Rosja już nie chce Mistrali, bo sama zbuduje lepsze. Ale to propaganda, by przykryć kłopoty
"Mistrale? Wcale ich nie potrzebujemy, sami zbudujemy lepsze" - twierdzą Rosjanie. Ale tak naprawdę w ten sposób chcą tylko odwrócić uwagę od problemów, jakie dręczą ich własną marynarkę i przemysł stoczniowy.
Przypomnijmy, że w 2011 roku Kreml zamówił we francuskich stoczniach dwa okręty desantowe-doki (pełniące również rolę śmigłowcowców) typu Mistral. Pierwszy z nich miał zostać dostarczony na jesieni ubiegłego roku, drugi - w tym roku. Dwie kolejne jednostki miały już w całości powstać w rosyjskich stoczniach. Koszt całej transakcji oszacowano na niebagatelną kwotę 1,2 mld euro.
Finalnie do realizacji transakcji nigdy nie doszło, bo po rosyjskiej agresji na Ukrainę Paryż wstrzymał dostawę okrętów. A według ostatnich przecieków obie strony spierają się teraz nie tyle o realizację zawartego kontraktu, ile o warunki jego zerwania.
Lawina zamiast Mistrali
Tak czy inaczej, przed tygodniem Kreml oficjalnie ogłosił - ustami dowódcy rosyjskiej marynarki wojennej admirała Wiktora Czirkowa - że Mistrali wcale nie potrzebuje, bo zamierza zbudować własne jednostki tego typu, które nawet przewyższą francuskie okręty. - Próbka projektu naszego wielkiego okrętu desantowego została zaprezentowana na targach zbrojeniowych "Armia 2015" - oświadczył Czirkow, cytowany przez agencję TASS. - Nasza zbrojeniówka nie zwalnia tempa, a nauka idzie do przodu - dodał z nieskrywaną dumą.
Admirał odnosił się do projektu śmigłowcowca typu Lawina, który wyszedł spod pióra inżynierów instytutu Kryłowa, biura konstruktorskiego z Petersburga. Zgodnie z jego założeniami nowy rosyjski okręt desantowy będzie większy (wyporność 24 000 ton, Mistrale - 21 300) i szybszy (prędkość maksymalna - 22 węzły, Mistrale - 19) od francuskiego konkurenta. Jednostka będzie mogła przewozić sześć kutrów desantowych (Mistrale - 4), 16 śmigłowców (tyle samo co Mistrale), do 500 żołnierzy desantu (Mistrale - 450) lub do 50 pojazdów opancerzonych (Mistrale do 60).
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Ale nie o parametry wyłącznie tu chodzi. Jak wyjaśniał Władimir Pepeljajew, szef biura odpowiedzialnego za nowy projekt, Lawina będzie lepsza od Mistrali, ponieważ bardziej będzie odpowiadać "rodzimej taktyce, mentalności i podejściu do operacji amfibijnych". - Naturalnie więc (nowe okręty) są zaprojektowane inaczej - oświadczył Pepeljajew, cytowany przez rosyjską agencję informacyjną TASS.
** Według informacji podawanych przez rosyjskie agencje pierwszy okręt typu Lawina miałby kosztować około pół miliarda euro, z czego 80 proc. pochłonęłyby systemy bojowe i wyposażenie jednostki, a 20 proc. sam kadłub. Według cytowanego Pepeljajewa desantowiec mógłby powstać nawet w przeciągu pięciu lat.
Braki technologiczne
Rosjanie zapewniają, że desantowce będą budowane wyłącznie w oparciu o krajowy potencjał. W tym przypadku o finanse teoretycznie nie muszą się martwić, bo Paryż zwróci im większość sumy wpłaconej na poczet Mistrali. Niemniej otwarte pozostaje pytanie, czy rosyjski przemysł stoczniowy jest w stanie podołać takiemu zadaniu. Jeżeli jest tak, jak twierdzi Moskwa, to po co zdecydowano się na budowę okrętów we Francji?
Publicysta Defence24.pl Maksymilian Dura wyjaśnia, że dzięki transakcji z Paryżem rosyjskie stocznie nabyły pewne zdolności w zakresie zachodnich technologii. - Pamiętajmy, że połowa kadłubów Mistrali realizowana była w Rosji. Żeby je zbudować według standardów zachodnich, Rosjanie musieli nabyć zdolności, których wcześniej nie mieli. Oni przekroczyli tę barierę technologiczną w konstruowaniu okrętów i takie projekty mogą już realizować. Zresztą ten projekt Lawiny, który był pokazywany na ilustracjach, w praktyce jest bardzo podobny do Mistrali - podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Ekspert zwraca jednak uwagę, że kadłub to nie wszystko, bowiem tak naprawdę najważniejsze są wszystkie wewnętrzne systemy okrętu, w tym systemy bojowe, a to już zupełnie inna bajka. - Rosjanie pierwotnie kupili je we Francji, ale ich nie dostali. I owszem, kadłub z pewnością zbudują, ale na pewno nie dostarczą do niego całej potrzebnej elektroniki - ocenia Dura. Rosja sama tego nie zrobi, bo ma ogromne problemy z produkcją nowoczesnych podzespołów dla wojska. A z powodu sankcji nie sprowadzi ich z Zachodu, tak jak mogła to robić przed agresją na Ukrainę.
Nowe projekty propagandową przykrywką
Inną sprawą jest, że w ostatnich tygodniach w Rosji zaroiło się od nowych i niezwykle ambitnych projektów nowoczesnych okrętów dla marynarki wojennej. Wystarczy wspomnieć choćby o superlotniskowcu Sztorm (czytaj więcej), dwóch nowych typach nuklearnych okrętów podwodnych, krążownikach rakietowych Lider, trzykadłubowych korwetach stealth czy niszczycielach o napędzie... atomowym.
Jest mało prawdopodobne, by pogrążającą się w kryzysie gospodarczym Rosję było stać na realizację wszystkich tych projektów jednocześnie. Dlatego wydaje się, że jest to ucieczka do przodu - zakrojona na szeroką skalę akcja propagandowa, która ma odwrócić uwagę od kłopotów rosyjskiej marynarki i rodzimego przemysłu stoczniowego. Bo prawda jest taka, że ich flota, w większości pamiętająca czasy ZSRR, błyskawicznie się starzeje, natomiast stocznie nie nadążają z oddawaniem do służby nowych jednostek.
Nie można zapominać, że Rosjanie realizują już jeden program nowych uderzeniowych okrętów podwodnych (projekt 885 "Jasień"). Po co im więc kolejne projekty, skoro tego nie skończyli nawet w jednej trzeciej? Podobnie jest z korwetami, bo Moskwa też realizuje bardzo poważny i nowoczesny projekt nowych jednostek tej klasy.
- Należy się zastanowić, czy wszystkie nowe projekty to rzeczywiście efekt tego, że mają tak wspaniałe biura projektowe. Ale moim zdaniem powody mogą być dwa - albo, że to co zbudowali w ramach prowadzonych już programów nie spełnia nowoczesnych wymagań, do czego Kreml nigdy się nie przyzna, albo po prostu nie mają pieniędzy na nowe programy okrętowe i w związku z tym cały czas mówią tylko o projektach. Z projektu o wiele łatwiej jest zrezygnować niż z trwającego już programu, czego przykładem jest polska korweta "Gawron" - mówi Maksymilian Dura. - Nie mogą wprowadzać dużej liczby okrętów, więc ukrywają to, mówiąc cały czas, co będzie się budowało, a nie co się już buduje i jak szybko - kwituje ekspert.