy analitycy wielokrotnie powtarzali, że Władimir Putin nie powtórzy błędu, którym było "odpuszczenie" Libii w 2011 r., co spowodowało utratę wpływów w potencjalnie bogatym kraju posiadającym długą tradycję kontaktów z Rosją, a wcześniej ze Związkiem Radzieckim.

Co więcej, sukces interwencji w Syrii przekonał Kreml, że mądre użycie stosunkowo niewielkich środków pozwala osiągnąć znaczące rezultaty. Wysłanie kilku tysięcy żołnierzy wspartych przez kilkadziesiąt samolotów w 2015 r. przechyliło szalę zwycięstwa w wojnie domowej na stronę prezydenta Baszara al-Asada. W rezultacie Moskwa ograniczyła wpływy Zachodu, w tym USA, i zapewniła sobie istotną rolę w strategicznie ważnym regionie.

Rosja wygrywa albo się chowa

Obawiając się komplikacji wynikających z otwartej interwencji, Rosja chętnie wykorzystuje w tym celu żołnierzy prywatnych firm militarnych. Kreml może skorzystać z ich sukcesu, a w razie porażki wyprzeć się jakichkolwiek związków. Stąd ludzie ci nazywani są "nastamniet’ami".

Obecność "nastamniet'ów" w Caracas pokazuje, że prognozy rychłego upadku Maduro były przedwczesne. Kraj jest zubożały, gospodarka i infrastruktura jest w ruinie, miliony obywateli uciekło za granice, ale dostateczna liczba zwolenników z przemyślanym wsparciem zewnętrznym potrafi ocalić reżim, który wygląda na skazany na porażkę. Maduro liczy zapewne, że skoro udało się to Asadowi, to jemu też się uda – a wszystko dzięki "przyjaciołom" w Moskwie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (38)