Rosja będzie produkowała "czołgi zamiast masła". Putin tnie wydatki w sferze cywilnej, by zachować tempo modernizacji armii. Cena jest wysoka, ale i tak może okazać się niewystarczająca
• Mimo kryzysu i niskich cen ropy, Rosja nie rezygnuje ze zbrojeń
• Robi to kosztem edukacji, służby zdrowia, kultury i kadry urzędniczej
• Plany oraz terminy przezbrojenia i tak są zagrożone
• Zachodnie embargo skutecznie ograniczają zmiany w armii
• Rosja nie może seryjnie wytwarzać ok. 800 typów uzbrojenia
• Wszystko przez embargo, które zerwało współpracę z innymi krajami
Władimir Putin zatwierdził założenia polityki obronnej Rosji na lata 2016-2020. Dokument zawiera pokaźną listę nowego uzbrojenia, tymczasem ceny ropy naftowej pikują, a to tworzy gigantyczny problem - skąd wziąć pieniądze? Wyjście okazało się nadzwyczaj proste - zabrano innym. Jak się jednak okazuje, nawet pieniądze nie rozwiązują głównych problemów armii i przemysłu obronnego.
Polityka obronna
1 stycznia Władimir Putin podpisał dekret "Plan obrony Federacji Rosyjskiej w latach 2016-2020". Dokument zawiera podstawowe cele militarne kraju, zdeterminowane specyficznym podejściem Kremla do współczesnych wydarzeń. A że według doktryny bezpieczeństwa, świat dybie na rosyjską suwerenność i surowce energetyczne, lista zagrożeń jest naprawdę długa. O tym w dalszej części, bo na pierwszy plan wysuwa się równie długa lista uzbrojenia, niezbędnego aby uporać się z wrogiem.
I tak, wojska kosmiczno-powietrzne otrzymają ok. tysiąc nowych samolotów, śmigłowców i aparatów bezzałogowych, w tym 55 perspektywicznych kompleksów T-50 PAK FA i 100 bombowców taktycznych Su-34. Modernizacji ulegną bombowce strategiczne Tu-95 i Tu-22M, a do już latających Tu-160 dołączy 10 nowych samolotów tego typu. Wszystko w oczekiwaniu na praktyczne rezultaty prac nad perspektywicznym kompleksem samolotu strategicznego. Obrona antyrakietowa i powietrzna otrzyma 12 pułków systemów S-400 i pięciu pułków systemów Pancyr-S.
Siły lądowe otrzymają 5 tys. nowych czołgów, transporterów opancerzonych i bojowych wozów piechoty, w tym 2,5 tys. najnowszych czołgów T-14 znanych, jako "Armata". Ponadto kolejne 6 tys. czołgów i pojazdów bojowych zostanie zmodernizowanych. Siłę wojsk lądowych zwielokrotnią kolejne brygady rakietowe uzbrojone w systemy taktyczne "Tornado" i operacyjne "Iskander". Na tym tle drobnostką będzie dostawa 14 tys. pojazdów logistycznych i technicznych.
Przejdźmy do marynarki wojennej, która oprócz dwóch nowych nosicieli rakiet strategicznych, czyli atomowych okrętów podwodnych projektu 955 "Boriej", zmodernizuje 10 już posiadanych okrętów atomowych oraz otrzyma 50 nowych klasycznych okrętów nawodnych i podwodnych różnego przeznaczenia.
Jeśli jesteśmy przy atomowej triadzie, to Putin zapowiedział kontynuację prac nad systemem obrony antyrakietowej, uznając jednak za ich pierwszy etap wzmocnienie sił uderzeniowych, zdolnych do przełamania obrony antyrakietowej każdego przeciwnika. W związku z tym jądrowe siły strategiczne Rosji otrzymają już w tym roku 50 nowych rakiet balistycznych dla czterech pułków, a rakiety Topol (z wyrzutni stacjonarnych) i Topol-M (z wyrzutni mobilnych) zostaną zastąpione pociskami "Jars".
Czy mamy się bać? Chyba nawet powinniśmy, zważywszy, że Putin nazwał bezwzględnym priorytetem "zachowanie tempa modernizacji sił zbrojnych w roku 2016 i latach następnych". Poczucia bezpieczeństwa nie dodaje także rozkaz utworzenia trzech nowych dywizji przeznaczonych do udziału w ewentualnym konflikcie na zachodnim teatrze działań wojennych. Czyli także przeciwko Polsce, bo zagrożenie ze strony NATO, które "bierze Rosję w militarne kleszcze" jest prawdziwą kremlowską obsesją.
Militaryzacja budżetu
Tym niemniej prezydent stwierdził, że 2016 r. będzie trudny i dla sił zbrojnych, i dla przemysłu zbrojeniowego. Enigmatyczna fraza odnosi się oczywiście do sytuacji finansowej Rosji, której budżet uzależniony jest od wpływów z eksportu ropy naftowej. Tymczasem jej światowe ceny lecą na łeb i na szyję, bijąc kolejne rekordy "historycznego" minimum. A co kosztami modernizacji armii?
W 2011 r. Kreml zapoczątkował państwowy program przezbrojenia (GPW-2020), zakładający wydatkowanie na ten cel 20 bilionów rubli, czyli ok. 740 miliardów dolarów, wg ówczesnego kursu rubla. Z tym, że w 2011 r. cena baryłki ropy przekraczała grubo 100 dolarów, zaś zeszłotygodniowa wynosi tylko 29 dolarów, zatem wpływy budżetowe są dużo mniejsze. Ponadto rosyjska gospodarka weszła w okres recesji, a spadek światowych cen surowców energetycznych, sankcje i kontrsankcje ekonomiczne, ale przede wszystkim własny kryzys gospodarczy, spowodowały ujemny wzrost PKB. Budżet federalny 2016 r. po raz pierwszy od lat 90-tych XX w. odnotował 3,5 proc. deficytu, stawiając pytanie skąd wziąć pieniądze. Już nie tylko na czołgi, ale także masło, bo to zobowiązania socjalne państwa warunkują stabilność polityczną i społeczną. Jaka jest skala problemu?
Ubiegłoroczny budżet zakładał wydatki rzędu 15,5 bln rubli. Według rosyjskiego ekonomisty Siergieja Aleksaszenko, środki przeznaczone na obronę sięgnęły ok. 3,6 bln rubli czyli 4,6 proc. PKB. Dla porównania, w 2014 r. wydatki obronne wyniosły jedynie 2,5 bln rubli. Jak twierdził wówczas Aleksaszenko, aby zrównoważyć taki wzrost wydatków zbrojeniowych i potrzeby sektora cywilnego, gospodarka Rosji musiałaby rosnąć w tempie 5 proc. rocznie, tymczasem w 2015 r. skurczyła się co najmniej o 3,6 proc. Nic dziwnego, że wokół GPW-2020 i budżetu sił zbrojnych rozpoczęła się podjazdowa walka okołokremlowskich grup wpływu związanych z różnymi segmentami gospodarki. Wyrazem kremlowskich tarć był projekt budżetu 2016 r. autorstwa ministerstwa finansów, który zakładał zmniejszenie wydatków obronnych o 7,2 proc.
Tymczasem zatwierdzony budżet przewiduje, że siły zbrojne otrzymają 3,145 bln rubli, czyli ok. 4 proc. PKB. Redukcja? Wcale nie, bo armia finansowana jest także z innych paragrafów, takich jak badania naukowe, płace, budownictwo i transport. Oznacza to, że armia nie tylko obroniła, ale zwiększyła o ok. 0,8 proc. swoje finansowanie. Komu zabrano?
Zamrożono wydatki socjalne, przystąpiono do realizacji zapowiedzianej redukcji zatrudnienia cywilnej biurokracji (10 proc. aparatu) oraz zmniejszono wydatki na edukację (8 proc.); ochronę zdrowia (11 proc.) i kulturę, z finansowania której nie pozostało już prawie nic.
Nie oznacza to, że siły zbrojne wyszły z finansowych tarć obronną ręką. Putin zapowiedział wstrzymanie znaczącej części prac nad perspektywicznymi systemami uzbrojenia oraz przeniesienie pewnej części finansowania GPW-2020 na okres po 2018 r., co podważa tempo i skalę planowanego przezbrojenia. Według eksperta wojskowego Wiktora Litowkina, w okresie 2011-2015 gros środków przeznaczony był na prace badawcze i konstrukcyjne, zaś lata 2016-2020 miały być czasem masowej produkcji i wprowadzania nowego sprzętu do wojska. Ponadto część rosyjskich ekspertów uważa, że utrzymanie wydatków na armię kosztem innych działów gospodarki jest strzałem we własną stopę. Dowodem są ogromne problemy kadrowe i technologiczne przemysłu obronnego, także te wywołane zachodnim embargiem na współpracę militarną.
Armia importem stoi
Załamanie współpracy gospodarczej z Zachodem, jakie nastąpiło w wyniku aneksji Krymu, pozbawiło rosyjski przemysł obronny finansowania, a przede wszystkim know-how niezbędnego w produkcji nowoczesnego uzbrojenia. Aby nie być gołosłownym warto przytoczyć informację opiniotwórczego tygodnika "Niezawisimoje Wojennoje Obozrienije", według którego przemysł obronny jest w 90 proc. uzależniony od importu. Tezę potwierdził wicepremier Dmitrij Rogozin, odpowiedzialny za pracę zbrojeniówki, oceniając zależność w przedziale od 50 do 90 proc. w zależności od segmentu.
W liczbach oznacza to, że Rosja nie może seryjnie wytwarzać ok. 800 typów skonstruowanego uzbrojenia. Tylko Ukraina, która zerwała współpracę wojskowo-techniczną z Rosją dostarczała 186 kluczowych elementów, tj. około tysiąca podzespołów, od silników śmigłowców po celowniki artyleryjskie i mierniki temperatury systemów "Armata". Brak ukraińskich turbin gazowych zastopował program budowy korwet dla marynarki wojennej. Bez współpracy kosmicznej z UE stanęła produkcja satelitów systemu GŁONASS. Całkowicie importowana okazała się także elektronika i awionika wszystkich samolotów bojowych korporacji MiG i Suchoj.
Rogozin obiecał wprawdzie zastąpienie importu własną produkcją do 2018 r. i pochwalił się rodzimym celownikiem optoelektronicznym dla czołgów kupowanym dotąd od francuskiej korporacji Sagem czy wyeliminowaniem podzespołów tej firmy w kierowanych pociskach przeciwpancernych "Chrizantema".
Ale to drobnostki, bo nie chodzi jedynie o samo uzbrojenie, a o cały park maszynowy i oprogramowanie. Na przykład produkcja rakiet balistycznych Topol dokonuje się całkowicie dzięki urządzeniom zakupionym w USA, Szwajcarii, Francji i Czechach. W przemyśle zbrojeniowym powszechnie używa się produktów IT podwójnego zastosowania takich potentatów, jak IBM, Microsoft, SAP, Oracle. Dlatego rosyjscy eksperci twierdzą, że przedstawianie armii oraz przemysłu zbrojeniowego, jako koła zamachowego gospodarki i wzrostu ekonomicznego to mit i zręczny chwyt lobbystyczny, uzasadniający stałe żądanie dofinansowania.
Tymczasem bez technologicznej współpracy z Zachodem, zbrojeniówka nie tylko nie może wywiązać się z kontraktów dla armii, ale zmodernizować sama siebie. Taką prawdę wypowiedział publicznie Putin, a potwierdził Rogozin, oceniając zerowe rezultaty dwuletniego programu unowocześnienia marynarki wojennej, na który wydatkowano miliardy rubli.
Oczywiście embargo to nie jedyna przeszkoda, zważywszy, że w 1150 biurach konstrukcyjnych i zakładach przemysłu obronnego brakuje: 50 proc. kadry inżynierskiej; 18 proc. techników; 20 proc. konstruktorów i 40 proc. wykwalifikowanych robotników. Średnia wieku obniżyła się wprawdzie z 55 do 46 lat, ale średnia wieku kadry naukowej wzrosła do 60 lat. Dla porównania, na potrzeby obronne pracuje w Rosji 22 proc. uczonych, a w USA - 60 proc. Ponadto, jak oceniają miejscowi i zachodni specjaliści, rosyjski przemysł obronny nie zbudował łańcucha zintegrowanej informacji naukowej i konstrukcyjnej i pracuje w systemie manufakturowym. Podobnie jak w czasach ZSSR, brak jest śladów konwersji w produkcję cywilną.
Dla kremlowskich technokratów i ministrów wniosek jest oczywisty: rosyjska zbrojeniówka - podobnie, jak cała gospodarka - wymaga reform strukturalnych, które zapewniłby całkowitą zmianę filozofii myślenia i działania. Na to jednak budżet nie ma pieniędzy i szybko mieć nie będzie. Stojąc przed wyborem finansowania armii lub reform gospodarki, Kreml wybiera siły zbrojne. Dlaczego?
Siła w samotności
Zachód zawsze chciał mieć Rosję po swojej stronie, szczególnie w dobie współczesnej niestabilności globalnej, emanującej takimi wyzwaniami, jak terroryzm, przestępczość narkotykowa, lokalne konflikty, wojna cywilizacji z recydywą nacjonalizmu. Problem w tym, że Rosja nie chce już należeć do Zachodu, bo uważa, że kiedy tego pragnęła, doznała lekceważenia ze strony zwycięzców zimnej wojny. Oczywiście to uproszczenie, bo jak mówi Dmitrij Trenin z Moskiewskiego Centrum Carnegie, Moskwa miała dwa plany: a - konwergencji w Zachód; b - zapasowej reintegracji obszaru byłego ZSRR. Oba warianty nie wypaliły i to w dużej mierze z winy Rosji. Pozostawiły natomiast Rosję samą, co Kreml przekuł w plan c - niezależność naszą siłą.
Dyplomatyczna strategia wolnej ręki, czyli swobodnego zawierania pragmatycznych sojuszy nie jest dla Rosji nowością, jednak w obecnej sytuacji stanowi dla elit władzy być albo nie być. To dlatego Moskwa stara się zapewnić ochronę przed wszelkimi potencjalnymi zagrożeniami, a dla samotnego kraju zagrożeniem jest wszystko. Putin i Szojgu mówią dziś o wyzwaniach, jakie niesie NATO, podział Arktyki, napór islamu na Azję Środkową i Kaukaz, wreszcie chińsko-amerykańska rywalizacja. Ze względu na słabość ekonomiczną jedynym instrumentem aktywnej obrony pozostaje armia.
Siły zbrojne są też ulubionym narzędziem twardej polityki zagranicznej Rosji. Dlatego mimo ciężkiej sytuacji gospodarczej, a za chwilę także społecznej, Rosja będzie produkowała czołgi zamiast masła. I co najważniejsze, w tej kwestii Rosjanie na razie zgadzają się z Putinem. Silna armia i flota przez trzy stulecia zapewniały rosyjskiemu karzełkowi gospodarczemu decydujący udział w światowym rozdaniu kart. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Nawet jeśli baryłka ropy naftowej będzie kosztowała 20 dolarów.